13:02:54Emocje po finałowym odcinku Gry o Tron (i całym sezonie) zdążyły nieco opaść. Pewne rzeczy sobie przemyślałam, poczytałam recenzje i posłuchałam wywiadów z aktorami. Na pierwszy rzut oka obsada broni twórców mówiąc, że to było coś wielkiego. Między wierszami można jednak wyczytać zawód. Tym, że się skończyło, czy jak się skończyło? Właściwie, dlaczego jesteśmy niezadowoleni? Przecież był rozmach, były smoki, śmierć i polityka, czyli wszystko, co dawał nam wcześniej serial. Cóż, nie do końca, bo okazuje się, że nie takiego zakończenia Gry o Tron oczekiwaliśmy.
Strona techniczna była od początku ogromną zaletą serialu.
Temu nikt nie zaprzeczy i zapewne, nawet nikt nie zamierza. HBO od pierwszego odcinka ustawiło poprzeczkę wysoko, a potem sukcesywnie ją podnosiło. Gra o Tron zawsze była niezwykle dopracowaną produkcją i to nie tylko w kwestii CGI. Pokochałam ten wykreowany świat za scenografię, za dbałość o szczegóły i świetnie dobrane plany zdjęciowe. Jednak przede wszystkim, pokochałam go za pasję, z jaką był tworzony. Ogromne zaangażowanie twórców widać było od samego początku. Dali nam coś wspaniałego i nawet niesmak po ostatnim sezonie nie jest w stanie tego zmienić.
Wiele kadrów z Gry o Tron nadaje się na plakaty, wiele scen można oglądać w nieskończoność i się nie nudzą. Bardzo dobre walki, czy to większe sekwencje, czy pojedynki rozegrane były naprawdę wiarygodnie. Nawet ta nieszczęsna Bitwa o Winterfell, choć nieco zbyt ciemna, świetnie obrazowała nam chaos starcia na taką skalę. Ciężko rozpisywać się na temat tych wszystkich elementów składowych, które od początku do końca tak dobrze ze sobą współgrały. Dlatego wspomnę jeszcze tylko o ścieżce dźwiękowej. Ramin Djawadi to największy bohater Gry o Tron, który aż do ostatnich sekund serialu trzymał najwyższy poziom. Cichy bohater, o którym jednak trzeba wspomnieć i, przede wszystkim, pamiętać. Gdy widzę kadry z czołówki serialu, od razu słyszę też muzykę. Warto też wspomnieć o Deszczach Castamere, których autorem jest Sigur Rós, ten utwór cały czas wywołuje we mnie ciarki i raczej nie chciałabym usłyszeć go na jakimś weselu.
W każdym serialu czy filmie znajdą się wpadki, dlaczego więc te z ostatniego sezonu tak bardzo nas bolą?
Są ludzie, którzy namiętnie poszukują niedociągnięć w serialach i filmach. A tu zmiana pozycji aktora czy przedmiotu pomiędzy ujęciami, a to jakiś niepasujący rekwizyt, kawałek sprzętu i tym podobne rzeczy. Są to zwykle elementy, na które normalny widz nie zwraca uwagi. Różnice pomiędzy ujęciami zdarzają się często, ale to zwykle wynika z faktu, że poszczególne fragmenty kręci się czasem w odstępie paru godzin, a nawet i dni. Czasem to widać bardziej, czasem mniej, a najczęściej dopiero wtedy, gdy oglądamy coś któryś raz albo niezbyt interesuje nas fabuła. Problem zaczyna się wówczas, gdy takie wpadki widać od razu. Diametralna różnica między fryzurami Dany, nieszczęsny kubek ze „Starbucksa” i plastikowe butelki z wodą. Dlaczego tak nas to zabolało?
