LG G6 zostało zapowiedziane, a jego rychła premiera zbliża się raczej niezbyt wielkimi krokami. Wróćmy jednak rok wstecz, kiedy to moda na modularność urządzeń, w tym także smartfonów, szalała po rynku elektroniki. Wróćmy do wypuszczonego w okolicach pierwszego kwartału LG G5, czyli poprzedniego modelu koreańskiego producenta, który to miałem okazję testować przez jakiś czas. Czy nadal warto zainwestować w niego pieniądze?
Smartfon z wyglądu nie dla każdego
Wielu może mieć różne zarzuty wobec prezentacji LG G5, ale osobiście myślę, że to całkiem ładny telefon. Nie, nie jest to żadna rewolucja wizualna pokroju Galaxy S6. „GiePiątka” to głównie stonowana, aluminiowa bryła, która z przodu zachowuje silny, szklany akcent z lekkim zaokrągleniem na górnym czubku. Elementem, który odstaje dosłownie i w przenośny sposób od całości, to oczywiście tylny aparat, który wygląda jak wielki, wyrośnięty pryszcz na tle prostej, aluminiowej obudowy. Jednak dziwnym trafem taki design przypadł mi do gustu. Oczywiście nie wzbudzi on efektu „wow!” wśród znajomych, nie wygląda też jak droga biżuteria, ale nie prezentuje się w odrzucający sposób.
Po pierwszym kontakcie dłoni z G5 zauważyłem, że jest to stosunkowo lekki i miły w dotyku telefon. Oczywiście nie jest to zaleta czystego aluminium, bo producent zdecydował się skleić smartfon z trzech warstw – wspomnianego już metalu, plastiku oraz lakieru. Przez to sprzęt jest delikatnie chropowaty i nie lata w ręku jak po lodzie, a przy okazji nie jest tak chłodny dla skóry. Dodatkowo urządzenie wydawało mi się relatywnie niewielkie, pomimo posiadania 5,3-calowego ekranu. Bez problemu nawigowałem rękoma nawet po górnych krańcach ekranu, co w dobie smartfonów z coraz to większymi wyświetlaczami jest sporym ewenementem. Poza tym konstrukcję trzymało mi się naprawdę pewnie w ręku.
Muszę jednak przyznać, że wykonanie LG G5 pozostawia kilka wątpliwości. Jasne, telefon został wyprodukowany przy pomocy wysokiej jakości materiałów, ale ma sporą tendencję do lekkiego wycierania się. Poza tym sekcja modułu u dołu wydawała mi się zbyt prosta do wyciągnięcia. Wystarczyło naciśnięcie jednego przycisku na bocznej ramce urządzenia blisko dołu, by taka bateria mogła wręcz wylecieć w nasze dłonie. Poza tym czuć, że podstawowy moduł zajmuje zbyt mało przestrzeni wewnątrz, przez co środek wydaje się pusty i mało zagospodarowany. Tym samym całość traci nieco na wiarygodności, jeśli chodzi o wytrzymałość.
Demon prędkości
Jak już wcześniej wspomniałem, zamontowany tu wyświetlacz ma wymiary 5,3 cala. Ma on rozdzielczość QHD, czyli 2560 x 1440 pikseli, co daje wynik zagęszczenia rzędu 554 pikseli na cal. Dzięki temu LG G5 powinien sprawdzić się świetnie w hełmach VR stworzonych z myślą o urządzeniach mobilnych. Sam ekran nie zrobił na mnie jakiegoś powalającego wrażenia, jak niektóre oferowane przez Samsunga AMOLED-y, ale nie znaczy to, iż zastosowany tu IPS jest kiepski. To jasny wyświetlacz posiadający świetne kąty widzenia, równie dobrą reprodukcję kolorów, wysoki kontrast, a jego widoczność w pełnym słońcu nie stanowi problemu. Jednakże uważam, iż przydałoby się, żeby flagowe urządzenie czymś wyróżniało się na tle konkurencji, ale nie na to LG położyło nacisk przy produkcji. Ach, i gdyby kogoś to interesowało – jest Always-On Display, choć w bardzo prymitywnej formie.
