Z ludzkiej tragedii nie można się śmiać. Za to z głupoty jak najbardziej. Kiedy jednak tragedia wynika z głupoty to należy oprawić ją w ramkę i pokazywać innym jako przykład. Dokładnie tak jak w przypadku taksówkarza z Florydy, który nie wierzył w pandemię COVID_19.
Posłuchali internetowych teorii spiskowych
Brian i jego żona Erin przeczytali w Internecie wiele teorii na temat Koronawirusa. I nie do końca potrafili się zdecydować w którą wierzyć, dlatego radośnie przeskakiwali pomiędzy wywoływaniem COVID_19 przez sieci 5G, manipulacje rządu, a faktyczną chorobą, której skutki są sztucznie rozdmuchane i na pewno nie są gorsze od zwykłej sezonowej grypy.
Małżeństwo nie przestrzegało żadnych zaleceń w związku z pandemią i na początku maja oboje zachorowali na COVID_19. Ale stwierdzili, że skoro choroba jest niegroźna, nic im nie będzie i zwlekali z uzyskaniem odpowiedniej pomocy. Brian całkiem sprawnie z niej wyzdrowiał, ale Erin po trzech miesiącach zmarła. Wirus skutecznie połączył się z jej dolegliwościami – astmą i problemami ze snem, co w konsekwencji okazało się zabójcze dla organizmu.
Nie wierzył w pandemię, teraz przestrzega innych
W wywiadzie dla BBC News taksówkarz powiedział, że ma nadzieję, że żona kiedyś mu wybaczy.
Dzisiaj Brian nie uważa już, że COVID_19 to skutki działania sieci 5G:
To prawdziwy wirus, który wpływa na ludzi w różny sposób. Nie mogę zmienić przeszłości. Mogę tylko żyć dalej i dokonywać w przyszłości lepszych wyborów.
Mężczyzna opisał też całą sytuację na Facebooku:
Tymczasem w Polsce środowiska antyszczepionkowe odwołują pandemię. Cyklicznie
Środowiska związane ze stowarzyszeniem StopNOP, przy wsparciu posła Grzegorza Brauna i Ivana Komarenko niedawno ponownie odwoływały plandemię w Warszawie. Ze słowami wypowiadanymi w trakcie zgromadzenia na Placu Zamkowym Brian i Erin zapewne jeszcze kilka miesięcy temu zgodziliby się w pełni.
Było o rządowych spiskach, zamachach na wolność obywatela, a także cała masa kłamstw. Jak choćby na temat podobnego protestu w Niemczech, który polskie środowiska proemidemiczne ilustrują zdjęciami z… parady techno w Zurichu. Dzięki temu chwalą się, że na proteście pojawił się milion osób. Ale liczenie zdecydowanie nie jest ich mocną stroną. Podczas niedzielnego wydarzenia zgromadzonych było maksymalnie kilkaset osób, choć w mediach sprzyjających sprawie mowa była o 20 tys. Gdybym nie był na miejscu, może bym uwierzył.
Ciekawe, czy ktokolwiek z organizatorów protestu wziąłby na siebie odpowiedzialność za śmierć kogoś z uczestników. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku Erin.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News