Reklama
aplikuj.pl

Niby zabawka, czyli test drona Parrot Mambo

Czyli jak zacząłem przygodę z dronami

Trudno znaleźć kogoś, kto nie chciałby chwycić za pada i posterować nie postacią w grze, a dronem w rzeczywistości. Na szczęście ta zabawa nie zawsze musi równać się z wydawaniem kilku tysięcy złotych, bo już poniżej tysiaka możemy trafić na naprawdę ciekawe pozycje, które pozwolą nam na wejście w ten świat. Czy dobrym wyborem będzie w takim przypadku model Parrot Mambo? Zapraszam do tego niecodziennego testu na naszej stronie.

Pudełko i dołączone wyposażenie

Mambo spod ręki Parrota występuje w kilku edycjach – Fly, Mission i FPV. Ten pierwszy jest zwyczajną podstawą pozostałych dwóch zestawów i posiada niezbędne do tradycyjnego latania elementy. Wersja Mission może już się pochwalić nakładką „chwytaka” i armatki, a w przypadku FPV możemy liczyć na kamerę i gogle Cockpitglasses 2. W moje ręce wpadł właśnie ten ostatni zestaw, który moim zdaniem jest najlepszym wyborem w przypadku drona Mambo.

Czytaj też: Test drona DJI Tello, czyli konkurenta modelu Mambo

Ten dociera do nas w zgrabnym, prostokątnym pudełku, w którym to znajdziemy dobrze zabezpieczony kontroler, dodatkowy akumulator, wspomniane wyżej gogle do zabawy FPV, przewód USB do ładowania, instrukcję obsługi oraz samego drona z zamontowaną kamerką, oraz czterema osłonkami na śmigiełka.

Specyfikacja techniczna

  • Ogólne
    • Rozmiar drona z osłonkami: 18 x 18 cm
    • Waga drona bez dodatków: 63 gramy
    • Waga drona z kamerką i osłonkami: 73 gramy
  • Kamera
    • Demontowalna na cztery piny
    • 120-stopniowe pole widzenia
    • Nagrywanie w jakości VGA, HQ, HD w 30 FPS
  • Sensory
    • Ultradźwiękowy
    • Ciśnieniowy
    • Optyczny
    • 3-osiowy akcelerometr
    • 3-osiowy żyroskop
  • Zasilanie
    • 660 mAh bateria LiPo
    • Czas lotu z dodatkami: 8 min
    • Czas lotu bez dodatków: 10 minut
    • Czas ładowania: ~30 minut
  • Cockpitglasses 2
    • 96-stopniowe pole widzenia
    • Kompatybilność z iOS i Androidem o wielkości ekranu od 4,5 do 6 cali
  • Kontroler Parrot Flypad
    • Waga 295 gramów
    • 200 mAh bateria LiPo
    • Czas pracy: 6 godzin
    • Czas ładowania: 2 godziny
    • Stabilny zasięg: 100 metrów
    • Łączność Bluetooth V4.0
  • Oprogramowanie
  • Kompatybilne z systemem iOS w wersji 7+ i Android 4,3+

Mambo

Parrot określa Mambo w edycji FPV, jako jeden z najlepszych wyborów dla początkujących w lataniu dronem z widokiem z pierwszej osoby. Stąd też dołączona kamera i gogle Cockpitglasses 2, co w cenie sięgającej 600 złotych wydaje się naprawdę dobrą okazją. Zwłaszcza że samego drona dorwiemy za około 470 złotych. Mambo przypomina jednak zabawkę, bo jego wielkość porównałbym do rozpostartej dłoni, a samą konstrukcję do naprawdę oszczędnego zagospodarowania tworzywa sztucznego. Jest to jednak uzasadnione, bowiem w takim „segmencie wagowym” drona każdy gram się liczy.

Tak też w głównym członie Mambo swoje miejsce zagrzała większość elektroniki w postaci zasilania z demontowalną baterią, sensorów zapewniających stabilizację w powietrzu, diod aktywności drona oraz naprawdę godnego pochwały wynalazku w formie czterech pinów na górze. Mowa bowiem o łatwym w użyciu systemie podłączania dodatków w postaci kamerki, czy nieobecnego u mnie chwytaka i działka. Zaraz za tym systemem znajdziemy miejsce na baterię i jej gumowe zabezpieczenie, pod którym znalazł się port microUSB do ładowania oraz dioda informująca nas o stanie naładowania baterii.

