Jurassic Park Stevena Spielberga z 1993 roku był kamieniem milowym nie tylko w dziedzinie efektów specjalnych ale i w całej historii kina. Teraz, 29 lat później, do kin trafia Jurassic World Dominion, który ma być połączeniem światów „Jurassic Park” z „Jurassic Word” i efektownym zamknięciem cyklu. Czy się udało? Czy magia Parku Jurajskiego działa równie mocno jak blisko 30 lat temu?
Halo, halo – czy tu są spojlery?
Spojlerów większych, niż to co widzieliśmy na zwiastunach nie będzie, o to możecie być spokojni. Nie przeczytacie tu nic, co zepsuje Wam seans w kinie ;) No, może poza jakością samego filmu, ale o tym później.
Trudne początki i znajome schematy
Początek filmu jest zwyczajnie nudnawy i pełny… dziwnostek. Ciężko bowiem inaczej spojrzeć np. na scenę pościgu na koniach za grupą dinozaurów której przewodzi Owen Grady (Chris Pratt). Dostajemy ją bez kontekstu i cały czas zastanawiamy się o co naprawdę tu chodzi. Potem jest już lepiej bowiem pojawiają się już „starzy znajomi” z pierwszego Jurassic Parku, czyli Ellie Sattler (Laura Dern) i Allan Grant (Sam Neill), a później także Ian Malcolm (Jeff Goldblum). Nostalgia ma tu grać główną rolę – bohaterowie nie tylko nic się nie zmienili z charakteru, ale nawet ubierają się podobnie…
Połączenie dwóch światów i dwóch pokoleń
Główna fabuła filmu jest osadzona na dwóch osiach – stara gwardia znana z cyklu Jurassic Park zajmuje się sprawą pewnej plagi, w którą może być zamieszany wielki koncern, zaś „nowi” bohaterowie znani z Jurassic World ruszają by odnaleźć pewną dziewczynkę i… dinozaura. Ich losy w pewnym miejscu oczywiście się przecinają. Miało to za zadanie symbolicznie połączyć serie Jurassic Park i Jurassic World i stać się efektownym zakończeniem całego cyklu. Czy się udało? No cóż – nie. Zdecydowanie nie. I to z wielu powodów m.in:
- zakończenie filmu nie daje satysfakcji i spokojnie daje możliwość tworzenia kolejnych części;
- w filmie jest sporo głupich i naiwnych scen, zwłaszcza jeśli chodzi o zachowania dinozaurów;
- film zbyt często przypomina kino szpiegowskie w stylu Jamesa Bonda (niektóre sceny bardzo przypominały mi te ze Spectre, a nie o to w tym filmie powinno chodzić…);
- główny czarny charakter grany przez Campbella Scotta wypada bardzo słabo. Nie ma charyzmy i po prostu jest szalenie nieprzekonywujący;
- dużo kalk i zapożyczeń z poprzednich odsłon serii, a zarazem brak nowych pomysłów sprawia, że odczuwa się że ten film powstał tylko dla pieniędzy;
- oglądając film mamy momentami nieodparte wrażenie, że twórcy mają widza za idiotę…;
- nie ma w tym filmie ANI JEDNEJ sceny, do której się będzie wracało po latach…
A jakieś plusy w ogóle tu są?
Są, są, ale niestety są w mniejszości. Niemniej na plus należy zaliczyć:
- bardzo dobrze oddane pod kątem kontrastu i gry światła i cienia niektóre sceny. Zwłaszcza te w wilgotnym, a później płonącym lesie;
- powrót Ellie Sattler, Allana Grant i Ian Malcolm jest bardzo nostalgiczny i choć nie wykorzystano w pełni ich potencjału, to jednak dobrze że są, bo bez nich byłaby całkowita katastrofa;
- smaczki i mrugnięcia okiem do fanów pierwszego Parku Jurajskiego;
- seans nie nuży, mimo tego, że film trwa prawie 2,5 godziny.
A jak to wygląda wizualnie?
Pod kątem wizualnym bardzo poprawnie, na poziomie poprzednich odsłon cyklu Jurassic World. Nie ma tu się za bardzo do czego przyczepić, ale zachwytów też nie ma. W 1993 roku pierwszy Park Jurajski dosłownie wbijał widza w fotel. Tu tego nie uświadczycie. Patrząc na budżet filmu na poziomie 165 milionów dolarów spodziewałem się jednak trochę więcej. Najbardziej pozytywnie zapamiętałem wspomnianą już wcześniej grę światła i cienia oraz kontrast w niektórych scenach.
W Jurassic World Dominion twórcy serwują Nam sceny zarówno ośnieżone, jak i pustynne. Zalesione plenery i klaustrofobiczne korytarze labolatoriów. Do wyboru, do koloru.
Spokojnie, kasa i tak będzie się zgadzać!
Film ma premierę w większości krajów 10 czerwca, ale na niektórych rynkach (głównie kraje Ameryki Południowej) zadebiutował on kilka dni wcześniej, zbierając dużo pieniędzy i zaliczając bardzo udane weekendy otwarcia. Czy tak będzie też w innych krajach? Pewnie tak, bo ludzie chcą się przekonać sami jak wypada nowy Jurassic World. Zwłaszcza „staży fani”, tacy jak ja, którzy ostrzyli sobie zęby na powrót postaci z ukochanej, pierwszej części Parku Jurajskiego.
Bardzo słabe recenzje, które już pojawiają się jak grzyby po deszczu mogą jednak spowodować, że film nie znajdzie się w pierwszej 5 najbardziej kasowych filmów tego roku. Swoje na pewno jednak zarobi i bez problemu przekroczy 165 miliony, które zainwestowano w jego produkcję. Katastrofa finansowa na miarę Matrix Zmartwychwstania mu nie grozi.
Jurassic World Dominion – film na…?
Na 5+/10. Nic więcej temu filmowi postawić nie mogę. Należy do niego podchodzić mniej więcej tak, jak postacie z obrazka powyżej, czyli z dystansem i najlepiej bez większych oczekiwań.
Miałem wielkie nadzieje odnośnie tego filmu, ale niestety, okazał on się produkcją po prostu przeciętną i zawodzącą oczekiwania fanów. TEN FILM NAWET DO PIĘT NIE DORASTA PIERWSZEMU PARKOWI JURAJSKIEMU Z 1993 ROKU. Tam były emocje, groza, sceny zapadające w pamięć i wbijające w fotel, a tu… Ehh szkoda gadać.
Nie jest jednak tak źle, żeby nie obejrzeć tego filmu, choćby dla zaspokojenia własnej ciekawości i wyrobieniu sobie własnego zdania. Polecam to zrobić, ale może w te dni, kiedy będą tańsze bilety w kinie ;)
A ja tymczasem odkurzam mój ukochany film z dzieciństwa, czyli Jurassic Park z 1993 roku który mam na płycie Blu Ray i wracam do scen, które nawet teraz, po 29 latach powodują uśmiech na mojej twarzy. Do Jurassic World Dominion z pewnością wracał już nie będę…
P.S. Polski dubbing wypada bardzo poprawnie. Ilość seansów z dubbingiem w stosunku do tych z napisami sugeruje, że dystrybutor liczył, że do kina przyjdą w dużej mierze rodzice ze swoimi nieco starszymi pociechami. Film jest niby od lat 13, ale umówmy się – 9 latek z rodzicem i tak bez najmniejszego problemu wejdzie do kina. Sam zresztą też ;)