Reklama
aplikuj.pl

Najlepsze planszówki 2020 roku, w jakie zagrałem

Najlepsze planszówki 2020 roku, planszówki 2020 roku,

Przymus pozostania w domach często generuje mnóstwo wolnego czasu, którego jakoś trzeba spożytkować. Święta, to również taki wyjątkowy okres, więc co powiecie na najlepsze planszówki 2020 roku, w jakie zagrałem moim skromnym zdaniem?

Gra karciana Valhalla

Jeśli mord, gwałty i palenie wiosek śni się Wam po nocach, to sugeruję udanie się do specjalisty, ale jeśli klimat wikingów jest tym, który szczególnie podoba Wam się w rozrywkowych dziełach, to gra karciana Valhalla od Łukasza Woźniaka z pewnością Wam się spodoba. Zwłaszcza jeśli nie ulegliście popkulturowym mitów na temat wikingów, bo w rzeczywistości gra sięga po prawdę historyczną oraz wierzenia tego dawnego ludu.

Gra karciana Valhalla to połączenie operowania na kościach i kartach, w której (jako jarlowie) głównie walczymy w ramach pojedynków 1v1 z maksymalnie pięcioma innymi graczami, dbając o swoje własne szeregi żądnych uzyskania wiecznej chwały wikingów. Podczas ataku do gry wchodzą kości, których wyrzucone wyniki pozwalają nam „aktywować” poszczególnych wojaków i wysyłać ich w bój. Jeśli wygramy, ci mogą trafić do Valhalli, czyli przełożyć się na punkty, od których zależy zwycięstwo.

Gra toczy się aż do ogarnięcia świata przez Ragnarok i do krótkich zdecydowanie nie należy, ale w jej towarzystwie czas mija nieubłaganie. Chociaż losowy aspekt momentami może doprowadzić nas do białej gorączki, nadaje rozgrywce nieprzewidywalności, a swoje szczęście każdy może wspomóc przemyślanym doborem wojowników.

W Valhalli najbardziej doceniłem oprawę wizualną, dołączone w zestawie 80 kart z dwóch rozszerzeń (stosowane zamiennie), dodatkowe warianty gry oraz to, że pokonany w bitwie gracz nie jest aż tak stratny, bo w rzeczywistości to nie wygrane walki, a finalna suma punktów zwycięstwa wpływa na to, kto wygra. Dzięki temu nawet tylko broniąc się, możemy na końcu okazać się najlepszymi.

Posiadłość Szaleństwa II edycja

Tutaj coś dla fanów twórczości Lovecrafta, bo w rzeczywistości Posiadłość Szaleństwa, która doczekała się unowocześnionej i ulepszonej drugiej edycji w zupełności bazuje na tym, co narodziło się w głowie tego fascynującego człowieka. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że ta gra planszowa traci zbyt wiele bez znajomości przynajmniej zarysu uniwersum Lovecrafta.

Tak więc, do gry potrzebujemy zarówno gry, jak i aplikacji do pobrania na komputer, laptopa lub smartfona. Wcześniej oczywiście trzeba poznać szereg zasad, jakimi rządzi się zabawa, a z góry ostrzegam, że w grę wchodzi przewodnik, który liczy dobre kilkadziesiąt stron.

Niektórzy mogą kręcić nosem na to, jak dużo miejsca potrzebujemy do gry w Posiadłość Szaleństwa i czasu na jej przygotowanie oraz późniejsze spakowanie i nic w tym dziwnego. To gra planszowa z górnej półki, po którą powinni sięgnąć tylko zaawansowani gracze.

Podczas rozgrywki wcielamy się w jednego z unikalnych badaczy i stajemy przed często niejasnym zadaniem rozwiązania niepokojącej zagadki. W tym celu przemierzamy rozbudowane lokacje wypełnione po brzegi aktywnościami, rozbudowując swoją planszę kartonikami z pudełka.

Do gry wymagana jest przy tym interakcja z aplikacją, co (choć nie lubię łączyć gry planszowej z cyfrową) znacząco ułatwia i (moim zdaniem) uprzyjemnia rozrywkę, która w innym przypadku wymagałaby jednego mistrza gry wśród graczy.

W Posiadłości Szaleństwa najbardziej podoba mi się ta niepewność w tym, co będzie następne, wyśrubowany momentami poziom trudności, który sprawia, że spokojne śledztwo szybko może przybrać nieoczekiwanego obrotu spraw, ale szczerze mówiąc, przy zakupie oczekiwałem nieco bardziej strategicznego podejścia do tematu.

Niestety to droga zabawa, bo po kupieniu podstawowej wersji za 350 zł mamy do dyspozycji tylko kilka scenariuszy na kilkanaście godzin przygody. Kolejne kosztują kilkadziesiąt złotych, a dodatki do podstawowego wydania, to kolejne setki złotych. Jednak i tak uważam, że Posiadłość Szaleństwa w tej swojej interaktywnej formie zabawy, to zdecydowanie przygoda, którą powinien przeżyć każdy miłośnik gier planszowych.

Gra karciana Elekt

Moja osobista letnia przygoda z Elektem odnowiła moją miłość w klimat Dark Fantasy, którego tak polubiłem przez serię gier Dark Souls. Przeznaczona dla przynajmniej dwóch, a maksymalnie czterech graczy karcianka Elekt pochodzi od polskiego producenta i skupia się na wzajemnej walce o pozycje na tronie. Co najważniejsze, nadal jest to pozycja rozwijana, którą czekają wielkie premiery dodatków w 2021 roku.

Zabawa w Elekt polega na budowaniu własnej talii jednostek i przemyślanym zarządzaniu każdą z nich, jak również dbaniu o zapasy żaru (pewnego rodzaju „many”). Jednostki wysyłamy bowiem naprzemiennie do jednej z trzech stref, w których zasady i nagrody zmieniają się z rundy na rundę.

Brzmi więc prosto, ale w rzeczywistości odpowiadanie na ruchy przeciwnika wymaga od nas daleko idącego pomyślunku, a możliwość wpływania na pole bitwy już po rozpoczęciu walki tylko komplikuje sprawy.

Jeśli kochacie obmyślać strategie tego, jak zniszczyć doszczętnie przeciwnika, to Elekt będzie dla Was strzałem w dziesiątkę, bo dzięki niemu sprawdzicie ile w rzeczywistości macie z dobrego stratega i planisty.

Osobiście uznaje tę pozycję za jedną z najbardziej angażujących gracza nowych gier na rynku, w którą pojedynki zawsze wyglądają inaczej, a przeciwnicy mogą zaskoczyć nas (w ten negatywny sposób) w najmniej oczekiwanym momencie.

Jeśli szykujecie się do zakupu Elekta, sugeruję dokupienie od razu do zestawu trzech dostępnych już dodatków, które znacząco rozwijają początkową talię jednostek.

Jeszcze więcej planszówek

Spragnieni większej liczby pozycji? W takim razie rzućcie okiem na moje inne zestawienie sprzed kilku miesięcy. Zapraszam do artykułu: gry planszowe dla dwojga – pięć przyjemnych i prostych pozycji.