CD Projekt RED wprost przyznało, że nadgodziny na ostatnim etapie tworzenia Cyberpunka 2077 się pojawią. Zdaje się, że jednak nie będą to przypadki, które wymęczą zespół.
Gdy ktoś na zachodzie użyje w wiadomościach na temat gier wideo słowa „crunch”, czyli po prostu wytężonej pracy w nadgodzinach, to występuje ogromne oburzenie w związku z sytuacją w studiu. Mam jednak wrażenie, że pewna specyficzna mentalność naszego narodu dopuszcza niektóre takie sytuacje i nie krytykuje ich jeśli nie są to wyjątkowo złe warunki pracy.
A o crunchu wprost mówił Adam Kiciński, czyli prezes zarządu CR Projekt RED. Zapytany o nadgodziny wynikające z przełożenia premiery Cyberpunka 2077 – otwarcie potwierdził on, że pracownicy będą proszeni o branie nadgodzin.
Celem będzie oczywiście dostarczenie jak najlepszego produktu na premierę. Zarząd będzie jednak trzymał rękę na pulsie, aby przyjemne miejsce pracy nie zamieniło się w… miejsce, w którym korporacje rządzą? Zrobiło się trochę cyberpunkowo.
Odważnie podano również serwisowi GameSpot przykłady pracowników. Jest podobno wiele osób, które przychodzą do wymarzonej branży i nie do końca rozumieją, czego się po niej spodziewać. Zazwyczaj są oni zaskoczeni tym, ile czasem pracy trzeba włożyć, aby wydać w produkt, który się naprawdę kocha. Z drugiej strony, do CD Projekt RED przychodzą również ludzie z Rockstar Games i doświadczając oni „polskiego crunchu” są zdziwieni, stwierdzając, że to przecież nie jest nawet crunch. Ile ludzi, tyle będzie opinii o nadgodzinach.