Pamiętam czasy, gdy gry planszowe i świat komputerów były całkowicie rozdzielne. Jeśli już coś mówiono o planszówkach to tylko w takim kontekście, że Hasbro przeniosło Monopoly czy Risk na ekrany, ale był to raczej średnio udany eksperyment. W przeciwieństwie do Scottie Go,
Prawda jest taka, że nie zmieniając w żaden sposób formuły czy nie dostosowując jej do realiów komputerów gry planszowe radzą sobie średnio. Kto bowiem chce grać w tradycyjną grę na ekranie za pomocą myszy, gdy lepiej zagrać fizycznym egzemplarzem w gronie najlepszych przyjaciół? No właśnie.
Powiewem świeżości za to był Dice+. Polska elektroniczna kostka do gry była tak naprawdę pierwszym produktem udanie łączącym dwa światy. Zresztą, co tutaj dużo kryć, sam szybko zachłysnąłem się jej możliwościami i funkcjonalnością wydając dość sporo na ten gadżet. Niestety, bardzo szybko projekt został porzucony przez twórców sprawiając, że sam gadżet jak i gry… są dziś zupełnie niefunkcjonalne. Cóż, jest to na pewno groźba towarzysząca tego typu zabawkom.
Ze Scottie Go! ma być inaczej
I z pewnością będzie, choćby dlatego, że zupełnie odwrócono tutaj role. Wydając blisko 140 zł nie kupujemy elektronicznego kontrolera do gry a jak najprawdziwszą grę składającą się ze 57 elementów, zaś sam telefon jest poniekąd instrukcją, planszą do gry i właśnie „kontrolerem”.
Przy czym hasło gra planszowa jest tutaj zupełnie nie trafiona i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. To coś jak Czerwony Kapturek od Gramma Smart albo popularne Czekoladki. To gra logiczna przeznaczona dla jednej osoby.
Zadaniem gracza jest doprowadzenie sympatycznego robota Scotiego do celu. Mamy zatem kilkadziesiąt misji do wykonania, gdzie trudność z każdą kolejną z nich jest narastająca. Na początku mamy Scotiego poprowadzić po linii prostej do celu, w następnych musimy ominąć przeszkody, a jeszcze dalej ma po drodze wykonać wiele zadań – przejść przez znak X, podnieść element itp.
To co jednak najważniejsze dzieje się na stole a nie w telefonie
W pudełku z grą znajdują się bowiem elementy z których układamy wspominaną instrukcję dla robota. Przy czym nie jest to zupełnie losowe podejście do tematu, bowiem zadaniem gracza jest… ułożenie najprawdziwszego algorytmu! Zatem każdy z nich zaczyna się od pola Start i kończy na polu Koniec. Myślę, że każdy w liceum bądź na studiach, kto słyszał o czymś takim jak schemat blokowy od razu będzie wiedział o co chodzi.
Zadaniem gracza jest właśnie zbudowanie odpowiedniego schematu blokowego. Użyć do tego można kilkunastu rodzaju „klocków” np. Krok i przypisać mu odpowiednią wartość. Każda plansza to nowa łamigłówka, a przed graczem wyzwanie ułożenia nowego schematu blokowego. Po jego ułożeniu bierzemy telefon do ręki, skanujemy nasze dzieło za pomocą aparatu i weryfikujemy czy wykonaliśmy je poprawnie.
Całości towarzyszy animacja, która pokazuje jak Scootie przemieszcza się po planszy. Jeżeli nam się uda – dostajemy odpowiednią liczbę gwiazdek, jeśli nie – widzimy wyraźnie gdzie popełniliśmy błąd i możemy spróbować jeszcze raz.
Gra przede wszystkim uczy logicznego myślenia
Przy czym nie jestem pewny tutaj jakichkolwiek ograniczeń wiekowych. Dla przykładu – moja sześcioletnia córka jednego wieczoru przeszła ponad 20 poziomów tej gry bawiąc się doskonale a i teraz chętnie wraca do kolejnych poziomów. Widzę jak intensywnie rozmyśla nad kolejnymi krokami i jaką satysfakcje dają jej kolejne pokonane poziomy. Daleki byłbym od rzucania hasłami, że dzięki Scottie Go! twoje dziecko nauczy się programowania, ale z pewnością nauczy się logicznego myślenia oraz rozumienia takich rzeczy jak pętla.
Czy Scottie Go! Labitynt to gra idealna? Z pewnością nie, ale to nie przeszkadza
Jest tutaj kilka rzeczy na które zwróciłbym uwagę. Z pewnością jest to koszmarna muzyka. Serio. Bardziej irytuje i przeszkadza niż buduje nastrój dlatego przy uruchamianiu aplikacji na telefonie momentalnie przechodzimy w tryb cichy.
Drugą rzeczą jest… licencja. Cóż, przypisanie pudełka gry z kontem Google wiąże nas z nim na stałe. Co oznacza, że przypisujecie grę do swojego telefonu na stałe. Tym samym Wasze dziecko na swojej komórce już w nią nie pogra, dopóki nie podzielicie się z nim swoim urządzeniem. Kupując zatem dość drogi produkt warto o tym pamiętać, a najlepiej przypisywać to do jakiegoś konta rodzinnego. Trzecia, ostatnia uwaga to wspomniana cena, 140 zł to jednak dość sporo jak na grę planszową. To cena zbliżona do gry Risk, która zawiera kilkadziesiąt figurek, porządnego wydania Monopoly czy na limitowaną edycję Scrabble, w której znajduje się setka plastikowych kafelków. Tutaj otrzymujemy głównie karton i aplikację. Z drugiej strony gra cierpi na ten sam syndrom co wspomniany Czerwony Kapturek oraz Czekoladki. Jeśli przejdziesz ją raz – drugi raz już nie będziesz czuł satysfakcji, bo rozwiązania przecież już znasz.
Jeśli jednak to nie są przeszkody dla ciebie – kupuj w ciemno
To przede wszystkim doskonałe narzędzie edukacyjne, które powinno się podsunąć najmłodszym w ramach rozwijania logicznego myślenia. Tak naprawdę – takie pudełka powinny być na wyposażeniu każdej szkoły. Gdyby produkt kosztował ok 80 zł – kazałbym biec co sił do sklepów. Przy cenie powyżej 140 zł – dalej namawiam, ale warto zakup przemyśleć. A jeśli nie jesteś pewien, czy twoje dziecko sobie poradzi – zacznij od wspomnianych tytułów w tej recenzji. Są tańsze. A jak dziecko łyknie bakcyla, wtedy złap za Scottie.