Serce LG G5 stanowi procesor Snapdragon 820 w połączeniu z graficznym układem Adreno 530. Jak to się sprawdza w akcji? Cóż, naprawdę wyśmienicie! W trakcie moich testów nie udało mi się zajechać tego procesora, przynajmniej przy nawet bardziej wymagającym, codziennym użytkowaniu. Fakt, urządzenie miało pewne trudności przy wrzucaniu i przetwarzaniu 4 filmików oraz masy zdjęć na raz, ale tego typu sytuacje to kompletna skrajność. A w grach? Z tymi również nie było najmniejszych problemów, nawet jeśli mowa o tych „zasobożernych” produkcjach.
Snapdragon 820 dodatkowo wspierany jest przez 4 GB pamięci RAM, co czyni go maszyną do mielenia wszelkiego rodzaju treści. W trakcie mojej zabawy ze smartfonem nie narzekałem w jakimkolwiek momencie na sposób działania multitaskingu. Software oraz hardware w parze świetnie radził sobie z większą ilością działających aplikacji w tle, przez co rzadko musiałem patrzeć na ekran doładowywania zawartości. Tak, G5 do dzisiaj jest prawdziwą bestią w kwestii wydajności!
Cukierkowy UX? Już nie!
LG, podobno jak Samsung, słynął jak do tej pory ze swojej bardzo inwazyjnej nakładki, mocno zwalniającej system. Ta przeszła sporo zmian w kwestii optymalizacji, a także ogólnego designu. UX w wersji 5.0 działa bardzo dobrze i w dużej mierze wypleniono z niego cukierkowe barwy. Dojście do większości ustawień jest teraz prostsze, a poruszanie po interfejsie bardziej intuicyjne niż do tej pory. Nie ma też domyślnie instalowanego syfu, a sporo podstawowych aplikacji sprawdza się naprawdę wyśmienicie, stąd ich alternatywy raczej nie były mi potrzebne.
W kwestii dodatkowych funkcji systemu, to w sumie sporo charakterystycznych dla LG opcji pozostało. Jest Knock Code, czyli odblokowywanie telefonu przez „wypukanie” odpowiedniego szyfru na ekranie. Jest też opcja zamiany smartfonu w pilota dzięki Quick Remote. Poza tym można też pochwalić możliwość przywrócenia odinstalowanych w trakcie doby aplikacji, ale sam nagminnie nie wykorzystywałem jej w trakcie użytkowania.
Jeśli chodzi o sprawy czysto techniczne, to UX 5.0 nie wysypał mi się w trakcie testów ani razu. Nie miałem z nim żadnych zapadających w pamięć problemów i ogólnie oceniam pracę z nim na naprawdę pozytywną.
Świetne aparaty
LG pokusiło się o delikatny eksperyment w kwestii aparatów i widocznie przyświecającym im mottem w tej kwestii było „co dwie głowy, to nie jedna”. Tak, G5 ma dwa główne aparaty, choć ich funkcjonalność drastycznie się od siebie różni. W takim Huawei P9 drugi sensor jest czarno-biały i pomaga głównemu w wyłapywaniu większej ilości szczegółów. Tutaj, druga kamera (8 MP) jest szerokokątna i ma pole widzenia rzędu 135 stopni. Dzięki temu możemy złapać szerszy kadr, przez co tryb panoramiczny przestał dla mnie praktycznie istnieć. Aparat ten ma jednak swoje wady, a mianowicie oferuje gorszą jakość, nie ma autofocusa, a nawet stabilizacji obrazu. Muszę jednak przyznać, że ten element G5 sprawdza się naprawdę dobrze i w niektórych sytuacjach może okazać się nieoceniony.
Nie wspomniałem jednak o standardowym aparacie z rozdzielczością 16 MP. Ten oczywiście posiada wszelkie autofocusy oraz stabilizację obrazu i robi naprawdę ładne zdjęcia. Kolory są żywe oraz naturalne, a fotki są bardzo szczegółowe.
A co z fotografiami nocnymi? Jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Filtry odszumiające działają naprawdę porządnie i tylko przy braku większej ilości światła zaczyna pojawiać się nieprzyjemna kasza. Mówię to jednak odnosząc się do zwykłego aparatu, bo ten szerokokątny niestety w nocnych warunkach zaczyna lekko nie domagać.
Nie wspomniałem o przedniej kamerce, która powinna zadowolić wszelkich fanatyków robienia selfie. Oferowana przez nią jakość w zupełności nada się w tym celu, ale też i przy prowadzeniu mobilnych, internetowych konferencji.