Na spodzie drona znalazło się z kolei elastyczne tworzywo sztuczne okalające obiektyw odgrywający rolę sensora, włącznik oraz ultradźwiękowy sensor, którego obudowa została stworzona z metalu. Są to wyłącznie moje domysły, ale mam wrażenie, że ten metalowy element umożliwia oddawanie ciepła obecnej w dronie elektronice. Po locie jest bowiem cholernie gorący. Z „rdzenia” Mambo wystają oczywiście cztery przedłużenia ze śmigłami i silniczkami na stosownych podpórkach. Znajdziemy na nich również miejsce montażu osłonek, tak zwanych „hullsów”.

Pod względem konstrukcji i materiałów jest więc dobrze. Parrot postawił w kluczowych miejscach nie na twarde plastiki, a na elastyczne, które powinny lepiej znosić ewentualne kolizje.

Cockpitglasses 2

Dołączone w zestawie gogle również nie sprawiają wrażenia powszechnej tandetności. Całość została wykonana z tworzywa sztucznego, gumy, materiałowych pasków na rzepy oraz oczywiście dwóch soczewek. Telefon wkładamy w rozkładaną klapkę i nie musimy bać się o jego zarysowanie, bowiem przód gogli został wyłożony stosowną pianką. W przypadku funkcji mamy możliwość dostosowania rozstawu soczewek, proste odpalenie drona z trybu FPV oraz (co chyba najważniejsze) możliwość prostego złożenia gogli. Wtedy te nie zajmują aż tak wiele miejsca.

Kontroler Parrot Flypad

W przypadku dołączonego w zestawie kontrolera mamy do czynienia z prostym, niezachwycający wykonaniem, ale jak najbardziej wytrzymałym i funkcjonalnym sprzętem. Ten dobrze leży w dłoni (ale ze względu na wyżłobienia, a nie zastosowany śliski plastik), nie wygina się w żadnym miejscu i nie trzeszczy przy jego ściskaniu. Został wyposażony w 10 przycisków i dwie responsywne i niezacinające się gałki. Te służą oczywiście do sterowania, za pomocą jednego uaktywniamy kontroler, trzeci służy do wystartowania Mambo, a reszta albo pozwala nam na wykonanie czterech trików (obrotów we wszystkich osiach) albo proste wpływanie na lot drona. Mowa o obrocie o 180 stopni, rozpoczęciu nagrywania, spustu migawki oraz zmiany trybu lotu. Według producenta zapewnia do 100 metrów stabilnego zasięgu.

Oprogramowanie

Aplikacja współpracująca z Mambo to FreeFlight Mini, które znajdziecie zarówno w wersji na Androida, jak i iOSa. Jej pierwsze włączenie zachęca nas do zalogowania się do klubu Parrota, ale oprócz tego spełnia najważniejsze zadanie, czyli pozwala nam na latanie, sprawdzenie poziomu baterii i dostosowanie ustawień. Wśród nich znalazły się ustawienia kamerki, trybu FPV oraz najważniejszych elementów wpływających na latanie. W grę wchodzi ustawienie sposobu skręcania, maksymalnej wysokości (25 metrów), maksymalnego nachylenia względem podłoża (do 25 stopni), maksymalnej prędkości w pionie (max 1,9 m/s) i maksymalnej prędkości skręcania (do 180 stopni w ciągu sekundy). Wraz z nabieraniem praktyki w lataniu możemy zdecydować się na zmianę trybu latania na Drift i Racing. W przypadku tego drugiego rezygnujemy ze stabilizacji poziomej, a trzeciego – z poziomej i pionowej.

Co ważne, aplikacja do działania wymaga podłączenia kamery, a jej zasięg bez kontrolera to około 30 metrów. Warto również wspomnieć o tym, że w czasie lotu zapisuje ona nagrania i zdjęcia z drona na naszym smartfonie. Oczywiście w przypadku braku zainstalowanej w kamerze karty microSD. Wraz ze zwiększaniem jakości nagrywania zmniejsza się zasięg, na jakim sygnał z kamery zostanie przerwany. Dlatego też Parrot sugeruje latanie na najsłabszym ustawieniu – VGA.

