Kiedy twoje dzieło widać nawet z kosmosu, to nie spodziewaj się, że nikt go nie zauważy. Przekonał się o tym prezydent Rosji, która w ogromnym stopniu dba o bezpieczeństwo jednej z jej najważniejszych baz wojskowych w Syrii. Mowa dokładnie o rosyjskiej Humajmim, która zakłóca działanie GPS tak mocno, że skutki odczuwa nawet Izrael.
Czytaj też: NASA zacznie testować nowe czujniki do dronów
Zakłócenia GPS tego rodzaju sprowadzają się nie tylko do uniemożliwienia korzystania z lokalizacji na danym obszarze, ale też nieustannym fałszowaniu sygnału, co ma na celu kompletnie rozwalić sterowanie np. autonomicznego drona. Prosty patent sprawia, że tego typu sprzęt uznaje błędnie lokację, w której się znajduje. Rosja zdecydowała się na tak ciężkie działa w bazie lotniczej Humajmim przed rokiem, ale dopiero niedawno moc pola wzrosła diametralnie. Zapewne po tym, jak kilka dronów rozpoczęło na nią (finalnie nieudany) tak.
Pierwsze oznaki takich zakłóceń GPS na całym Bliskim Wschodzie zaczęli napotykać tamtejsi piloci. Początkowo ograniczało się to tylko do samolotów, latających na wysokich pułapach, ale z czasem odkryto, że sygnał nie pochodzi z satelity, a z ziemi, ponieważ sama krzywizna globu ograniczała jego skuteczność. Jednak w ostatnich tygodniach sygnał wpłynął na loty tak daleko, że nie umknęło to naukowcom. Ci uważają, że cały zakłócający system został wzniesiony wyżej i poprawił swoje działanie, dotykając nawet oddalone o 224 kilometrów.
Według Todda Humphreysa, profesora na Teksańskim uniwersytecie, źródłem zakłóceń GPS jest z pewnością wspomniana baza lotnicza. Do potwierdzenia tego wykorzystał różnych narzędzi, w tym czujników na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. „[Sygnał] jest tak silny, że widzę go z kosmosu”, powiedział w jednym z wywiadów.
Czytaj też: Pocisk rakietowy AIM-260 USA będzie siał postrach wśród myśliwców wroga
Źródło: Popular Mechanics