W sierpniu Donald Trump zagościł na pierwszych stronach gazet, kiedy wyraził zainteresowanie kupnem Grenlandii, największej wyspy świata. Jak się okazuje, Grenlandia nie jest na sprzedaż, a Trump został wyśmiany za swoje dyplomatyczne pomyłki. Wiele osób zastanawiało się jednak, co może stać za tym bezprecedensowym posunięciem – i czy ma to coś wspólnego z rosnącym zainteresowaniem Stanów Zjednoczonych posiadaniem kawałka Arktyki.
Stany Zjednoczone są jednym z ośmiu państw otaczających Arktykę – wraz z Kanadą, Danią, Finlandią, Islandią, Norwegią, Rosją i Szwecją – które obecnie walczą o prawa do tego obszaru. Ten wzrost zainteresowania regionem nazwano „walką o Arktykę” a nawet „nową zimną wojną”, ponieważ Rosja i Stany Zjednoczone biorą udział w sporze. Skąd w ogóle wzięła się cała sytuacja?
Czytaj też: Po raz pierwszy udało się udokumentować zjawisko dotyczące lodowców w Antarktyce
Arktyka posiada ogromne zasoby ropy naftowej i gazu ziemnego. Według U.S. Energy Information Administration, w dnie morskim pod Oceanem Arktycznym znajduje się około 90 miliardów baryłek ropy naftowej – jest to około 13% nieodkrytych rezerw ropy naftowej na świecie – oraz około 30% niewykorzystanego gazu ziemnego naszej planety. Dawniej, ze względu na warunki panujące w Arktyce, wydobycie tych zasobów było w zasadzie niemożliwe. Ale teraz, dzięki postępowi technologicznemu, sytuacja się zmieniła. Trzeba było więc ustanowić przepisy, które będą chroniły ten region.
Obecnie, na mocy traktatu UNCLOS, państwa-sygnatariusze mogą eksploatować zasoby z dna morskiego do 370 kilometrów od swoich wybrzeży. Kraje te szukają jednak sposobów na nagięcie przepisów, choć specjaliści sądzą – że bezskutecznie. Co więcej, twierdzą oni, iż władze świata zdają sobie sprawę z problemów związanych z globalnym ociepleniem i nawet chęć wydobycia zasobów nie powinna przesłonić im zdroworozsądkowego myślenia.
[Źródło: livescience.com]
Czytaj też: Dane sprzed wieków pomagają lepiej zrozumieć topnienie lodów Arktyki