Wrażenia z użytkowania

Na początek może zacznę od tego, że Parrot Mambo był pierwszym dronem z prawdziwego zdarzenia w moich rękach. Tak więc pierwsze kilkanaście minut musiałem spędzić na okiełznaniu prędkości wertykalnej i w następstwie horyzontalnej… co nie było specjalnie dużym problemem. Zastosowane sensory sprawdzały się prawie idealnie i w mieszkaniu utrzymywały drona w pełnej stabilności. Nawet pomimo braku modułu GPS możemy liczyć na powracanie do początkowej pozycji w razie np. odepchnięcia dłonią. Częściej jednak sprawdza się to przy wietrznej pogodzie, z którą to Mambo radzi sobie jednak całkiem dobrze. Z kolei dołączone w zestawie osłonki/hullsy odwalały kawał dobrej roboty podczas latania w pokoju, ponieważ uniemożliwiały śmigłom uderzenie w ścianę czy wazon. Co jednak najważniejsze – w przypadku niekontrolowanego spotkania przy niedużej prędkości były w stanie skutecznie odbić całego drona od przeszkody.

Po kilkudziesięciu minutach nauki wyszedłem w końcu na zewnątrz, aby tam uwolnić bestię (no może bestyjkę) drzemiącą w tym małym droniku. Same wrażenia z lotu na wolnej przestrzeni są jednak naprawdę spektakularne i sprawiają masę frajdy. Zwłaszcza w momencie, kiedy suwaczkami w aplikacji ustawimy maksymalną wartość dla wszystkich zabezpieczeń i zdecydujemy się na porzucenie stabilizacji w pionie i poziomie. Wtedy osiągane prędkości, płynność manewrów i sam feeling z latania wskakuje na zupełnie nowy poziom. Ten zwiększamy jeszcze bardziej za pomocą trybu FPV i gogli Cockpitglasses 2… ale niestety wtedy ukazuje nam się marna jakość kamerki, której towarzyszą chwilowe problemy z sygnałem, a na dodatek widok nieustannie obracających się po bokach śmigieł. Sprawia to tym samym, że zastosowana kamera jest najbardziej rozczarowującym elementem drona Mambo.

… chyba że zależy Wam najbardziej na długości lotu. Wtedy pretendentem do tego rankingu jest bateria, która wystarcza na średnio od 5-8 minut lotu (zależnie od jego przebiegu i wyposażenia). W pudełku znajdziemy oczywiście drugą, co w sumie daje nam około 12/13 minut zabawy. Po niej nadchodzi czas na godzinne ładowanie obu akumulatorków. Warto również wspomnieć o samym zasięgu, który zamiast podawanych 100 metrów wynosi jakieś 40… no może 50 metrów. Przy zasięgu transmisji w czasie rzeczywistym mówimy o odległości rzędu 20 metrów na najwyższym poziomie jakości. A co w momencie utracenia połączenia? Mambo po prostu zawiśnie w miejscu i będzie tak czekał do naszego przyjścia… albo wyczerpania baterii. Na szczęście odzyskanie panowania nad dronem następuje stosunkowo szybko – wraz ze zbliżaniem się do niego.

Nie bez powodu zaznaczyłem na początku, że zastosowane sensory sprawdzają się PRAWIE dobrze, bo zdarzyło mi się, że podczas wykonywania zaprogramowanych trików (360-stopniowych obrotów względem osi) dron całkowicie ześwirował i z całym impetem przywalił w trawnik. Na szczęście nie stało się nic poważnego, ponieważ uszkodzeniu uległ jedynie wspomniany wyżej hulls, którego i tak w dalszym ciągu można używać, dzięki dwuelementowemu sposobie montażu.

Podsumowanie

Mambo dorwiecie za mniej niż 500 złotych. Edycję FPV już za 600 złotych. Szczerze mówiąc, nie skłaniałbym się do wyboru tej droższej, kiedy nie zależy Wam specjalnie na goglach i kamerce. Propozycja Parrota jest jednak godna polecenia nawet w podstawowej wersji, jeśli chcecie sprawdzić, czy drony mogą stać się Waszym hobby. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że nadałby się na prezent dla dziecka, o ile nauczycie go wcześniej sterowania i początkowo ustawicie zabezpieczenia prędkości na najniższym poziomie. Należy pamiętać, że jest to dron przeznaczony do latania w raczej bliskiej odległości i w zasięgu wzroku. Ode mnie leci więc odznaka rekomendacji, bo jedynymi minusami okazała się słaba bateria oraz niezbyt zadowalająca jakość kamery. Ale hej – to nie dron do robienia spektakularnych ujęć i fotografii, a w razie potrzeby możecie wyposażyć się w dodatkowe baterie i stację do ich ładowania.

Za pomoc w realizacji zdjęć dziękuję Kamilowi Pasternakowi.