Bombowiec B-1B wszedł do służby w lotnictwie USA w latach 80. jako bombowiec nuklearny i z czasem stał się ogromnie wszechstronny. Jednak pomimo upływu lat, nadal pokazuje pazur.
Wspominamy o tym dlatego, że produkcja tego bombowca zakończyła się pod koniec lat 80. XX wieku, a teraz tym egzemplarzom coraz trudniej jest latać. Stąd właśnie plany zastąpienia go bombowcem B-21 Raider na przełomie lat 2020 i 2030. Jednak zanim to nastąpi, B-1B wciąż podejmuje nowe prace przed przejściem na emeryturę.
Ostatnio bowiem przeprowadził 30-godzinny maraton, lecąc z Południowej Dakoty do Japonii i z powrotem. Misja ta była częścią zmiany Sił Powietrznych od stacjonowania w zagrożonych i wrażliwych na ataki zamorskich bazach do szkolenia załóg na potrzeby lotów długodystansowych niezbędnych podczas wojny.
Czytaj też: W jaki sposób Dragon od SpaceX zmeni losy astronautów?
Według serwisu Flightglobal, B-1B „Bone” z 37 Dywizjonu Bombowego wystartował z bazy sił powietrznych Ellsworth w Południowej Dakocie i przeleciał przez Pacyfik do północnej Japonii. Po przekroczeniu jej granic zawitał na poligon bombowy Draughon Misawa, w którym jego akcje pozostały nieznane.
Siły Powietrzne nie ujawniły bowiem, czy wtedy B-1 zrzucił jakieś bomby, ale wydaje się mało prawdopodobne, aby ciężki bombowiec strategiczny po przeleceniu ponad dziesięciu godzin nie przetestował swojej broni na poligonie. Finalnie bombowiec wrócił do Ellsworth, kończąc swoją 30-godzinną misję.