Filmy katastroficzne przedstawiły już całą masę potencjalnych końców świata. Zaczynając od epidemii zombie, przez najazd kosmitów, a kończąc na uderzeniu asteroidy. Mniej popularnym motywem wydaje się wybuch wulkanu paraliżujący naszą cywilizacją. A paradoksalnie to właśnie takie zdarzenie może być najbardziej prawdopodobne.
Na szczęście NASA przygotowuje się na wszelkie ewentualności. Ma również plan na potencjalne zagrożenie płynące (dosłownie) z erupcji superwulkanu znajdującego się na terenie parku Yellowstone. Termin jego wybuchu minął już jakiś czas temu i wygląda na to, że ów wulkan jest po prostu bombą z opóźnionym zapłonem.
Jak wynika z doniesień BBC, NASA przeprowadziła ostatnio serię testów w związku z aktywnością superwulkanu z Yellowstone. Jedną ze sprawdzonych metod było chłodzenie tego miejsca. Jak wynika z obliczeń, takie działanie poskutkowałoby obniżeniem temperatury wulkanu o 35%. Naukowcy zamierzają w tym celu wybudować elektrownię geotermalną. Inwestycja nie byłaby tania a jej koszt szacuje się na ok. 3,5 mld dolarów. Są jednak zalety takiego rozwiązania. Woda wpompowana do obszaru otaczającego wulkan zostanie nagrzana do tego stopnia, że będzie mogła posłużyć do produkowania elektryczności.
Pomysł wydaje się więc niezły. NASA zniweluje dzięki niemu zagrożenie płynące z ewentualnej erupcji superwulkanu, a przy okazji zwróci się część kosztów przeznaczonych na tę inwestycję. Problem jest poważny, bowiem wybuch mógłby doprowadzić do kompletnego paraliżu całego amerykańskiego kontynentu, a nawet reszty świata.
[Źródło: bgr.com; grafika: James St John]