Ano dlatego, że czekaliśmy na ten sezon dwa lata. Obiecywano nam epickie zakończenie, dopięte na ostatni guzik zarówno fabularnie jak i technicznie. A tu takie babole. Myślę jednak, że jest jeszcze jeden powód. Woleliśmy skupić się na detalach tła niż na tak bardzo zawodzącej nas fabule. Gdy film czy serial jest dobry, to po prostu puszczamy w niepamięć niedociągnięcia. Im bardziej zawodzi nas całokształt, tym więcej dostrzegamy błędów. Należę do osób, którym ciężko skupić się tylko na oglądanym obrazie, dlatego często w trakcie domowych seansów muszę czymś zająć ręce. A jednak kubek i fryzurę dostrzegłam od razu, co, szczerze mówiąc, rzadko mi się zdarza.
Nie takiego zakończenia Gry o Tron oczekiwaliśmy.
Twórcy, jak i same HBO, stara się nas przekonać, że nie podoba nam się finał tylko dlatego, że każdy oczekiwał czegoś innego. To po części prawda. Gdy opowiada nam się historię, nie ważne czy w formie książki, serialu, filmu, czy zwykłej ustnej bajki, w trakcie nasza wyobraźnia kreuje sobie jakiś finał. Potem jest to konfrontowane z rzeczywistością wykreowaną przez autora. Godzimy się na to, bo to jego wizja, nie nasza. Niestety albo i stety. Tylko bardzo często chodzi o drogę, a nie o to, co zastaniemy na końcu. W przypadku finału Gry o Tron wielu rzeczy się spodziewaliśmy. Wiele wyborów jest w miarę logicznych i wytłumaczalnych, wiele z nich zapewne znajdzie się też w książkach. Owszem, zmarnowano sporo wątków, choćby tą nieszczęsną Aryę, którą wysłano hen daleko na morza, żeby niczym Krzysztof Kolumb odkrywała nieznane lądy. Spoko, przebolałabym takie, a nie inne zakończenie stworzone dla tej postaci, gdyby tylko pokazano, jak do niego doszło.
I to właśnie największa bolączka ostatnich sezonów. Brak logiki, konsekwencji i spójności, który przejawiają. Mniej więcej od połowy Gry o Tron zaczęliśmy rejestrować powolny spadek jakości scenariusza, który swoje apogeum osiągnął w finałowej, ósmej, odsłonie. Tak dobrze kreowane postacie nagle wróciły do punktu wyjścia i zaczęły podejmować głupie decyzje. Wyszło więc na to, że taki Jamie zmieniał się tylko po to, żeby się nie zmienić w rezultacie. Inteligentny Tyrion nagle przestał być taki inteligentny i zaczął podejmować złe decyzje. Okej, zdarza się, zwłaszcza, że lekko nie miał. Był ślepo zapatrzony w Dany, więc możemy zrozumieć, że nie dostrzegł jej wad. A nie, dostrzegł, do czego przyznał się w odcinku ostatnim. A wszystko wiedzący Bran i tak mianował go Namiestnikiem, bo „może teraz mu się nagle odmieni”. Widać tu niekonsekwencję, ale nie tylko tutaj. Mogłabym nawet napisać, że to tylko drobna nielogiczność.
Wydaje mi się, że DeDeków zgubiło ograniczenie czasowe; im mniej odcinków, tym więcej skrótów fabularnych.
Błędów w scenariuszu nie można tłumaczyć brakiem czasu ekranowego. Tylko trzeba się zastanowić, ile z nich wynikało z „głupoty”, a ile właśnie ze skróconego formatu. Jeśli podejdziemy na chłodno do rozwiązań fabularnych możemy zauważyć, że na rozwinięcie i tłumaczenie większości po prostu zabrakło czasu. Rzeczy działy się nagle i szybko tylko po to, by doprowadzić do takiego, a nie innego finału. Przemianę Dany można dobie racjonalnie wytłumaczyć i to nie dziedzicznym obłędem po ojcu. Tylko w serialu nie o to chodzi, żeby sobie wszystko dopowiadać. Liczne teleportacje wynikały także z braku czasu na pokazanie podróży. Poprzedni sezon liczył siedem odcinków, finałowy zaledwie sześć. To daje nam tylko trzynaście epizodów, mniej więcej trzynaście godzin, na pokazanie właściwej drogi i finału całej historii. To bardzo niewiele.
