Kajko i Kokosz wracają na polską scenę komiksową dzięki wydawnictwu Egmont, posiadającemu prawa do twórczości Janusza Christy. Zeszłoroczna próba wskrzeszania legendy tomem Obłęd Hegemona skończyła się delikatnie mówiąc fiaskiem. Jak wypada wobec tego drugi tom?
Egmont sprezentowało czytelnikom niespodziankę. Na półki księgarń w zeszłym roku wrócili dwaj wojowie Kajko i Kokosz, za sprawą zeszytu „Obłęd Hegemona”. Były to fakt przyjemny, gdyby nie mocna krytyka ze strony odbiorców. Wydawca miał równy rok na przemyślenie pewnych spraw i dopracowanie komiksu, tak aby w swoją 45. rocznicę dwaj wojowie mogli należycie obchodzić swoje urodziny.
Zanim przejdziemy dalej, warto wyjaśnić czytelnikom – szczególnie tym młodszym – skąd wynikają wysokie oczekiwania starych wyjadaczy względem swoistego resetu recenzowanego komiksu. Nie wszyscy mogą kojarzyć, kim są Kajko i Kokosz, a zasadniczo powinni, bowiem stanowią solidny fundament polskiej popkultury na równi z przygodami wiedźmina Geralta. Oryginalna seria o dwóch słowiańskich wojach liczy dwadzieścia tomów, stworzonych ręką rysownik i scenarzysty Janusza Christy. Christa dla polskiego komiksu jest tym, czym Jack Kirbi oraz Stan Lee dla amerykańskiego i wcale nie przesadzam. Na komiksach Christy wychowały się całe pokolenia Polaków w PRL, zaś sam autor zanim zajął się na dobre opowieściami graficznymi grał w zespole jazzowym. Zresztą te dwie pasje niejednokrotnie łączył, co jest tematem na inny raz.
Kajko o Kokosz do złudzenia wyglądają niczym adaptacja najpopularniejszego komiksu w historii, czyli Asterixa. Sam autor przez lata odrzucał, jakoby miał w całości sugerować się koncepcją francuskiego komiksu, ale podobieństwo jest aż nazbyt uderzające. Zresztą nie można mieć nic za złe rodzimemu twórcy, zwłaszcza że świat komiksu polega na czerpaniu z różnych źródeł, celem adaptacji treści dla własnych potrzeb w określonej estetyce. Komiks Kajko i Kokosz skierowany był oczywiście do dzieciaków i młodzieży, ale komiks podszyty był wielowarstwowym humorem, komentującym sprawy bieżące, a także różne historyczne stereotypy i konteksty.
Do „nowych” przygód Kajko i Kokosza podszedłem inaczej niż większość czytelników, dając im spory margines zaufania. Nie traktuję tego jak próbę wykorzystania sławy nieżyjącego rysownika, czy nawet kontynuację historii opowiedzianych dawno temu. To tak naprawdę swoista zabawa konwencją, mająca na celu przeniesienie na współczesne czasy pewnego pomysłu, ale przede wszystkim głównym celem jest bawić czytelnika.
Opisywany tom „Łamignat Straszliwy” to cztery krótkie opowiastki, autorstwa nowego pokolenia twórców: Maciej Kur, Tomasz Samojlik, Sławomir Kiełbus i Piotr Bednarczyk. To ich drugie podejście do tematu, zaś z repertuaru zniknęli Norbert Rybarczyk i Krzysztof Janisz. Z pewnością najlepiej wypadają Kur oraz Kiełbus, gdzie szczególnie ten drugi w sposób fenomenalny naśladuje warsztat rysowniczy Christy. Ich dwa epizody w nowym zeszycie cieszą oko detalem i kolorem, jednocześnie przedstawiając bardzo sympatyczne opowieści. Pozostali postanowili mocniej pobawić się formą, szukając własnego stylu opowiedzenia jeszcze raz przygód klasycznych postaci.
Czy im się udało? Sądzę, że tak, bowiem całość skrojono w współczesnej estetyce. Nie chodzi wyłącznie o warstwę wizualną, ale również o treść odwołującą się do obecnych zagadnień popkultury, czy nawet dnia codziennego. Ten manewr powinni szczególnie z miejsca kupić młodsi czytelnicy w całości przeszyci współczesnością, rozumiejący różne otaczające nas symbole. Starsi taki wybieg przyjmą na klatę, nie marudząc zbytnio na choćby niesforną królewnę rzucającą hasztagami na prawo i lewo, albo do końca przeklną usilne starania Egmontu i autorów. Niemniej, jako całość lektura bawi, zaś niewygórowana cena 20 zł za niespełna pięćdziesiąt stron, daje nam dobry pomysł na okazjonalny prezent dla młodszych adeptów rysunkowego medium.
Za udostępnienie komiksu do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont