Naukowcy zajmujący się obsługą detektora LIGO musieli dołożyć wszelkich starań, aby usunąć wszystkie potencjalne źródła hałasu wokół urządzenia. Monitorują więc każde najmniejsze drżenie gruntu, aby stworzyć najbardziej „cichy” punkt na Ziemi.
Detektor LIGO składa się z laserowego źródła światła, rozdzielającego je elementu, kilku luster oraz detektora. Światło opuszcza laser, dzieli się na dwie prostopadłe wiązki, a następnie podróżuje w równych odległościach w dół ramion interferometru do dwóch luster, gdzie światło odbija się z powrotem. Obie wiązki następnie trafiają w detektor, który jest umieszczony naprzeciwko jednego z luster. Kiedy fala grawitacyjna przechodzi przez interferometr, powoduje to, że jedno z ramion jest nieco dłuższe, a drugie krótsze. Ta nieskończenie mała zmiana rejestruje wzór światła uderzającego w detektor. Poziom czułości LIGO posiada dokładność rzędu szerokości ludzkiego włosa.
Czytaj też: Niewielki detektor fal grawitacyjnych może pomóc w badaniach nad ciemną materią
Aby móc wykryć falę szerokości włosa, naukowcy robią wszystko, co w ich mocy, aby wyeliminować wszelkie potencjalne zakłócenia. Ramiona o długości 4 kilometrów znajdują się w jednej z najdoskonalszych próżni na świecie. Detektory są również otoczone różnego rodzaju urządzeniami (m.in. sejsmometrami, magnetometrami, mikrofonami i detektorami promieniowania gamma), które mierzą zakłócenia danych i usuwają je. Aby uniknąć zakłóceń, fizycy muszą nawet uwzględniać wibracje atomów, które tworzą lustro detektora oraz przypadkowe fluktuacje prądu w elektronice.
Oczywiście do czynników zakłócających należą również przejeżdżające samochody, czy pociągi – z tego względu w okolicy detektora obowiązuje ograniczenie prędkości. Dzięki tym wszystkim elementem naukowcy są w stanie oszacować prawdopodobieństwo, że zaobserwowany sygnał faktycznie jest falą grawitacyjną.
[Źródło: livescience.com; grafika: LIGO]
Czytaj też: Sztuczna grawitacja jest coraz bliższa rzeczywistości