Niech każdy z Was odpowie sobie na pytanie, czy przy szczerej chęci posiadania samochodu elektrycznego, kupilibyście go nawet wtedy, kiedy najbliższa oficjalna stacja ładowania byłaby kilka kilometrów od Waszego miejsca zamieszkania. Jeśli odpowiedź jest negatywna, to nie jest to specjalnie zaskakujące, bo nawet BMW wie, że popularność elektrycznych samochodów hamuje infrastruktura ładowania.
Czytaj też: Koncept autonomicznej ciężarówki Scania AXL
Patrząc obecnie na stan stacji ładujących Tesli, a więc ewidentnego prekursora na rynku, można się załamać:
Cztery stacje w polce i kolejne cztery w planach. Jednoznacznie zmusza to większość ewentualnych nabywców samochodów elektrycznych na montaż stosownego wyjścia z sieci energetycznej w przydomowym garażu. Dodajmy do tego wynajmowanie garażu przy mieszkaniu w bloku, a problemy zaczynają się piętrzyć.
Jednak nawet producenci samochodów nie robią sobie wiele z tego problemu, gdzie tak naprawdę tylko Tesla stara się o rozszerzenie sieci swoich stacji. Nawet wbrew temu, że to właśnie stacje są problemem w spadającej w przypadku wielu producentów sprzedaży EV. Jak stwierdził ostatnio Stephan Neugebauer, dyrektor globalnej współpracy badawczej BMW:
Nikt nie kupi samochodu elektrycznego, jeśli nie będzie można go naładować w pobliżu pracy lub domu. To takie proste. Dlatego musimy kontynuować nasze partnerstwo z Unią Europejską. Tyle że nie musimy już koncentrować się wyłącznie na rzeczywistym rozwoju samego samochodu, jak to miało miejsce głównie w ostatnich latach. Powinniśmy skupić się na współpracy z innymi, takimi jak firmy energetyczne i gminy.
Musisz tylko móc gdzieś prowadzić samochód i włożyć wtyczkę do gniazdka, aby móc naładować samochód. To moja wizja na przyszłość.
Czytaj też: Popularność elektrycznych samochodów zapewniła rynkowi baterii istny renesans
Źródło: Insideevs
