Reklama
aplikuj.pl

Recenzja komiksu Star Wars: Cienie Imperium

Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce...

Nieważne jak huczne premiery kinowe mamy za sobą, lub co czeka nas w najbliższych miesiącach, wszyscy zgodnie musimy przyznać, że rok obecny należeć będzie do siódmej odsłony Gwiezdnych Wojen. Sam teaser pierwszego zwiastuna filmu J.J. Abramsa obejrzały na YouTubie miliony internautów. Z całą pewnością po latach względnego spokoju gorączka Star Wars rozgorzeje na nowo.

Nic więc dziwnego, że temat będzie eksploatowany na wszelkie możliwe sposoby, albowiem przychody z filmów są tylko częścią tego co zarabia uniwersum. Wszakże świat Gwiezdnych Wojen to także animacje, książki, zabawki, gry komputerowe oraz komiksy, będące w tym konkretnym przypadku dla nas najistotniejsze. Cienie Imperium to powieść graficzna, która powstała na kanwie książki pod tym samym tytułem, autorstwa uznanego pisarza Steve’a Perry’ego. Komiks miał za zadanie promować zarówno wydaną w okolicach 1997 r. odświeżoną edycję starej sagi, jak również Epizod Pierwszy mający premierę niespełna dwa lata później. Książka oraz komiks uzupełniały lukę fabularną pomiędzy Imperium Kontratakuje a Powrotem Jedi, co spotkało się ze sporym entuzjazmem fanów.

Czy Cienie Imperium obecnie mają szanse na większe wzięcie wśród czytelników, mimo że swoją polską premierę miały czternaście lat temu? Wydawca Egmont czując, z której strony wieje wiatr, na kilka miesięcy przed premierą siódmej części sagi postanowił wznowić tytuł i sprezentował miłośnikom gatunku serię zatytułowaną Legendy, będącą pojemną platformą do publikacji ciekawych pozycji komiksowych związanych z uniwersum, pierwotnie ukazujących się pod skrzydłami Dark Horse Comics.

Przy recenzowanym komiksie pracowali scenarzysta John Wagner (Batman, Sędzia Dredd) i graficy Kilian Plunkett oraz John Nadeau – cała trójka jest zawodowo związana z Gwiezdnymi Wojnami na różnych polach, od animacji po wszelkiej maści pozycje komiksowe. Co więcej nadzór nad scenariuszem Wagnera sprawował sam autor powieści Steve Perry, choć na całe szczęście komiksowe kadry nie są zwyczajną kalką treści z książki. Komiksowe Cienie Imperium przedstawiają wydarzenia między piątą a szóstą częścią filmu od zupełnie innej strony, albowiem tak eksponowane w książce próby odnalezienia i odbicia Hana Solo, tutaj są tylko tłem dla szerszej intrygi. Przykładowo najwięcej miejsca przeznaczono na dokładniejsze pokazanie perypetii łowcy nagród Boby Fetta, oraz skupiono uwagę na przemianie Luke’a Skywalkera. Obserwujemy jak młody Jedi z podrostka staje się pełnoprawnym „badassem”, zdolnym zmierzyć się z Darth Vaderem w Powrocie Jedi.

Scenariusz komiksu wygląda następująco: Luke po feralnym pojedynku z ojcem i niefortunnej stracie ręki przechodzi szybką rekonwalescencję, jednocześnie walcząc z oznakami depresji. Równocześnie staje się on coraz bardziej istotny dla dalszego istnienia i tak już rozbitych sił rebeliantów, dlatego nie może pozwolić sobie na bezczynność. Czym prędzej dołącza do księżniczki Lei prowadzącej poszukiwania Hana Solo, będącego w łapach łowcy nagród Boby Fetta. Jednocześnie na horyzoncie pojawiają się zupełnie nowe postacie, jak choćby książę Xizor – przywódca niebezpiecznej organizacji Czarne Słońce, która wydała wyrok śmierci na młodego Jedi, oraz Dash Rendar – koreliański przemytnik pomagający ruchowi oporu, choć akurat jego losy szerzej opisuje gra komputerowa wydana w latach 90. Warto nadmienić, że zarówno postacie jak i wydarzenia pokazane w komiksie na stałe wpisały się do kanonu Gwiezdnych Wojen, znajdując swoje odzwierciedlenie choćby w późniejszych filmach animowanych.

Jeśli jesteście słabo zaznajomieni lub w cale z Star Wars, rzucone nazwiska postaci oraz wydarzenia niewiele pewnie wam mówią. Niestety komiks bardzo pobieżnie traktuje przybliżenie wydarzeń filmowych, nie wspominając już o objaśnieniu uniwersum, bowiem ten element całkowicie pominięto. Dlatego, mimo że co nieco wiem o świecie Jedi, to po bardzo długiej rozłące czułem się jak rzucony na dość głęboką wodę. Swojsko poczują się tylko zaprawieni wyjadacze, mający dobre rozeznanie – i nie powinno nas to dziwić, albowiem komiks najwyraźniej skierowano właśnie do nich. Zapewne o liczbę odbiorców Egmont nie powinien się martwić, bo fanów u nas pod dostatkiem, natomiast możemy być także pewni, że Cienie Imperium znajdą wzięcie również wśród nowicjuszy, idących za falą popularności nowego filmu.

Graficznie jest dobrze, ale względnie głowy nie urywa. Niestety zdarzają się kadry wyglądające jakby sklejano je na szybko, w czym bardzo prosta szata kolorystyczna najwyraźniej nie pomaga, choć do komiksu, jako całokształtu zastrzeżeń mieć nie można. Na wiele większym poziomie natomiast stoi wydanie książki – sztywna okładka, bardzo dobra jakość druku i papieru (choć za kredowym specjalnie nie przepadam, z względów praktycznych, np. przy czytaniu mając tylko sztuczne źródło światła). Warto wspomnieć także, że komiks to okrągłe 150 stron, co pozwoli na długą lekturę.

Reasumując: Cienie Imperium przemówią do najbardziej do zaznajomionych z sagą Gwiezdnych Wojen fanów, szczególnie uwielbiających Bobę Fetta, chcących jeszcze bardziej nabuzować się przed grudniową premierą filmu. Dla całej reszty czytelników, wcześniej nie mających pojęcia o konflikcie rycerzy Jedi z Ciemną Stroną Mocy (a są w ogóle tacy?) lub znających temat pobieżnie będzie to –  za sprawą bardzo zręcznie rozrysowanego scenariusza – zdecydowanie wciągająca oraz satysfakcjonująca lektura.

Już od lat w Polsce nie pojawił się żaden dobry komiks opowiadający o odległej galaktyce, a to, co wydawano sporadycznie mówiąc najdelikatniej w wielki zachwyt nie wprawiało. Dlatego też wznowione Cienie Imperium tym bardziej wydają się wartościową lekturą, godną polecenia.