Czy rozmiar ma znaczenie? W pewnych przypadkach podobno tak, ale jak się okazuje – w grach planszowych niekoniecznie. Dzisiaj więc przyjrzymy się grze niewielkiej rozmiarem, ale całkiem obszernej zawartością. Przed państwem Ars Alchimia
Zawartość
Ars Alchimia wpadła mi w oko już jakiś czas temu. Z dwóch powodów. Po pierwsze, ciekawiło mnie podejście japońskich designerów do gier planszowych. Drugim powodem była właśnie „mobilność” planszówki. I nie ma co ukrywać, Ars Alchimia mieści się w naprawdę małym pudełeczku. Rozmiar to coś w okolicach Boss Monstera czy innych gier w okolicach cenowych ~50-70zł. W środku natomiast…
…zmieściło się cholernie dużo. Mamy więc planszetki graczy, planszę (!), całą masę kart, kostkę oraz workersów dla każdego z 4 graczy. Ba, nawet znalazło się w pudełku miejsce na woreczki strunowe! Nie ukrywam, jestem pod wrażeniem jak wiele rzeczy można zmieścić na tak małej przestrzeni. Aczkolwiek nie ma róży bez kolców, trzeba było pójść na pewne ustępstwa.
Oberwało się przede wszystkim kartom. Te są niewielkich rozmiarów (minieuro jeśli dobrze pamiętam, słabej jakości) przez co czasem możemy mieć problemy z odczytaniem tekstu na nich. Pomijając to jednak – całość prezentuje się całkiem zgrabnie i przyjemnie dla oka. Zwłaszcza bardzo sympatycznie wyglądają postacie na kartach pomocników.
Zasady (skrót)
Ars Alchimia jest standardową grą workerplacement, choć z pewnymi twistami, o których napiszę niżej. Zasady są banalnie proste… i pewnie dlatego mieszczą się na 4 stronach maluśkiej instrukcji. Jako alchemik będziemy ważyć mikstury. Do ich ważenia będziemy potrzebować konkretnych składników, które zbieramy w ciągu gry, zamówienia oraz kotła, w którym naszą miksturę ukończymy. I… no już, tyle podstaw Ars Alchimia. Ale jak to się mówi – diabeł tkwi w szczegółach.
Co mnie grzeje – mechanika zagrywania workersów
Zwykle standardem workerplacementów jest blokowanie swoimi pracownikami miejsc tak, aby inni nie mogli z nich skorzystać. W Ars Alchimia sytuacja wygląda nieco inaczej. Otóż twórcy postawili na „przebijanie” się na polach. Jak to działa? Całkiem prosto. Możemy skorzystać z dowolnego pola na planszy, jednak jeśli ktoś już z danej akcji skorzystał to musimy „zapłacić”. Czym? Swoimi pracownikami. Musimy zawsze postawić przynajmniej jednego pracownika więcej, niż do tej pory znajdowało się na planszy.
W ten oto sposób Ars Alchimia dał pracownikowi dodatkową funkcję – jest on nie tylko „blokerem” i źródłem przychodów z akcji, ale także surowcem. Dlaczego to takie fajne? Przede wszystkim dlatego, żę nikt nie będzie narzekał „znowu nie zrobiłem akcji, którą chciałem”. Każda jest dostępna w dowolnym momencie… aczkolwiek nie za darmo. Musimy przy tym nieźle się nagłowić i skrupulatnie planować akcje w obrębie całej rundy. Nie raz, nie dwa zdarzy się, że zostaniemy z niewykorzystanym workersem w ręce.
Drugą, rzeczą związaną z przebijaniem są… rzuty kostką. Tak tak, dobrze czytacie. Otóż praktycznie każda karta może dać nam dodatkowy bonus, o ile rzucimy dobry wynik na kości (zwykle jest to 4+). Jak na to wszystko wpływa przebijanie? Bardzo prosto. Każdy kolejny „workers” ponad to, co jest wystarczające do przebicia obniża wymagania na kości o 1.
Co mnie grzeje – system zleceń i zarządzanie surowcami
Nie jest to może coś super ambitnego, ale cieszy. Otóż wszystkie nasze zlecenia dzielą się na 3 poziomy ze względu na skomplikowanie. Dostęp do wyższego poziomu (i bardziej lukratywnego) uzyskujemy dopiero po wykonaniu przynajmniej jednego zadania poziomu niżej. Dodatkowo na naszej planszetce mamy możliwość przechowywania do 3 zleceń. Jeśli nie wykonamy ich do końca gry – otrzymamy za nie punkty minusowe.
