Dziś praktycznie każdą premierę nowego samochodu poprzedzają nie tylko zapowiedzi oraz zwiastuny, ale też plotki, wycieki i przede wszystkim zdjęcia szpiegowskie, które uchwyciły nadchodzący model w charakterystycznym kamuflażu. Dziś właśnie o nim.
Kamuflaż na samochodach, czyli zabawa w chowanego
Jeśli rzucicie okiem na nasz dział motoryzacyjny, zauważycie, że praktycznie codziennie pojawiają się u nas nowe zdjęcia szpiegowskie szeregu samochodów przed premierą. Od modeli BMW i Audi poprzez Mini, czy Toyoty, a na Porsche i Maserati kończąc. Nie ważne, czy to zwyczajny model dla typowego konsumenta, czy jakiś supersamochód. Trudno dziś bowiem o samochodową firmę, która z kamuflażu nie korzysta, a w tym nie ma nic dziwnego, kiedy to żyjemy w czasach, gdzie dostęp do informacji mamy na wyciągnięcie ręki.
Firmy pieczołowicie dbają o to, aby przygotowywane przez nich nowe samochody nie zdradziły zbyt wiele przed oficjalną premierą. Uważnie i zapewne z konkretnym planem ujawniają przedpremierowe szczegóły, jeszcze bardziej nakręcając oczekujących na nowe cacko. Po co bowiem premiery byłyby w ogóle organizowane zwłaszcza teraz, kiedy wszystko sprowadza się do transmisji online, gdybyśmy wszystko już wiedzieli, a dany model niczym by nas nie zaskoczył? Kiedy wyjawi się zbyt wiele przed debiutem, zwyczajnie trudniej jest o przyciągnięcie aż tak dużej uwagi odbiorców na całym świecie.
Projektowanie samochodu wprawdzie głównie przebiega tylko w gronie bezpośrednio zaangażowanych, ale już po szkicach projektowych, dokładnym renderze, przygotowanym planie produkcyjnym i stworzeniu pierwszych prototypów, trzeba je jakoś przetestować. Początkowe zabawy w zamkniętych torach przeszkód, czy torach testowych firm razem z tunelami aerodynamicznymi oraz hamownią, to tylko wierzchołek góry lodowej testów, która spoczywa na najważniejszym – sprawdzianach w rzeczywistym świecie.
To dopiero one, realizowane zarówno na drogach publicznych, jak i publicznych torach wyścigowych pokroju szeroko znanego Nürburgring, są w stanie zapewnić najważniejsze dane, finalizujące rozwój samochodu aż do wersji produkcyjnej. Te testy, to też ostatni gwizdek na wskazanie problemów związanych z modelem oraz ich rozwiązaniu. Wtedy też najczęściej do akcji wkraczają albo przypadkowi ludzie, albo wyspecjalizowani szpiedzy-fotografowie, dla których to zwyczajna praca.
Czy kamuflaż na samochodach ma sens?
Patrząc na podpięte zdjęcia, możecie się zastanawiać nad rolą tak ściśle dopasowanego do nadwozia kamuflażu, sprowadzającego się często to chaotycznych wzorków z czerni i bieli. W domyśle ma on oczywiście utrudniać rozpoznanie modelu, dojrzenia jego charakterystycznych elementów i szczegółów, a na dodatek zwyczajnie oszukać nasze oczy. Najłatwiej pokazać to na tym przykładzie:
Znacie zapewne zasadę dobierania wzorków na ubraniach. Jeśli jesteście wysocy i założycie coś z pionowymi paskami, będziecie sprawiać wrażenie jeszcze wyższych. Jeśli brzuszek nieco Wam się zaokrąglił, a wpadniecie na koszulkę z poziomymi pasami i niedajboże szerokimi, to będziecie sprawiać wrażenie jeszcze szerszych. Powyżej szereg tego typu rozwiązań na elementach samochodu wprowadza nas umyślnie w błąd, tu poszerzając, a tu wydłużając co poniektóre części.
