Reklama
aplikuj.pl

Recenzja serialu Tropiciele – porządna dawka testosteronu i adrenaliny

Tropiciele od samego początku obiecują pełną akcji i napięcia historię, którą będziemy oglądać z zapartym tchem. Sporo w nim brutalności, przestępczych wątków i adrenaliny. A przynajmniej to serial ma nam dać. Czy Tropiciele spełniają obietnice? Zapraszam do lektury recenzji.

Tropiciele to taka „męska” rozrywka. Wiecie, przemoc, przestępczość i na samym początku motocykliści okładający się po pyskach. Na pierwszy rzut oka wiele powiązań z Synami Anarchii, choć na szczęście reżyser nie powiela, tylko gdzieś tam się inspiruje. I od samego początku widzimy, że nikt nie zamierza widzów oszczędzać. Gdy trójka motocyklistów wjeżdża w Karru do przydrożnego baru na poranne piwo zaczynają się problemy. Ktoś chce ich uczyć manier, ktoś się im przygląda. Sam wstęp ma chyba za zadanie pokazać siłę i testosteron, którym cała produkcja aż buzuje. W Kapsztadzie kobieta ucieka od wpływowego męża i chce zacząć pracę, by móc opiekować się dzieckiem. W innym miejscu dochodzi do zawarcia podejrzanej umowy i te wydarzenie doprowadza do szeregu pościgów, strzelanin i najazdu policji. Są szpiedzy na usługach południowoafrykańskiej agencji wywiadowczej (PBI), są brutalne przesłuchania, a nawet członkowie Al.-Kaidy. W tym wszystkim przewija się wątek uciekającej od męża kobiety, która za sprawą zbiegu okoliczności również dostaje się do PBI. Nie brakuje intryg, śmierci, tajnych operacji i udaremniania zamachów terrorystycznych. A to tylko w takim ogromnym skrócie, bo gdybym chciała zagłębić się w szczegóły musiałabym Wam streścić serial.

Na pierwszy rzut oka wydaje się to bardzo pokręcone. Tropiciele bombardują nas mnogością bohaterów i ich historii, które na początku wydają się zupełnie oderwane od siebie. Dopiero z każdym kolejnym odcinkiem widzimy, jak powoli ale systematycznie zaczynają się ze sobą splatać. Wydaje się, że jest w tym sporo chaosu, jednak w Tropicielach jest coś z Dark, bo choć na mniejszą skalę, to twórcy wiedzą jak przekazać to wszystko widzom, by się nie pogubili. Stojący za produkcją Robert Thorogood wie jak umiejętnie prowadzić widza w ten egzotyczny świat z fascynującymi krajobrazami RPA. Dostaniemy tu sporo tajemnic i delikatnie zarysowanych tropów, których znaczenie nie zawsze podane jest nam jak na tacy. Wiele musimy tutaj odkrywać sami, co przy intensywnym tempie Tropicieli może być bardzo wymagające. Na szczęście serial liczy sześć odcinków, dzięki czemu nie mamy możliwości zmęczyć się przed ekranem.

Tropiciele to jedna z tych serii, na której trzeba się bardziej skupić. Nie jest to trudne, bo napięcie i specyficzny klimat sprawiają, że ciężko oderwać oczy od wydarzeń na ekranie. To typowy thriller, jednak z interesującym podejściem do gatunkowych banałów. Fabuła sprawia, że nawet wyświechtane zagrywki wydają się angażujące i pełne emocji. Nie brakuje fabularnych twistów i muszę przyznać, że kilka z nich naprawdę mnie zaskoczyło, co odbieram bardzo na plus. Tropiciele są też odpowiednio krwawi i brutalni, co zresztą widać już w pierwszym odcinku. Pamiętajcie – nie ma taryfy ulgowej.  Podoba mi się oprawa muzyczna, która umiejętnie podbija oglądane wydarzenia. Od krajobrazów zaś czasem nie mogłam się wprost oderwać.

Na Tropicieli, których znajdziecie na HBO GO, warto poświęcić czas. Serial oferuje pełną napięcia i konkretnej akcji przyjemność. Stosunkowo krótki format sprawia, że możemy całość obejrzeć w jeden lub dwa wieczory. Zdaję sobie jednak sprawę, że to produkcja nie dla każdego. Trzeba lubić tego typu seriale, zwłaszcza, że oprócz szybkiego tempa mamy również mnogość wątków, w których czasem można się pogubić, gdy nie oglądamy zbyt uważnie. Seans jest satysfakcjonujący, ale trochę męczy właśnie przez to wszystko, co się tam dzieje. W takich przypadkach to, co dla jednych jest ogromną zaletą, dla innych będzie wadą nie do przejścia. Jeśli jednak lubicie pełne adrenaliny, przemocy i testosteronu opowieści, to bierzcie się za Tropicieli.

Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News