Ciekawie w Ars Alchimia rozwiązano również zarządzanie surowcami. Musimy bardzo uważać na nasze zasoby, ponieważ każdego pojedynczego surowca możemy mieć tylko 6 sztuk. Dość łatwo jest zmarnować część poboru surowców z karty. W przypadku „zapełnienia” planszetki z pomocą przyjdzie możliwość „transmutacji” dwóch dowolnych surowców na eliksir. Tych możemy przechowywać więcej.
Neutralnie – karty pomocników
W trakcie rozgrywki w Ars Alchimia istnieje możliwość pozyskania pomocnika, który w jakimś zakresie będzie nam pomagał podczas rozgrywki. Warto przy tym odnotować, że jeśli chcemy zachować go na kolejne rundy to musimy poświęcić jednego pracownika.
Mówiąc szczerze, mam do nich mieszane uczucia. Z jednej strony doceniam pomysł fajnego urozmaicenia rozgrywki, z drugiej – pomocnicy w Ars Alchimia są bardzo nierówni. Część z nich daje bardzo fajne bonusy, ale większość jest mocno sytuacyjna. Szkoda. W gruncie rzeczy przez większość rozgrywek gracze po prostu z nich nie korzystali.
Co mnie ziębi – losowość
Ars Alchimia operuje głównie na kartach, więc nic dziwnego, że zdarzają się problemy z losowością. Przede wszystkim bolą karty lokacji, z których pobieramy surowce. Raz, że jest ich bardzo mało na stole. Dwa, część jest kompletnie do bani o ile nie poświęcimy dużej liczby pracowników. Trzy samych kart lokacji jest bardzo mało i często się powtarzają podczas gry. Jest to o tyle dziwne, że z kart innego rodzaju takie problemu nie ma.
Nie jestem również fanem opcji „dociągania w ciemno”. Ponownie najbardziej boli to w przypadku kart lokacji. Wyciągnięta w ten sposób karta jest od razu rozpatrywana i ląduje na dnie stosu. Nawet nie wiecie jak często korzystałem z tej akcji tylko po to, żeby trafić na kartę lokacji, która była potrzebna mojemu przeciwnikowi do wykonania zlecenia. W ten sposób karta lądowała na spodzie stosu, a współgracz się wk…denerwował, że znowu nic nie może zrobić. Bez sensu.
Co mnie ziębi – brak interakcji
W Ars Alchimia nie mamy żadnej, ale to żadnej interakcji bezpośredniej między graczami. Musiałem się naprawdę nagimnastykować, żeby podenerwować innych graczy. Opcji za dużo nie ma. Możemy komuś coś podkupić, „przebić” wysoko jakieś pole i wykonać opisywany w akapicie wyżej manewr z kartami lokacji. Mało.
Skalowanie, regrywalność, czas trwania gry
Na skalowanie w Ars Alchimia absolutnie nie można narzekać. Gra nieco modyfikuje dostępne pola w zależności od liczby graczy. Dodatkowo wyrównuje ich szanse za pomocą kart kolejności. Im później jesteśmy w kolejce, tym więcej pracowników mamy do dyspozycji. Proste, ale sprawnie działające rozwiązanie.
Regrywalność stoi na dobrym poziomie, choć mam małe zastrzeżenie. Szansa na to, że przewiną się wszystkie karty pomocników czy zadań są niewielkie. Drażni natomiast mała liczba kart lokacji… w sumie warto się zastanowić nad opcją „dorobienia” sobie swoich kart w ramach nieoficjalnego dodatku.
Za to niewątpliwym plusem jest czas trwania gry. Partyjka w Ars Alchimia trwa zwykle około 60 minut.
Podsumowanie
Zdaję sobie sprawę, że Ars Alchimia nie wyróżnia się za specjalnie mechanicznie w tłumie innych workersów. Mimo to każda partia była dla mnie bardzo przyjemna, choć z drobnymi zgrzytami przez karty lokacji. Natomiast moi współgracze niespecjalne tytuł pokochali. Mówiąc krótko – mechanicznie to jest średnia/dobra gra, ale nic szałowego.
Natomiast Ars Alchimia ogromnie zyskała w moich oczach z powodu swojego rozmiaru oraz czasu trwania rozgrywki, jak i tłumaczenia zasad. Gra się szybko, dynamicznie, bez większych problemów natury technicznej. No i można ją zabrać dosłownie wszędzie, choć do rozłożenia już potrzebowalibyśmy trochę miejsca. To trochę jak z konsolami sprzed kilku lat. O ile porządne, „duże” workerplacementy to Playstation 3, o tyle Ars Alchimia to takie PSP. Sami musicie sobie odpowiedzieć na pytanie, czy warto się grą zainteresować wyłącznie ze względu na „przenośność” i krótki czas gry.