Ale nie wszystko takimi ograniczeniami można wytłumaczyć. Niekonsekwencja niektórych postaci nie była spowodowana szybkością prowadzonej akcji tylko zwykłym przeoczeniem. Szary Robak najpierw pała rządzą mordu tylko po to, by za chwilę wszystko olać. Lordowie wybierają na króla kalekiego dzieciaka, który podobno wszystko wie i jest jakąś trójoką wroną, i nie zadają żadnych pytań. Smoki w jednej chwili można zabić strzelając z paru Skorpionów, a w kolejnym odcinku już setkom tych maszyn się to nie udaje. Rządna władzy Cersei mając pod murami Królewskiej Przystani Daenerys, swojego znienawidzonego brata i garstkę wojska woli pozwolić im na zebranie posiłków niż wybić ich i mieć spokój. Do tego nagłe rozmnożenia Dothraków i Nieskalanych… Takie błędy można wyliczać w nieskończoność. To nieliczne elementy, których fani nie mogą przeboleć.
Gra o Tron po macoszemu potraktowała wiele, bardzo istotnych, wątków.
Z odcinka na odcinek wprowadzano nas do tego fantastycznego świata. Przedstawiane wiele elementów, jednych mniej, a innych bardziej istotnych. Zbudowano podbudowę pod epickie starcie żywych z armią umarłych. Pokazywano nam tajemnicze znaki, powstanie Nocnego Króla, jego zagadkowe działania i umiejętności. A wszystko po to, by skończyć to w taki, a nie inny sposób. I wiecie, ja rozumiem, że przede wszystkim w Grze o Tron chodziło o politykę, walkę o władzę itp. Jednak nie po to buduje się coś od początku, by potem kończyć to na odwal się. Tyczy się to również wątku magii i mitycznego Azora Ahai. Fani oczekiwali jakiegoś znaku, że nie zapomniano o nim. Może w momencie, gdy Jon zabił Dany? Może jego oręż (sztylet, a nie miecz) po wyciągnięciu z ciała ukochanej zapłonie? Nie zapłonął, okazało się, że Azor Ahai umarł już dawno, tylko przegapiliśmy jego śmierć.
Osobiście zabolało mnie też całkowite porzucenie motywu zmiany twarzy przez Aryę. Po zabiciu Freyów odpowiedzialnych za Krwawe Gody wszyscy zapomnieli, że kiedykolwiek taką umiejętność Starkówna posiadała. Tak samo jak zapomniano, że to co potrafi Bran może przydać się w ostatecznej walce. Memy o tym, że Nocny Król wygrał mówiły jednak prawdę. Chodziło mu o zabicie Brana, czyli o wymazanie pamięci ludzkości. I dopiął swego, twórcy o tak wielu rzeczach w rezultacie zapomnieli. Z racji, że Pieśń Lodu i Ognia, choć z podobnym zakończeniem, potoczy się raczej zupełnie inaczej, to niestety wielu rzeczy nigdy się nie dowiemy. Dla osób podchodzących do Gry o Tron emocjonalnie i z wielkim zaangażowaniem jest to coś, co naprawdę ciężko wybaczyć.
Wielu powie, że nie ma się czym przejmować, w końcu to tylko serial.
Oczywiście, że to tylko serial. Jednak trzeba powiedzieć, że to produkcja, która zrewolucjonizowała produkcję telewizyjne dając początek zupełnie nowemu formatowi. Poza tym fani zżyli się z tym światem, a przede wszystkim z postaciami. Przez wiele lat oglądaliśmy dramatyczne momenty, kibicowaliśmy swoim faworytom, przeżywaliśmy ich wzloty, upadki, a czasem i śmierci. Snuliśmy wiele teorii na temat dalszej fabuły i zakończenia. A w rezultacie dostaliśmy coś, co kompletnie nas nie zadowala. Mamy prawo być niezadowoleni, bo obiecano nam tak wiele. Właśnie dlatego bombardują Grę o Tron niepochlebne opinie. Bo obiecano nam coś, czego twórcy nie potrafili spełnić. I to nie dlatego, że przewidywania się spełniły, ale dlatego jak się spełniły.
