Oddając się lekturze Tesla, czyli jak Elon Musk zakończy epokę ropy naftowej autorstwa Hamisha McKenzie’go, natknąłem się na porównanie obecnego statusu ropy do niegdysiejszego statusu soli. Brzmi ciekawie? i ja tak uznałem, więc zgłębiłem temat.
Ropa solą naszych czasów
Tytuł artykułu wcale nie jest przesadą, a w grę naprawdę wchodzi ta przyprawa, bez której większość dań byłaby pozbawiona smaku, a słony karmel… no cóż, ten w ogóle by nie istniał. Ba, gdyby nie ten chlorek sodu, który strącił zapewne niejednemu gimnazjaliście sen z powiek na lekcjach chemii, nie byłoby nawet nas, ludzi. Nic więc dziwnego, że sól miała w dziejach człowieka pewien arcyważny status.
We wspomnianej książce autor użył porównania soli do ropy naftowej, aby zaakcentować to, dlaczego firmy już przy pierwszym „boomie” na elektryczne samochody zareagowały tak ostro, próbując ograniczyć ich rolę na rynku. Tak jak niegdyś przekonywano społeczeństwo, że papierosy nie tylko nie szkodzą zdrowiu, a nawet są prozdrowotne, tak dziś próbuje się wynieść spalinowe układy napędowe na pozycje, której nic nie może zagrozić. Oczywiście może i jest tym “czysta energia” elektryczna.
Wróćmy jednak do głównego tematu, pozostawiając dywagacje na temat przyszłości motoryzacji na inny czas. Dziś wybudowaliśmy naszą cywilizację na ropie naftowej i trudno się kłócić z tym stwierdzeniem. Od momentu wynalezienia silnika spalinowego, to źródło energii stało się podstawą na całym świecie, choć oczywiście wykorzystuje się nią do produkcji paliwa do silników odrzutowych, detergentów, a nawet plastiku. Jednak jej tak wysoka pozycja na rynku jest bezpośrednio związana właśnie z pojazdami spalinowymi.
Jak czytamy we wspomnianej książce:
Jeśli się zastanawiacie, dlaczego Kochowie przejmowali się samochodami elektrycznymi w okresie, kiedy stanowiło one mniej niż jeden proces wszystkich pojazdów na drodze, spójrzcie na związek jonowy o nazwie chlorek sodu. Ropa może i zdominowała gospodarkę naszych czasów, ale jej znaczenie blednie, podobnie jak to się stało z solą. Cywilizacja została zbudowana na towarze, który teraz McDonald’s daje klientom za darmo.
Takie postawienie sprawy pobudza wyobraźnię, ale niegdyś rola soli na rynku nie wzięła się z naszego widzimisię (chęci podróżowania), a z przymusu. Jest bowiem jednym z głównych składników naszej diety, bez którego procesy metaboliczne (w skrócie) pozbywałyby się wody z organizmu, aby utrzymać odpowiednią ilość chlorku sodu we krwi, a jak sami wiecie, ludzie, to w głównej mierze H2O. Innymi słowy, śmierć z odwodnienia.
Sól stała się więc dawno przed nastaniem naszej ery walutą przetargową i to nie przez prawo ustalone przez naszych przodków, a z samej potrzeby. Stąd zresztą słowo „salary” w języku angielskim, które oznacza pensję i pochodzi z łacińskiego określenia “solne pieniądze”. Z racji zapotrzebowania organizmu, właśnie dlatego niegdyś ludzie uzupełniali poziom tego związku w swoich organizmach za sprawą picia zarówno moczu, jak i krwi (w domyśle zwierząt), kiedy mieszkali w rejonach, gdzie dostęp do niej był utrudniony. Paradoksem jest to, że obecnie dietetycy uznają, że mamy do niej za duży dostęp.
Jak ją pozyskiwano? Tutaj dawni ludzie na całym świecie okazali się naprawdę pomysłowi. Jedni uzyskiwali ją poprzez tradycyjne górnictwo, drudzy korzystali ze zjawiska parowania, a jeszcze inni pałali się przekopywaniem bagien nasączonych wodą morską. Nic jednak nie równa się jednak z metodami, które przypominają dzisiejsze pozyskiwanie ropy (jakby wspólnych cech było już za mało). Chińczycy przykładowo wwiercali się w góry i wydobywali prosto z nich solankę za pomocą rur bambusowych.
Sól była najważniejszym towarem na świecie, dlatego stała się przedmiotem transportu, handlu i konfliktów.
Dostęp do soli wcale nie był równy na świecie i dlatego sprawiał, że społeczeństwa, mające do niej dostęp, przypominały dziś państwa, mające bezpośredni napływ ropy na swój rynek. Było to jednak jeszcze bardziej podkreślone, bo sól była równoznaczna z pieniędzmi, a w niektórych miejscach pieniędzmi właśnie była i świetnym przykładem jest na to Etiopia, która w XVI wieku wykorzystywała sztabki soli, jako walutę.
Doszło więc do tego, że rzymianie płacili podatki solą, handlarze niewolników wymieniali ludzkie życia właśnie za to niegdysiejsze “białe złoto”, a we Francji powstał nawet podatek solny (gabelle), który był jednym z czynników prowadzących do rewolucji francuskiej.
Jak napisał dziennikarz M.R. Bloch w Scientific American z 1963 roku:
Wydaje się, że wyłania się tu pewien wzorzec polityczny [napisał, porównując ropę do soli – dop. red.]. Tam, gdzie soli było pod dostatkiem, społeczeństwo zazwyczaj było wolne, niezależne i demokratyczne; w miejscach, gdzie jej brakowało, ten, kto kontrolował sól, kontrolował ludzi.
Jest w tym sporo racji, jako że w dawnych cywilizacjach Nilu, Babilonii, Indii, Chin, Meksyku i Peru, autokratyczni władcy kontrolowali poddanych utrzymując monopol na sól. Co więc sprawiło, że ta stała się w ciągu kilku tysiącleci czymś, co możemy dostać za darmo w restauracjach?
Krach na “solnej giełdzie”
Jak to zwykle bywa, kiedy coś jest bardziej dostępne, traci na swojej wartości. Podobnie zresztą, kiedy przestaje być aż tak kluczowe do życia, co spotkało właśnie sól. Używano jej bowiem nie tylko „do smaku”, czy utrzymywania swojego organizmu w najlepszym porządku, ale też do konserwowania żywności.
Z czasem tę rolę zastąpiły lodówki, czyli po prostu chłód po wprowadzeniu na rynek konsumencki pierwszej lodówki w 1911 roku przez General Electric. To był jeden z ciosów dla soli, która powoli traciła na znaczeniu, choć zaledwie 150 lat temu, nie była tak łatwo dostępna.
Kończąc ten wpis ciekawostką, którą zaskoczycie znajomych, musimy wrócić do elektrycznych samochodów. Tak jak sól nie doczekała się bezpośredniego zamiennika, a lepszych rozwiązań, tak w ciągu kolejnych dekad ropa naftowa straci na swojej wartości, ponieważ elektryczne układy napędowe będą zwyczajnie lepszą alternatywą.