Serwis Road and Track przyjrzał się najnowszemu silnikowi VC-T Nissana, który był tym pierwszym produkcyjnym modelem w historii z możliwością fizycznego zmieniania stopnia sprężania. 20 lat badań zaowocowało silnikiem o większej oszczędności paliwa w stosunku do oddawanej mocy, ale czy na pewno?
Czytaj też: Hybrydowy Valkyrie od Aston Martin w akcji
Oczywiście silniki działają najbardziej wydajnie przy wysokim stopniu sprężania, ale to generuje dodatkowe ciepło, które w połączeniu z mikro-wybuchami powoli, ale skutecznie niszczy silnik, kiedy to mieszanina paliwowo-powietrzna wybucha spontanicznie przed zapłonem świecy. Silniki z turbodoładowaniem pracujące na wysokich poziomach doładowania są szczególnie podatne na ten rodzaj detonacji, więc inżynierowie od dawna musieli znajdować ten złoty środek między wysoką kompresją a umiarkowanym zwiększeniem i niską kompresją z dużym doładowaniem. Silnik VC-T Nissana eliminuje ten kompromis, pracując przy wysokich współczynnikach kompresji (do 14:1) przy małym obciążeniu i przy współczynniku zaledwie 8:1 przy pełnym obciążeniu.
Po raz pierwszy znalazł się na pokładzie Infiniti QX50, gdzie działał bezproblemowo, choć przy niskich obrotach złowieszczo stukał pod maską. Chociaż mogłoby się wydawać, że ta 2-litrowa jednostka z mocą rzędu 268 KM jest fenomenalna pod kątem zużycia paliwa, to tak naprawdę nie jest.
Wystarczy porównać ten silnik do tego z BMW X3, który ze znacznie mniej wydajnym paliwowo układem napędowym na tylne koła i z ośmiobiegową automatyczną skrzynią biegów, zamiast napędu na przednie koła i systemu CVT Infiniti, przegrywa tylko o jedną jednostkę w skali mp. Tak więc na jednym litrze paliwa QX50 przewyższa rozwiązanie w BMW o zaledwie dodatkowe 0,435 km.
Czytaj też: Oto Lotus Evija, najmocniejszy elektryczny samochód w historii
Źródło: Road and Track