Nie ukrywam, że zwykle dość sceptycznie podchodzę do przenoszenia gier cyfrowych na planszę. Sceptycyzm mój zwiększa się do niebotycznych rozmiarów, kiedy ktoś próbuje „uplanszowić” gatunek, którego właściwie przenieść się nie da. Dlatego do BioShock Infinite: The Siege of Columbia podchodziłem jak pies do jeża. A jak wyszło?
Moje zdanie o serii Bioshock
Zanim cokolwiek napiszę o planszówce to myślę, że warto przybliżyć mój punkt widzenia. Od pierwszej odsłony Bioshocki bardzo mi się podobały. Głównym walorem był kapitalny klimat i całkiem niezła fabuła z wieloma ciekawymi smaczkami. Infinite, który zamiast do podmorskiego Rapture przenosił nas do podniebnej Colombii, stracił moim zdaniem sporo na klimacie, natomiast zyskał więzią pomiędzy bohaterami – Bookerem i Elizabeth.
Jednak żeby tylko nie słodzić – Bioshock to świetna gra, ale mocno przeciętna, żeby nie powiedzieć słaba, strzelanka. Walka w większości przypadków nie była ani zbyt emocjonująca (z małymi wyjątkami), ani fantastycznie rozwiązana. Końcówka Infinite natomiast doprowadziła walkę wręcz do absurdu, gdy zabijaliśmy dziesiątki, jak nie setki przeciwników w jednej sekwencji. Ok, żale wylane, wracamy do planszówki.
Zawartość pudełka
BioShock Infinite: The Siege of Columbia mieści się w zaskakująco niewielkim pudle, choć elementów wcale nie ma tak mało. Mamy tu troszkę ponad 50 niewielkich, ale spełniających swoją rolę figurek, sporo kart akcji dobrej jakości z niezłymi grafikami czy bardzo ładne monety. Nieco mniej podoba mi się plansza, która miejscami bywa nieczytelna.
Na minus – instrukcja, która nie wyjaśnia wszystkich pojawiających się podczas gry wątpliwości. Troszkę szkoda, zwłaszcza że rozgrywka nie jest specjalnie trudna. Niemniej do wykonania jako takiego nie można się przyczepić.
Zasady gry
Więc o co chodzi w BioShock Infinite: The Siege of Columbia? Twórcy dość sprytnie ominęli problem przenoszenia shootera na planszę i… zajęli się czymś innym. Otóż gra planszowa nie skupia się na Bookerze i Elizabeth, choć pełnią oni ważną rolę. Osią gry jest konflikt pomiędzy frakcjami Founders i Vox Populi. Zasady gry są bardzo proste – osoba która pierwsza zdobędzie 10 punktów zwycięstwa wygra. Punkty zdobywamy zaś za zajmowanie obszarów lub spełnianie warunków kart celu.
Wydarzenia w czasie gry
Naszą rundę zaczynamy od głosowania, które może przynieść wymierne benefity jednej ze stron konfliktu oraz determinuje który gracz będzie zaczynał swoją turę. Dodatkowo karta zawiera informację o przemieszczaniu się bohaterów po planszy. Aby głosować w BioShock Infinite: The Siege of Columbia musimy skorzystać z naszych kart akcji. Te możemy wykorzystać aż w czterech momentach, więc trzeba bardzo, ale to bardzo uważać kiedy je zagrać. Sama faza głosowania nie do końca przypadła mi do gustu, a konkretnie jeden jej aspekt. Otóż podczas tej fazy nasze szyki może pokrzyżować Booker, który głosuje na rzecz frakcji z mniejszą ilością głosów. W ten sposób zdarzyło się, że kilkukrotnie odpadłem z głosowania, podczas gdy mój przeciwnik spokojnie powiększał swoją przewagę. A uwierzcie mi, niektóre bonusy są baaardzo mocne.
Tura gracza
Poszczególne akcje, jakie musi wykonać gracz w BioShock Infinite: The Siege of Columbia mają ściśle określoną kolejność. Pierwszą z nich jest produkcja. Pamiętacie jak akapit wcześniej wspominałem, że trzeba mądrze rozdysponować swoje karty? Tak, produkcja jest drugim miejscem ich wykorzystania. Otrzymamy tyle pieniędzy, ile wskazują nam liczby na naszych kartach. A pieniędzy w BioShock Infinite: The Siege of Columbia nigdy za wiele.
Po zebraniu funduszy i rekrutacji jednostek przechodzimy do poruszania oraz walki. Przemieszczanie się ma pewien ciekawy haczyk. Zawsze możemy przemieścić do 4 jednostek podczas tej fazy, jednak to my decydujemy czy skorzystamy z wersji bezpiecznej albo ryzykownej. Bezpieczne przemieszczanie ogranicza nas do poruszania się na sąsiedni teren. Ryzykowne polega na skorzystaniu z tzw. Sky-Line. Kto grał w cyfrówkę ten wie o co chodzi. W ten sposób możemy przenieść się dalej, jednak jest to obarczone pewnym ryzykiem. Przy każdym ruchu musimy rzucić trzema odpowiednimi kośćmi. Jeśli choć na jednej z nich wypadnie powodzenie – wtedy udało nam się przemieścić. Jeśli nie… no cóż, tracimy jednostkę, choć możemy ją uratować odrzucając odpowiednią liczbę kart. Wspominałem już, że warto mądrze korzystać z kart?
