Z komiksem na weekend, to moja wizja spędzenia upalnego dnia z dala od monitora, redakcyjnych i uczelnianych obowiązków oraz zgiełku tygodnia. Oferta, jaką proponują nam księgarnie jest bogata, szczególnie, jeśli idzie o japońską twórczość, po którą coraz chętniej sięgają różne grupy społeczne. Na długi sezon letni polecam tytuł Bleach z powodów, jakie przyjdzie mi opisać w następnych akapitach.
Na przestrzeni ostatnich czternastu lat manga – japoński komiks, stał się niezwykle popularny w Polsce, wśród nie tylko fanów wszystkiego, co kojarzy się z azjatyckimi klimatami, ale także czytelników „europocentrycznego” komiksu i graczy, przełamując wszelkie bariery wiekowe i płciowe. Nie będzie przesadą, jeśli powiemy o prawdziwym kulturowym fenomenie dokonującym się na naszych oczach. Co więcej, osobnicy, którzy zgłębili, choć trochę obszerny, pełen tysięcy różnych tytułów świat japońskiego komiksu, wiedzą, że manga potrafi uzależniać czytelnika jak żaden inny gatunek.
Mówiąc o mandze w Polsce niemożliwym jest nie wspomnieć o wydawnictwie J.P.F. funkcjonującym od roku 1997. Dziś, po prawie siedemnastu latach to prężnie rozwijające się wydawnictwo zawierające w swoich zbiorach wiele znaczących prac m.in. takich osobistości jak Masamune Shirow, Katsuhiro Ōtomo, Riyoko Kieda czy Yukito Kishiro. Jednakże, ponadto trzon oferty J.P.F. stanowi wiele pozycji z średniej półki. Wyjaśniając ten pokrętny termin, powiem, wprost, iż chodzi mi o komiksy klasy B – wielotomowe tasiemce, od których nikt nie wymaga głębi przekazu, jednakże dzięki kompleksowości świata przedstawionego i ciekawym postaciom pozycje te uzależniają jak żadne inne. Do takich serii zaliczyć można Dragon Ball,Naruto, Soul Eater oraz OnePiece. Do tego panteonu, już jakiś czas temu dołączył Bleach.
Bleachto nie żaden wybielacz, czy inny środek do prania. Bleachto manga autora Tite Kubo, oryginalnie ukazująca się z ramienia wydawnictwa Shueisha, grubo od ponad dziesięciu lat. Z Bleach’em pierwszy kontakt nawiązałem lata temu, kiedy znajomy zaprezentował mi anime na bardzo popularnym serwisie Wbijam. Serial kupił mnie z miejsca chwytliwym humorem, wartką akcją, świetną ścieżką dźwiękową, ciekawymi postaciami oraz unikalnym klimatem. Jednakże serial telewizyjny (swego czasu nawet emitowany na stacji Hyper) miał jednak jedną niedoskonałość, mianowicie wiele wątków rozwiniętych w mandze traktował po macoszemu a inwencje twórcze scenarzystów niekiedy nijak pasowały do zamysłu mangaki. No i nie zapominajmy, iż emisję serialu zakończono już w zeszłym roku a manga trwa dalej w najlepsze.
Japonia to odległy kraj, pełen niesamowitych legend, mitów i wierzeń, które dziś stanowią idealne paliwo do napędzania przemysłu mangowego dostarczając autorom bardzo lotnych tematów. Tite Kubo na warsztat zabrał jeden z najstarszych i chyba najbardziej oklepanych motywów z mitologii japońskiej opowiadający o Shinigami – bogach śmierci, żniwiarzach, którzy przychodzą po dusze ludzkie by odprawić je na drugi świat. Kubo jednak podszedł do tematu dość niekonwencjonalnie, bowiem w jego wizji Shinigami to mistrzowie miecza, posiadający niezwykłe moce służące im do walki z ich antagonizmem czyli Pustymi – demonami żywiącymi się ludzkimi duszami. W tym momencie warto wspomnieć o głównym bohaterze, czyli o Ichigo Kurosakim, na pozór zwykłym nastolatku uczęszczającym do liceum, lecz nasz protagonista ma jednak pewien dar, mianowicie widzi duchy, może z nimi rozmawiać a i czasami pomoże nieboszczykom w chwili niedoli. Mieszka wraz ze swoją dość ekscentryczną rodzinką w podtokijskim fikcyjnym miasteczku Karakura, i zapewne żyłby nadal spokojnie, gdyby pewnego dnia w jego pokoju nie pojawiła się tajemnicza kobieta w czarnym kimonie, która wkrótce przedstawi się jako Kuchciki Rukia, jak nietrudno się domyślić zawód Shinigami. Chwilę później rodzinę Kurosakich atakuje ów Pusty, któremu strażniczka śmierci nie jest w stanie podołać i Ichigo musi podjąć decyzję, której skutki odmienią całe jego dotychczasowe życie. I tak młodzian stał się zastępczym Shinigami dzięki przekazanej mocy Ruki, jednak to dopiero początek jego przygody…