Niedawno mieliśmy fantastyczny przykład spełniania obietnic. Marvel nie tylko słowami, ale i samą kampanią zapowiadał, że Endgame będzie czymś fantastycznym, czymś niespotykanym wcześniej. Jednocześnie końcem, ale również początkiem zupełnie nowej drogi. Może trochę nie wyszło z zaskoczeniem fanów, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi. Oni potrafili spełnić obietnicę i choć Avengers: Endgame nie było pozbawione wad, to całość skutecznie je przykrywała. Twórcom Gry o Tron się to nie udało. Każde potknięcie widać było jak na dłoni, bo nie było nic, co mogłoby je choć trochę maskować. Może wydawało im się, że efekty specjalne tak nas onieśmielą, że błędów nie zauważymy. Halo, większość oglądała ten serial dla treści, a nie otoczki.
W innych okolicznościach otwarte zakończenie by cieszyło.
Analizując sposób, w jaki skończyła się Gra o Tron od razu rzuca się w oczy fakt, że tam nic tak naprawdę końca nie dobiegło. Bran na tronie siedzieć wiecznie nie będzie, więc można spodziewać się później kolejnej walki o władzę. Niekoniecznie każdemu może się podobać, że Północ jako jedyna otrzymała niepodległość. Samej Sansie może szybko przestać wystarczać jedno królestwo i może po śmierci brata wyciągnąć ręce po koronę. Wątek Jona za Murem też generuje wiele możliwości, podobnie jak Arya płynąca gdzieś za horyzont. Nawet historia Dany nie dobiegła tak naprawdę końca. Smocza Królowa, choć martwa, pozostawiła po sobie ostatnie ze swoich dzieci. Drogon zabrał gdzieś jej ciało i nigdy nie dowiemy się, co z nim zrobił, a także co stało się z samym smokiem.
HBO już zapowiedziało, że spin-off z podróżującą Aryą nie powstanie, więc na inne też raczej nie ma co liczyć. Może to i dobrze. Cieszę się, że ten teatr absurdu dobiegł końca i mam nadzieję, że produkowane prequele nie powielą błędów Gry o Tron. Choć ochłonęłam, to nadal zakończenie budzi we mnie lekki niesmak.
Mimo wszystko na chwilę warto przerwać narzekanie i podziękować.
Choć byłam i nadal jestem niezadowolona z tego, jak serial w końcu się skończył, to muszę przyznać, że zapewne długo nie zobaczymy widowiska na taką skalę. W ogólnym rozrachunku Gra o Tron to było coś naprawdę wielkiego, a z czasem złe wrażenie jakie finał na nas wywarł nieco przyblednie. Pamiętajmy, że żale i wytykanie błędów musi mieć swoje granice. Stworzenie tego serialu kosztowało zarówno obsadę jak i całą ekipę wiele trudu, nadludzkiego wysiłku i pracy. Musimy to uszanować i podziękować za to. Nie ważne jak się skończyło; twórcy dali nam lata wspaniałej rozrywki, którą będziemy długo wspominać. I może szybko nie obejrzę powtórnie całej Gry o Tron, ale ścieżkę dźwiękową będę katować nadal. I wiecie co? Może lepiej pamiętać te wspaniałe momenty, a złe puścić w niepamięć? Ja wiem, że to zakończenie, najważniejsza część, jednak przez lata dostaliśmy o wiele, wiele więcej fantastycznych scen, które przyjemniej jest wspominać. To chyba lepsze, niż czuć rozgoryczenie, zwłaszcza, że już nic nie możemy poradzić.
Będzie brakować mi Gry o Tron i wiem, że długo nie dostanę serialu, który będzie w stanie wypełnić tę pustkę.
Czytaj też: Recenzja 6. odcinka finałowego sezonu Gry o Tron – zakończenie serialu
Zdjęcia: HBO/ Entertainment Weekly