Powrotu Borata nie spodziewaliśmy się chyba tak samo jak hiszpańskiej inkwizycji. Tymczasem Sacha Baron Cohen ponownie wciela się w kazachskiego dziennikarza i wyrusza do Ameryki, która jest jeszcze bardziej niepokojąca niż wcześniej. Tym razem jednak nie to nie rasizm i ksenofobia wychodzą na pierwszy plan, a mizoginizm i rządzący wszystkim patriarchat. A patrząc na to, co aktualnie dzieje się w Polsce ten film nie śmieszy tak, jak powinien.
Nowy Borat wychodzi z gułagu
Pierwszy film przyniósł Boratowi międzynarodowy sukces, ale jednocześnie sprawił, że Kazachstan wyglądał głupio na arenie międzynarodowej. Trafił więc do gułagu na czternaście długich lat. Jednak w tym czasie w siłę urósł Donald Trump i prezydent Kazachstanu odnalazł w tym szanse na dostanie się do klubu dla twardzieli. Postanawia więc wysłać do USA swojego wysłannika, a kto lepiej się do tego nadaje niż Borat? Jego zadanie jest proste, przekazać kazachskiego celebrytę, małpę Johnny’ego w ręce Mike’a Pence’a. Tylko z Boratem nic nie jest proste. Na miejscu okazuje się, że w skrzyni transportowej nie ma już małpy, jest za to nastoletnia córka bohatera – Tutar (Maria Bakalova). Zapada decyzja – to ona będzie prezentem. Sama dziewczyna jest tym zachwycona, bo od lat marzy o życiu w złotej klatce jak bohaterka namiętnie oglądanej przez nią baśni – Melania Trump. Para rozpoczyna pełną przygód podróż po Ameryce.
Sukces pierwszego filmu Cohen zawdzięczał przede wszystkim temu, że tak dobrze udało mu się oszukać Amerykanów. Nikt nie wiedział, że to tylko aktor, co doprowadziło do uwidocznienia paskudnych cech takich jak rasizm czy homofobia. Teraz jest zgoła inaczej. Ledwo Borat wyjdzie na ulicę wszyscy go rozpoznają, dlatego konieczne jest przebranie. Tym razem bowiem to nie on gra tutaj pierwsze skrzypce tylko jego filmowa córka Tutar. To za jej pomocą poznajemy kolejne niepochlebne oblicze Amerykanów – są mizoginami. To, że Borat ma takie a nie inne poglądy nie jest dla nas nowością. W filmie widzimy wiele z jego „wstecznych” poglądów zestawionych z tymi Amerykańskimi. I wbrew pozorom one również na tym polu nie wypadają zbyt nowocześnie – debiutanckie bale czy ograniczenie aborcji to tylko wierzchołek góry lodowej.
Niby Kolejny film o Boracie, ale nie do końca
Świetnym pomysłem było wprowadzenie do filmu Tutar. Maria Bakalova odnajduje się w tej roli idealnie, a za jej pomocą udało się świetnie pokazać amerykańskie przywary. Widać, że aktorka potrafiła wczuć się w tę nietypową konwencję i niczym nie ustępuje na ekranie Cohenowi. A dzięki temu, że pewien ciężar narracyjny został zrzucony na dziewczynę film staje się poważniejszy, zwłaszcza w obliczu aktualnych wydarzeń w naszym kraju, ale i na całym świecie. Dodatkowo Tutar nie jest rozpoznawalna, co w połączeniu z przebraniem, które skutecznie maskuje prawdziwą tożsamość Borata pozwala na uwidocznienie kolejnych amerykańskich wad.
Borat ze swoimi wstecznymi poglądami na temat kobiet stanowi przerysowany przykład patriarchatu. Wmawia córce, że kobiety nie mogą prowadzić samochodu, czytać, czy nawet jeść słodyczy. Koszmarna książka, którą jej czyta mogłaby być zabawna, gdybyśmy nie znali podobnych przykładów z naszego własnego podwórka. Ale oprócz praw kobiet poruszono tutaj temat koronawirusa. Widać, że ekipa została zaskoczona przez wybuch epidemii w trakcie prac co wykorzystali na swoją korzyść. W końcu każdy powód jest dobry, by wyśmiać przywary innych. Dlatego covid posłużył do pokazania irracjonalnego strachu i wiary w teorie spiskowe przy jednoczesnym braku choć minimalnej próby zrozumienia prawdziwej sytuacji.
Borat nie zawsze jest zabawny
Dzięki temu, że to nie Borat gra tutaj pierwsze skrzypce film nie jest wtórny. Obawiałam się, że dostaniemy po raz kolejny te same żarty i gagi. Tymczasem dzięki Tutar całość jest świeża i naprawdę zabawna. Oczywiście doskonale widać, że nie wszystkie zachowania i reakcje osób, z którymi bohaterowie się stykają są naturalne. Jednak w wielu czuć tę spontaniczność, która tak podobała się widzom w pierwszym Boracie. Ten film pokazuje również, że nie tylko Sacha baron Cohen jest w stanie tak dobrze odnaleźć się w tej dziwnej konwencji quasi-dokumentu. Mam szczerą nadzieję, że w przyszłości w kolejnych projektach powróci Maria Bakalova, może już sama, a może z Cohenem na dalszym planie.
Borat 2 ma też bardzo zaskakujący element fabularny, a raczej kierunek, w którym fabuła zmierza. Bo oprócz jawnego szydzenia ze współczesnych przywar dostajemy tutaj drogę młodej kobiety do samostanowienia i świadomości swoich praw i możliwości. A przy tym obserwujemy jak miłość do córki powoli, ale skutecznie zmniejsza mizoginię Borata. To trochę kłóci się z całością, ale wprowadza do filmu ciepło i taki ludzki, przyjemny akcent. Historia ojca i córki jest miłym emocjonalnym wątkiem dla całego filmu, a Cohen ma w Bakalovej nie tylko partnera do gry. Ostatecznie przemiana Borata jest możliwa tylko dlatego, że kobieta, z którą jest spokrewniony, pokazała mu swoje człowieczeństwo.
Styl nowego Borata po prostu trzeba lubić
Kolejny film o Boracie: Tłusta łapówka dla amerykańskiego reżimu, by naród kazachski znów być wielki. Tak, znowu dostajemy absurdalnie długi tytuł. Borat 2 przynosi nam sporo niesmacznych żartów i słownych niedomówień, które nie każdemu mogą się spodobać. To jednak druga część, więc nawet jeśli ktoś nie oglądał jedynki to i tak wie co to za typ produkcji. Dlatego jeśli do Was to przemawia – oglądajcie śmiało. Jeśli jednak odbiliście się od pierwszego Borata to i teraz lepiej nie będzie.
Jest zabawnie, ale i poważnie. A w świetle strajków o prawa kobiet Kolejny film o Boracie jawi się trochę jako promyk nadziei. Bo skoro on mógł się zmienić, to może inni zatwardziali konserwatyści również? W końcu tutaj stało się to za sprawą jednej kobiety, a na ulicach są ich setki tysięcy jak nie więcej. Więc chyba szansa jest.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News