To jednak kamuflaż zarezerwowany dla przedprodukcyjnych samochodów o dosyć daleko posuniętym poziomie rozwoju nadwozia. Jasne – producenci mogą zakładać fałszywe panele, rury wydechowe, czy poszerzać specjalnie niektóre elementy wieloma warstwami kamuflażu, ale finalnie i tak widzimy dosyć łatwo rozpoznajemy kształty samochodu.
Sam wzór z kolei ma też walczyć z aparatami, utrudniając im złapanie ostrości, ale jest na to sposób – wystarczy ustawić ostrość na element pozbawiony kamuflażu, jak np. szybę. Wziął się z kolei ze stosowanego w czasach I wojny światowej kamuflażu na okrętach, który przed wiekiem utrudniał marynarzom określanie odległości, pozycji oraz prędkości wrogich okrętów. Zwłaszcza kiedy w grę wchodził peryskop z okrętu podwodnego, który na dodatek musiał mierzyć się z falami i niekoniecznie najlepszą widocznością.
Zupełnie inny wymiar kamuflażu stosuje się zwykle albo przy ściśle tajnych modelach (kiedy producentowi i testerom “się chce”), albo przy naprawdę wczesnych wersjach samochodu. Wtedy do gry nie wchodzą tylko okleiny z finezyjnymi wzorkami, a zwyczajne płaty materiału, zakrywające te elementy, które na drogach publicznych mogą być zakryte. Przykład? Oto on:
Firmy lubią zdjęcia szpiegowskie
To, co zaskoczyło mnie bez reszty, to wypowiedź Mike Rosinskiego, menadżera grupy testerów firmy Nissan. Ten stwierdził, że sam (choć nie tylko on dzieli to podejście) uwielbia wypływające do sieci zdjęcia szpiegowskie samochodów Nissana. Dzięki temu jego zespół może zagłębić się w to, co na temat wyszpiegowanego modelu uważają nie tylko dziennikarze, ale też sami konsumenci i czy zastosowany kamuflaż zmylił wszystkich, czy wręcz przeciwnie.
Kamuflaż kamuflażowi samochodowemu nierówny
Nie wiem, jak Wy, ale ja od zawsze uważałem kamuflaż na samochodach przedprodukcyjnych za proszenie się o zdjęcia. Umówmy się – czy okraszony dziwaczną okleiną samochód nie przyciągnie więcej uwagi od swojego „zwyczajnego” odpowiednika, potencjalnie zwiększając szansę na fotkę podczas testów? Daleki jednak jestem od stwierdzenia, aby z kamuflażu zrezygnować całkowicie, bo to, co stało się z nim na przestrzeni ostatnich lat, wyewoluowało do czegoś pokroju zabawy między producentami, a konsumentami.
Tego typu zdjęcia, to też darmowa reklama dla każdego modelu, jako że często fotki są przyczynkiem do przypomnienia o nadchodzącym samochodzie zarówno w wiadomościach, jak i na forach zorientowanych na konkretnych producentów. Gdyby z kamuflażu zrezygnowano, znający się na samochodach fotografowie z łatwością rozpoznaliby na ulicach nowe prototypy nowych modeli, co doprowadziłoby do tego, o czym wspominałem – obniżenia wagi samego debiutu.
Jeśli jednak firmy chciałby za wszelką cenę zminimalizować szansę na rozpowszechnienie się wyglądu nadchodzącego samochodu, zawsze mogą użyć wyobraźni i upodobnić prototyp do albo istniejącego modelu, albo np. nakleić na jego nadwozie okleinę reklamującą fikcyjną firmę wyspecjalizowaną w czyszczeniu publicznych toalet. Wtedy nawet najbardziej dociekliwi fotografowie mogliby dać za wygraną.
Warto jeszcze wspomnieć, że najczęściej wykorzystywany wzór kamuflażu, który zwykle się nie powtarza i jest unikalny dla każdego modelu, nie bez powodu przyjmuje kolor czerni oraz bieli. To nie tylko kolory ze skrajnego spektrum, co zapewne ma wiele do gadania w myśl wspomnianego oszukiwania naszego wzroku, ale jest to ponoć najtańsze połączenie barw. Budżet firm nie jest przecież bez dna.