Ziemia była znacznie gorętszym miejscem wiele milionów lat temu, więc duże, mocno opancerzone dinozaury prawdopodobnie miały problemy z chłodzeniem swoich organizmów. Nowe badanie sugeruje, że ich mózgi były chronione przed przegrzaniem dzięki systemowi wymiany ciepła umieszczonemu w nosie.
Dzisiejsze ptaki i ssaki (w tym ludzie) mają w jamie nosowej tzw. małżowiny. Wykorzystują one ciepło ciała do ogrzania wdychanego powietrza, zwiększając drogę, którą powietrze przechodzi w drodze do płuc. Okazuje się, że ankylozaur miał jeszcze bardziej rozbudowany system, który z kolei pomagał ochładzać mózg.
Prowadzony przez dr Jasona Bourke’a zespół naukowców rozpoczął od analizy skamieniałych czaszek dwóch gatunków ankylozaurów – Panoplosaurusa oraz Euoplocephalusa. Badacze wykorzystali szereg technologii, aby symulować przepływ powietrza przez nosy zwierząt. Odkryli, że mimo iż dinozaurom brakowało małżowin takich jak u ssaków, długie zwinięte kanały nosowe biegły wzdłuż ich pysków. Uważa się, że kiedy (stosunkowo) chłodne powietrze z zewnątrz było przez nie wdychane, pochłaniało dużą ilość ciepła z krwi dinozaurów.
Kiedy powietrze to było wydychane z powrotem przez te same kanały, nie ogrzewało ponownie krwi. Wszystko przez to, że ogrzane powietrze i krew miały podobną temperaturę. Aby przetestować swoją teorię, naukowcy zastosowali model komputerowy, aby zastąpić zwinięte drogi oddechowe dinozaurów krótkimi, prostymi nosami. Okazało się, że u obu gatunków spowodowało to ponad 50-procentowy spadek efektywności chłodzenia.
[Źródło: newatlas.com; grafika: Jason Bourke]
Czytaj też: Ten dinozaur sprzed 73 mln lat był krewnym Triceratopsa