Naukowcy ogłosili, że lato na półkuli północnej będzie wiązało się z niebezpiecznie długimi falami upałów, susz i nawałnic. Stanie się tak nawet, jeśli ludzkości uda się ograniczyć globalne ocieplenie na poziomie dwóch stopni Celsjusza.
Przy jednym stopniu ocieplenia w stosunku do czasów przedindustrialnych, tego rodzaju ekstremalne warunki pogodowe zaczęły występować coraz częściej. Fala upałów w 2003 r. doprowadziła do 70 000 zgonów w samej Europie. Nowe badanie określa, jakie mogą być konsekwencje wzrostu średnich temperatur o kolejny stopień.
Czytaj też: Pożary mogą łagodzić zmiany klimatu poprzez chwytanie dwutlenku węgla
Co ważne, nawet niewielki wzrost czasu trwania ekstremalnych zjawisk pogodowych może mieć znaczący wpływ na zdrowie ludzi, produkcję żywności, różnorodność biologiczną, a nawet wzrost gospodarczy. Na przykład podczas fali upałów w Europie w 2018 r. wielkość plonów pszenicy w Niemczech spadła o 15 procent. Z kolei w Stanach Zjednoczonych ostatnich 12 miesięcy było najbardziej mokrymi w historii pomiarów. Wiele obszarów w środkowej części kraju zostało unieruchomionych na skutek ciągłych opadów i powodzi.
Zmiany klimatu wpływają na cyrkulację atmosferyczną, co może powodować, że na kontynentach będą gromadziły się gorące i suche masy powietrza. Przy wzroście wynoszącym 2 stopnie Celsjusza prawdopodobieństwo długotrwałych anomalii wzrośnie o cztery procent w porównaniu do dnia dzisiejszego. Jeśli mowa o Ameryce Północnej, Europie Środkowej i północnej Azji, dane prezentują się nawet gorzej.
Porozumienie paryskie z 2015 r., które wchodzi w życie w przyszłym roku, zobowiązuje kraje świata do ograniczenia ocieplenia do „znacznie poniżej” 2 stopni Celsjusza. Jeśli jest to możliwe, powinniśmy starać się zatrzymać na 1,5 stopnia, jednak badacze są zdania, iż na to jest już za późno.
[Źródło: phys.org]
Czytaj też: Jaka będzie rola drzew w walce ze zmianami klimatu?