Nie tylko zdjęciami G5 jednak błyszczy. Filmiki również wypadają bardzo dobrze. Stabilizacja działa w zadowalający sposób, czujnik dynamicznie łapie też ostrość obiektów. Wideo mają sporo szczegółów, a ich ogólna jakość naprawdę cieszy. Ach, no i jest opcja nagrywania w 4K oraz w zwolnionym tempie. Dodatkowo, przy tworzeniu materiałów w wyższej rozdzielczości smartfon mocno się nie nagrzewa, także muszę przyznać, że LG świetnie zoptymalizowało swój sensor. Naturalnie, cały czas można też przełączać podczas kręcenia na szerokokątny obiektyw, ale wtedy tracimy uwielbianą stabilizację obrazu.
Gwóźdź do trumny? O modularności LG G5 słów parę
LG podczas swojej kampanii reklamowej wypychało na piedestał semi-modularną konstrukcję sprzętu, ale producent bardzo szybko zaniechał jakichkolwiek działań w tym zakresie po chłodnym przyjęciu „nowinki” przez konsumentów. Widać to zresztą po roku istnienia smartfonu na rynku. G5 doczekało się dosłownie kilku modułów, z czego dwa z nich faktycznie korzystają z „dolnej tacki”. Jednym z nich jest CAM Plus, drugim zaś Hi-Fi Plus, jednakże żadnego z nich nie otrzymałem w zestawie do testów, także nie mogłem sprawdzić ich faktycznego działania. Dzisiaj spokojnie można już powiedzieć, że LG wyszło trochę za szybko z koncepcją modularnej konstrukcji, chcąc wyprzedzić przy tym rynek. Może były za drogie? Tego nie wiadomo, ale ogólnie przedsięwzięcie można raczej podsumować jako spore fiasko.
Multimedia, łączność, bateria
LG G5 ma jeden głośnik znajdujący się tuż przy porcie USB-C, czyli na dole konstrukcji. Świetnie nadaje się on do prostej konsumpcji treści, ale słuchanie na nim muzyki to raczej zadanie dla najbardziej wytrwałych, autobusowych DJ-ów. Bez modułu Hi-Fi, dźwięk wydobywający ze smartfonu po podłączeniu słuchawek można ocenić jak najbardziej na plus, choć przyznam szczerze, że nie doznałem w tej kwestii jakiegoś oświecenia. Jest po prostu dobrze.
Jeśli chodzi o łączność z internetem oraz ogólnie z siecią telefoniczną, to nie napotkałem większych problemów w trakcie okresu testowego. Też połączenie się ze światem przy pomocy GPS oraz Blutetooth działało w naprawdę nienaganny sposób.
A co z akumulatorem? Tutaj dochodzimy w zasadzie do największego mankamentu LG G5. Bateria ma pojemność 2800 mAh, czyli jak na 5,3-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 2560 x 1440 pikseli to w zdecydowanie za mało. Przyznam szczerze, że przy zwykłym użytkowaniu, czasem bardziej wymagającym i z aktywowaną funkcją Always On Display, znaczek procentu na baterii zmniejszał się jak szalony. Kwestii tej nie ratuje funkcja szybkiego ładowania czy możliwość wymiany samego akumulatora, choć miło widzieć, że takie rzeczy zostały zaimplementowane. Boli po prostu fakt, że smartfon ma kłopoty z wytrzymaniem nawet jednego całego dnia, co nawet wśród urządzeń flagowych jest dziś niespotykanym przypadkiem.
Czytnik linii papilarnych jest aktywny, czyli nawet jeśli ekran jest zablokowany, jego dotknięcie aktywuje telefon. Sensor sprawdza się bardzo dobrze i nie miałem z nim większych problemów, oczywiście poza sytuacjami, gdy moje ręce były wilgotne.
LG G5 in 2017?
Czy warto kupić LG G5 nawet dzisiaj? Oczywiście, że tak! Zwłaszcza, że jego cena mocno spadła i telefon teraz można już dostać w okolicach 2000 złotych, może nawet czasem nieco poniżej. Nie wliczajmy w to ceny dość drogich modułów, a najlepiej w ogóle zapomnijmy o modularności tego smartfonu, ponieważ podstawowa część sama w sobie broni się w zupełności. Smartfon jest prawdziwym demonem prędkości ze świetnym wyświetlaczem, wysokiej klasy aparatem, a jedyną rzeczą, która to wszystko przygasza to relatywnie słaba bateria. Zobaczymy wkrótce jak całość odniesie się zapowiedzianego już następcy. Oby G6 nie podzielił słabej sprzedaży G5, za co już teraz trzymam mocno kciuki.