Manga podzielona jest na cztery arki, a mówiąc tak po ludzku główne bloki tematyczne różniące się od siebie klimatem i tempem akcji. Przez pierwsze kilka tomów Ichigo nabywa umiejętności by sprawnie wykorzystywać nabyte moce, oraz poznaje większość kluczowych postaci, przeważnie sojuszników, którzy będą towarzyszyć mu przez kolejne tomy. O ile cała fabuła kręci się wokół Ichigo to manga ma do zaoferowania wiele pobocznych, równie istotnych co główny bohater postaci, posiadających własne barwne tło historyczne i motywy. Słowem jest ciekawie. W pewnym momencie następuje zwrot o 180º i fabuła rozkręca się jeszcze bardziej w chwili gdy grupa przyjaciół z Ichigo na czele musi się wybrać do Stowarzyszenia Dusz – miejsca, które nazwalibyśmy zaświatami rządzonymi przez Strażników Śmierci, co mieli czelność uprowadzić Rukię i wydać nań wyrok śmierci za przekazanie swych mocy naszemu bohaterowi. Z pewnością jeszcze wiele długich akapitów musiałbym poświęcić by napisać kolejne perypetie, ale to już by ocierało się o spojlerowanie, czego chciałbym uniknąć. Powiem tylko tyle, że jest dobrze nawet bardzo dobrze, ale nie samymi różami usłany jest Bleach, bowiem autor ma tendencję do szarpania tempa akcji, tzn. przez kilka rozdziałów potrafi powiać lekką nudą, czasem absurdem, ale zaraz po tym następują ze trzy rozdziały dosłownie urywające zad, co bezsprzecznie działa jak narkotyk – chcemy więcej. No i co mnie osobiście jeszcze szczególnie razi w ślepia to niekonsekwencja w sile poszczególnych postaci, przez co czasem autor zaczyna przeczyć samemu sobie w czym zdecydowanie ustępuje twórcy Naruto Masashiemu Kishimoto, który jest konsekwentny w tym co robi od początku do końca.
Mimo pewnych mankamentów Bleach’a czytelnik chłonie niczym głodny student kebab. Trudno się temu dziwić, zaś moja skromna osoba jak i jeszcze jeden redaktor WhatNext, jest tego najlepszym dowodem, gdyż z zniecierpliwieniem oczekujemy kolejnych epizodów i tak już od ładnych kilku lat. Jestem uzależniony i dobrze mi z tym, jednak bywały niebezpieczne momenty, gdy mój nałóg kosztowałby mnie więcej aniżeli wypite kawy i wydane złotówki na tomiki, ponieważ PlayStation 3 jest jedyną platformą gdzie wydano sensownie zrealizowaną adaptację Bleachw postaci mix’u bijatyki i slashera na modłę Devil May Cry, a ponieważ takowego urządzenia nie posiadam kusiło mnie by je niezwłocznie nabyć. Z drugiej strony nurtuje mnie pytanie czemu jeszcze stosowna gra Bleach nie ukazała się na Xbox 360?
Reasumując Bleachto pozycja godna polecenia czytelnikom, którzy z sentymentem wspominają tasiemce takie jak Dragon Ball, lub poszukującym lektury lekkiej, chwytliwej, zapewniającej masę radochy z czytania. Ceny tomików oscylujące w granicach 20 zł nie są poważnym miesięcznym wydatkiem a do łapek dostajemy nie tylko porządnie wydany i przetłumaczony komiks, ale ponad wszystko świetnie ilustrowaną mangę, gdzie sekwencje walk dosłownie porywają. J.P.F. zdołał wydać już 33 tomy Bleach więc o brak materiału do czytania narzekać z pewnością zainteresowani tematem nie będą. O ile jednorazowo nie zakupicie dużej ilości tomów to nowa kolekcja nie powinna uderzyć was mocno po kieszeniach, ale uważajcie jest to narkotyk mocno uzależniający i faktycznie istnieje prawdopodobieństwo szybkiego wyczyszczenia konta bankowego po przeczytaniu pierwszego tomu.