Ok, a jak wygląda walka w BioShock Infinite: The Siege of Columbia? Tak jak można było się spodziewać, czyli kostkowo. Do dyspozycji mamy trzy rodzaje kości, o różnej mocy. Im mocniejsza jednostka, tym lepszą kością rzuca. W walce biorą udział również budynki. Na szczególną uwagę zasługują wieżyczki, które dodają kości nie tylko na swoim terytorium, ale także na sąsiadującym. Przed każdą walką dodatkowo możemy wzmocnić nasz atak… zagrywając karty akcji. Prawda, że są potrzebne? W przypadku porażki jednego z graczy traci on jedną jednostkę, a pozostałe przenoszą się do terytorium z twierdzą, dzięki czemu trudno jest kogoś całkowicie zmieść z planszy.
Booker, ulepszenia, zadania
Jak już wspomniałem, w trakcie rozgrywki możemy także walczyć z głównych bohaterem Bioshock: Infinite , czyli Bookerem. Pokonanie go nie jest wcale proste, gdyż korzysta on z trzech najmocniejszych kości podczas walki. Jednak jego porażka może dać nam pewne profity wynikające z zadania. Niewątpliwie wprowadzenie Bookera oraz Elizabeth wraz z odpowiednią „linią fabularną” to duży plus dla BioShock Infinite: The Siege of Columbia.
Ciekawie również prezentuje się kwestia ulepszeń. Dokonujemy ich w kilku sytuacjach, a usprawnienia polegają albo na odblokowaniu umiejętności na karcie, bądź wzmocnieniu parametrów potrzebnych podczas zagrywania kart. Mechanizm jest bardzo prosty, ale nie da się ukryć, że wprowadza pewne urozmaicenie rozgrywki i warto walczyć o każdy punkcik usprawnienia.
Jak wiemy, aby wygrać grę potrzebujemy 10 punktów zwycięstwa. Poza walką o obszary ich zdobycie umożliwiają nam zadania. Spełnienie warunków niestety często bywa bardzo trudne lub wręcz niemożliwe w danej turze.
Skalowanie, regrywalność, czas trwania gry
W BioShock Infinite: The Siege of Columbia mamy całą masę elementów losowych wpływających na regrywalność. Losowe zadania, siła przeciwników na neutralnych terytoriach, dowódcy, kolejność kart ulepszeń w decku, trzy różne osi czasu Elizabeth – wszystko to sprawia, że każda rozgrywka będzie unikalna.
Możemy grać zarówno w 2 jak i 4 osoby podczas starć drużynowych. W Internecie zwykle spotkamy się z opinią, że to gra wyłącznie na 2 osoby, ale nie do końca się z tym zgodzę. W większym gronie oczywiście pojawi się problem downtime’u, jednak z drugiej strony głosowania są dużo ciekawsze. Skoordynowane ataki również dają sporo radochy, wydaje mi się, że sytuacja na planszy w grze w pełnym składzie zyskuje na dynamice.
Jeśli chcemy rozegrać pełną partię w BioShock Infinite: The Siege of Columbia to musimy przygotować się na około półtorej godziny rozgrywki, choć oczywiście da się zejść nawet do pudełkowej godziny czasu gry.
Moje wrażenia
BioShock Infinite: The Siege of Columbia to naprawdę niezła gra, choć oczywiście niepozbawiona minusów. Bardzo podoba mi się system kart akcji. Musimy przez to bardzo starannie planować nasze działania, ponieważ brak karty w danym momencie może się dla nas skończyć tragicznie. Karty są potrzebne właściwie zawsze, a jest ich tylko 5 na ręce w danej chwili. Jestem również zwolennikiem „ryzykownego” przemieszczania się. Owszem, jest to element losowy, jednak potrafi kapitalnie zaskoczyć przeciwnika.
Nieco mniej przypadła mi do gustu walka. Różnice pomiędzy poszczególnymi kośćmi (zwłaszcza pomiędzy najsłabszą a średnią) są kolosalne i prawdę mówiąc – mamy niewielki wpływ na modyfikacje wyników. Owszem, możemy zagrać kartę akcji, jednak robimy to przed rozpatrywaniem rzutu. Dlatego też szczęście ma ogromne znaczenie podczas gry.
Podsumowanie
Uważam, że warto dać BioShock Infinite: The Siege of Columbia szansę. Gra ma bardzo proste zasady, wymaga sporo myślenia i planowania, nie jest długa. Dodatkowym plusem jest porządne wykonanie. Warto jednak mieć na uwadze to, że szczęścia momentami ma ogromne znaczenie podczas rozgrywki.
Największym minusem jest jednak dostępność tytułu – nowego egzemplarza w Polsce raczej nie kupimy. Sam początkowo złożyłem zamówienie w jednym z nich, jednak okazało się, że dystrybutor nie posiadał już żadnej kopii i ostatecznie byłem zmuszony zakupić egzemplarz używany. Ma to jednak swoje plusy – nowa gra kosztuje około 250zł. Moim zdaniem to jednak odrobinę za dużo.
EGZEMPLARZ WŁASNY