Reklama
aplikuj.pl

Recenzja komiksu Batman: Bloom – Tom 9

Powrót Mrocznego Rycerza

Do księgarń trafił kolejny tom komiksu z Batmanem, publikowanego pod szyldem Nowe DC Comics! Bloom kontynuuje wydarzenia przedstawione w poprzedniej książce, zatytułowanej Waga Superciężka. Czy duet Scott’a Snydera i Grega Capullo dał fanom Mrocznego Rycerza to, na co czekali?

Nowe DC Comics! publikowane pod skrzydłami Egmontu dobiega powoli końca, a tym samym udało się dogonić ramówkę wydawniczą na rynku amerykańskim. W USA seria ta nazywa się New 52 i cieszyła się ogromnym zainteresowaniem, szczególnie wśród nowych czytelników. Głównie dlatego, że fundowała pewnego rodzaju reset uniwersum, dzięki czemu można było łatwiej połapać się w narracji.

Nowe spojrzenie

Batman natomiast niezmiennie od lat jest gwiazdą DC Comics i kryzys, jaki dotknął komiksy Rycerza Gotham na początku lat 80. obecnie jest już dawno zapomnianą pieśnią przeszłości. Niemniej ciągłe eksploatowanie znanych wzorców fabularnych prędzej, czy później doprowadzi do „zmęczenia materiału”. Dlatego scenarzysta Scott Snyder postanowił reinterpretować mitologię Batmana, korzystając z nowego otwarcia w uniwersum. Jest to odważny ruch, ponieważ zadanie łatwym nie jest, a bardzo łatwo zrazić zagorzałych fanów.

Tom dziewiąty, zatytułowany „Bloom” wpisuje się idealnie w kręg zainteresowań Snydera, czyli horroru. Tym samym widzimy mocne uderzenie w mroczną nutę narracji, przypominającą nieco niektóre zeszyty Batmana z lat 90., gdzie wątki nadprzyrodzone i wywoływanie uczucia niepokoju u czytelnika nie były obce odbiorcom.

Przede wszystkim scenarzysta recenzowanego tom snuje swój pomysł wokół jednego, prostego pytania: czym jest Gotham bez Batmana i czym jest bohater dla metropolii? Sprawa jest o tyle ciekawa, ponieważ „oryginalny” Batman, czyli Bruce Wayne wypadł z bohaterskiego fachu na wskutek wydarzeń rozpisanych na początku nowej serii. Cierpiąc na amnezję, nie pamięta poprzedniego życia, ale wydaje się że przeszłość prześladuje go na każdym kroku, zaś on sam czuje, iż jego miejsce jest gdzie indziej.

Natomiast pod nieobecność swojego protektora, władze Gotham podejmują dość radykalne kroki – chcą stworzyć nowego Batmana, w rolę którego wcielił się sam (były) komisarz Gordon. To nie koniec, ponieważ na swoją kolej czeka kolejny projekt, mający dostarczyć miastu całą armię zmechanizowanych Batmanów.

Powrót Mrocznego Rycerza

Okładka dziewiątego tomu sugeruje jednak czytelnikowi, że ten jedyny, prawdziwy Batman ma powrócić. I faktycznie, cały splot zręcznie utkanych wydarzeń pozwoli odetchnąć fanom z ulgą, widząc właściwego człowieka, na właściwym miejscu. Czas jednak nagli, ponieważ miastu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Chcąc zapisać się nie tylko jako odtwórca legendy Batmana, ale również jako scenarzysta, który wniósł coś do kanonu, Snyder sprezentował nowy czarny charakter o pseudonimie Bloom. Wręcz upiorna sylwetka, przypominająca niemal dziecięcy koszmar, aspiruje do grona najbardziej niebezpiecznych i zaciekłych adwersarzy Mrocznego Rycerza.

Całość, nie licząc kilku motywów, wydaje się być zręcznie poukładaną i ponad wszelką wątpliwość wciągającą historią. Od strony wizualnej również niewiele można zarzucić. Twarda oprawa skrywa strony zarysowane ręką Grega Capullo, wpieranego przez Danny’ego Miki. Swoje trzy grosze dorzucił jeszcze ilustrator Yanick Paquette, mający już sposobność pracowania w przeszłości ze Scottem Snyderem. Komiks idzie w stronę realizmu, z domieszką dynamicznego kadrowania, mającego za cel podkreślenie niemal katastroficznej wymowy przedstawionego scenariusza. Jednym słowem, to co widzimy na kartach komiksu doskonale współgra z treścią, dając nam historię z odpowiednim rozmachem o kolejnym szaleńcu przekonanym w słuszność własnej misji.

Jednoznaczna ocena dziewiątego tomu nie jest łatwa. Prawdopodobnie nieważne jak bardzo bym się starał, wciąż nieprzekonanych od nowej serii starych wyjadaczy nie zachęcę do sięgnięcia po lekturę. Komiks zachowuje wszystkie cechy poprzednich pozycji z uniwersum pisanych ręką Scotta Snydera, dlatego zatwardziali fani pokręcą nosem. Jednak znajdzie się zapewne grupa odbiorców, która zdążyła zaakceptować podjętą próbę reinterpretacji postaci Batmana, sięgając choćby po „Trybunał Sów” z dużym zainteresowaniem. Ta część czytelników bez wątpienia będzie zadowolona z efektów prac nad „Bloom” scenarzysty oraz rysowników.

Za udostępnienie komiksu do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont