W ubiegłym tygodniu świat obiegła wieść, jakoby Huawei i Honor miały szpiegować swoich użytkowników. Fajnie, ostrzeżenia są ważne, szczególnie jeśli okazałyby się prawdą. Jednak nawet jeśli to… co z tego?
Kto pierwszy bez winy, niech rzuci kamieniem
To biblijne zdanie jest dziś przypominane częściej, niż kiedykolwiek wcześniej. Nie mogę oprzeć wrażeniu, że Huawei i Honor obrywają w ostatnim czasie najmocniej gdyż… tak wynika obecnie z sytuacji geopolitycznej na świecie.
Z jednej strony prezydent Trump wypowiada wojnę celną Chinom i wszystkim ich produktom, próbując sprawić, by na znaczeniu zyskały typowo amerykańskie marki. Podobnie rzecz dzieje się w Europie. A przecież Huawei i Honor to nie jedyni produceni z Chin. Xiaomi czy Oppo przecież też stamtąd pochodzą, a na takie ataki nie są wystawiane. Czemu? Bo do odebrania palmy pierwszeństwa przed nimi droga jeszcze daleka.
Producent Mate’ów i serii P obrywa najmocniej, bo taki wzrost marzy się każdemu producentowi na świecie. Pamiętam, jak jeszcze parę lat temu będąc pracownikiem LG Electronics z nieukrywaną drwiną podchodziliśmy do pierwszych podrygów tego producenta na rynku telefonicznym. Zobaczcie, co osiągnęli przez raptem kilka lat! Zepchnęli na dalsze miejsca takich weteranów jak LG, HTC, Sony, Nokię a nawet Apple. To robi wrażenie.
Wrażenie robi tym większe im bardziej są zaawansowane ich produkty. Jeszcze dziś jestem mocno zakorzeniony w systemie Samsunga, ale patrząc na najnowsze konstrukcje chińczyków mocno waham się nad zmianą barw. Nowe konstrukcje wzbudzają pożądanie, zazdrość, są stylowe i dopracowane w najmniejszych detalach. Do tego – mimo wszystko – szybsze aktualizacje niż u Koreańczyków. Czego zatem chcieć więcej?
Huawei dziś to zagrożenie dla starego ładu. Podobną sytuację obserwowaliśmy raptem parę lat temu, gdy swój piedestał tracili Finowie i ich Nokia. Wówczas podobnie próbowano rozgrywać konkurencję – czasem siląc się na innowację, czasem nieładnie ją atakując piorąc publicznie brudy. A dla wszystkich, którzy i tak chcą rzucić ten kamień mam jedną, smutną informację.
Szpiegują wszyscy!
I co ważniejsze – za naszym własnym przyzwoleniem. Mimo wdrożenia mechanizmów, ekranów pełnych zgód i pozwoleń czy nawet całego menadżera uprawnień – ślepo klikamy „dalej, dalej”. Ilu z was wyłączyło jakieś uprawnienia dla jakiejkolwiek aplikacji w telefonie mimo monitów? Kto z Was odebrał uprawnienie do mikrofonu dla Facebooka, Instagrama, Google czy „pierdzącemu przyciskowi”? Myślę, że dbających o prywatność jest zdecydowana mniejszość.
Po pierwsze – ludzie nie widzą w tym nic złego. Po drugie – myślą, że jak wyłączą mikrofon to aplikacja przestanie działać poprawnie. Po trzecie – to podobnie jak z czytaniem licencji w grach podczas ich instalacji. Klikamy bezmyślnie „next, next” nie czytając nawet pierwszego akapitu. Tymczasem Google przetwarza miliony danych o nas, Microsoft rejestruje każdy nasz ruch w Windowsie, a Facebook sprzedaje nasze dane Cambridge Analityce i nikt z tym we własnym zakresie nie robi. A przecież każda z tych korporacji daje całe panele ustawień. Wystarczy chcieć w nie wejść i odhaczyć to, co nam się nie podoba.
Nie robimy z tym nic, bo jako ludzie jesteśmy leniwi. Czytelnictwo umiera a czytanie ze zrozumieniem w ogóle szoruje o dnie. Nie dbamy o swoje bezpieczeństwo w ogóle. Najpopularniejszym hasłem na świecie jest cały czas „12345” i to hasło wykorzystujemy w setkach usług. Nie korzystamy z opcji szyfrujących, standardowo wbudowanych w telefon. Nie wyłączamy wspomnianych uprawnień czy trackingu. Po co? Niech ktoś myśli za nas.
A potem panika i płacz, że ktoś nie pomyślał za mnie. Przykro mi, to tak nie działa.