Naukowcy z University of Hull z Rebeccą Williams na czele stworzyli badanie, które doczekało się ostatnio publikacji i nic w tym dziwnego. Dotyczy bowiem wulkanu Krakatau, który w zeszłym roku uaktywnił się w październiku i w grudniu, choć to ten drugi był zdecydowanie najgorszy.
Czytaj też: Ten kolektor zamienia suche powietrze w wodę
Nic w tym jednak dziwnego, bo wtedy solidna część krateru zawaliła się i wywołała tsunami, które pochłonęło ponad 430 ofiar i spustoszyło społeczności przybrzeżne wzdłuż cieśniny Sunda w Indonezji. To zawalenie zostało uchwycone z niespotykaną dotąd szczegółowością za pomocą teledetekcji satelitarnej, dając możliwość zrozumienia zawalenia się wulkanu w sposób, który wcześniej nie był możliwy na żadnej wyspie wulkanicznej na świecie.
Analiza zespołów pokazuje, że katastrofalne tsunami zostało spowodowane stosunkowo niewielkim osunięciem ziemi – obserwacją mającą ważne implikacje dla społeczności dotkniętych wulkanami i osób odpowiedzialnych za ocenę ich zagrożenia. Odkryli, że wulkan był w normalnym stanie erupcyjnym przed zawaleniem się jego zbocza, ale że zawalenie to zmieniło styl ciągłej erupcji, to spowodowało to rekonfigurację magmowego systemu hydraulicznego wulkanu, który pozwolił wodzie dostać się do układu. To z kolei sprawiło, że erupcja zmieniła się w znacznie bardziej wybuchowy, freatomagmatyczny rodzaj. Ta późniejsza aktywność spowodowała faktyczne zniszczenie szczytu wulkanu i destrukcyjną przebudowę krajobrazu, którą można zaobserwować na nowszych zdjęciach satelitarnych.
Takie zawalenia się krateru, powodujące duże tsunami reprezentują bardzo niedoceniane zagrożenia geologiczne – obecne systemy monitorowania tsunami nie monitorują tego rodzaju aktywności wulkanicznej, skupiając się głównie m.in. na dużych trzęsieniach ziemi.
Czytaj też: Dane satelitarne pokazują ogromny wzrost ilości pożarów w Amazonii
Źródło: Phys