Dockin D Fine nie ma dla siebie konkurencji. Parafrazując słowa naszych polityków: nie ma z kim przegrać. To najlepszy wybór na tej półce cenowej. W zasadzie moglibyście skończyć czytać w tym miejscu i iść do sklepu, ale jeśli chcesz wiedzieć coś więcej – to kontynuuj czytanie.
Dla każdego
Wybór głośnika Bluetooth to dziś prawdziwa katorga. W ostatnich latach nastąpił dosłownie zalew takich urządzeń z każdej możliwej strony. W zasadzie każdy, kto tylko może ma w swojej ofercie takie coś. A kto nie może, skupuje chińczyki i nakleja tam swoje logo.
Ma to niewątpliwie swoje zalety – proste grajki możemy dostać już od kilkunastu złotych kończąc na głośnikach za nawet parę tysięcy. Różnią się kształtem, kolorem, materiałem, odpornością na wstrząsy… no czego dusza zapragnie. To prawdziwy raj dla estetów i koszmar dla amatorów dźwięku.
Wydaje się więc, że Dockin jest kolejnym z nich
Och, trochę wstyd się przyznać, ale o Dockin wcześniej nie słyszałem. Marką zainteresowałem się dopiero, gdy kurier zapukał do drzwi i przyniósł solidne pudełko. Trzeba przyznać, że urządzenie zapakowano lepiej, niż nieźle. Chociaż samo opakowanie szału nie robi – ot, zwyczajna tektura w czarnym kolorze, tak grube pianki i folie w środku skutecznie zapobiegając jakimkolwiek zniszczeniom w transporcie. W środku zaś prócz samego głośnika znajdziemy jeszcze przewód zasilający.
Dockin D Fine jest potężny. Dosłownie!
Głośnik wykonany jest z solidnego tworzywa. Pokrywa głośników jest wykonana ze standardowej metalowej siateczki, zaś boki wykonano z grubej warstwy gumy. Góra i spód urządzenia to przyjemny w dotyku plastik, który jednak lubi łapać odciski palców. Nie jest to jakiś przesadny problem, ale smugi potrafią być widoczne.
Na wspomnianym boku Dockin’a znajduje się zaślepka skrywająca cztery porty: USB, zasilający, AUX oraz Micro-USB. Niestety, głośnik spełnia wyłącznie normę wodoszczelności na poziomie IP-55, więc nie zalecałbym zbliżać się z nim do wody.
Wygoda przede wszystkim
Gdybym miał uwypuklić jedną, wyróżniającą cechę Dockin D Fine, byłaby to użyteczność. Chociaż bydlę waży ponad 2,5 kg i da się to odczuć biorąc całość do ręki, to jest szalenie wygodne. Przyciski przyjemnie klikają, parowanie urządzenia jest praktycznie natychmiastowe a i tak dodatkowo można skorzystać z metody NFC, to jeszcze całość służy za… dodatkowy powerbank. Stąd obecność wspomnianego portu USB. A sama bateria? Spokojnie wystarcza na ok 10-11 godzin słuchania muzyki.
Ten dźwięk…
To co w głośniku najważniejsze to dźwięk. A ten jest niczym marzenie. Dockin D Fine wyposażony jest w dwa głośniki średnio-nisko tonowe, dwie membrany pasywne oraz dwa głośniki wysoko-tonowe. Trudno narzekać na dźwięk, tym bardziej, że całość ma moc 50W. Przesłuchałem najróżniejsze utwory w moich playlistach – od offline’owej muzyki po streaming i trudno tutaj narzekać na jakość dźwięku. Nie ma zniekształceń przy słuchaniu muzyki na „pełnym regulatorze”. Cieszy również głęboki bass oraz wyraźne wysokie tony, czego dotychczas nie miałem okazji usłyszeć w… no w głośnikach bluetooth.
Trudno uwierzyć, że to tak gra
Cena głośnika w dniu publikacji to lekko ponad 600zł. To naprawdę atrakcyjna cena jak za jakość produktu, jaki otrzymujemy do ręki. To fantastyczne urządzenie, które bez poczucia wstydu można podłączyć pod telewizor i może robić za soundbar (chociaż wtedy strasznie brakuje pilota). Mając Dockin D Fine zrobisz imprezę w każdym miejscu i możesz cieszyć się porządnym dźwiękiem!