Spiderversum to wydarzenie podsumowujące pewien etap przygód Spider-Mana, rozpoczętych lata temu przez mistrzów komiksowego rzemiosła: Starczynskiego i Romitę Jr. Tym razem stawką jest przetrwanie całego pajęczego rodu.
Czternaście lat temu na łamach Dobrego Komiksu czytelnicy mogli zapoznać się z nowymi przygodami Amazing Spider-Mana, gdzie za scenariusz odpowiadał J. Michael Starczynski a ilustracje przygotował John Romita Jr. Lata później ta sama historia będzie pierwszym tomem w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela wydawnictwa Hachette. To właśnie w niej poznaliśmy prawdopodobnie najgroźniejszego przeciwnika, z jakim musiał zmierzyć się Spydey – Morluna. Na finał ich walki przyszło nam czekać długo, a całość rozbito na znaczenie więcej połączonych ze sobą opowieści, przedstawiających dość zróżnicowany poziom.
Naturalny wróg
Cały wątek ma swój początek w 2001 roku, gdy do druku trafił Amazing Spider-Man #471. Starczynski w pewien sposób cofnął nas do samych początków przygód Człowieka Pająka. Dokładnie do momentu, gdy otrzymał swoje niezwykłe moce, co nastąpiło po ukąszeniu napromieniowanego pająka. Wszyscy znamy od podszewki tę historię, bowiem była wałkowana niezliczoną ilość razy w filmach animowanych i adaptacjach kinowych.
Scenarzysta zadał jedno pytanie: a co, jeśli nie pająk jest źródłem mocy Petera Parkera? Jak się okazało ukoszenie jedynie aktywowało uśpione zdolności przekazywane przez pokolenia. O tych rewelacjach, a także nowym śmiertelnym zagrożeniu, nasz bohater dowiedział się od tajemniczego Ezekiela. Dużo starszy mentor, zresztą także posiadający pajęcze moce, szybko przedstawił konsekwencje posiadania tych nietypowych zdolności. Zatem, jeśli Sieciogłowy to naturalna emanacja totemicznej mocy, tak musi występować dla niej przeciwwaga. W ten sposób powołano do życia Morluna – typa żywiący się osobnikami pokroju Spider-Man od stuleci. Pochłaniając energię życiową totemu potrafił zachować wieczną młodość i siłę, z którą miałby problem konkurować nawet Hulk.
Trudne powroty…
Przez długi czas w ramówce Egmontu widniała seria Superior Spider-Man ze scenariuszem Dana Slotta. Uznawany jest na rynku amerykańskim za jednego z najlepszych i dowcipniejszych scenarzystów, a sławę przyniosły mu serie She-Hulk i Mighty Avengers z 2008 roku. Obecnie pełni rolę głównego twórcy przygód Spider-Mana. Jego pomysł na Superiora polegał na zamianie miejsc, a dokładnie umysłów Petera Parkera z Otto Octaviusem. Cały wątek, mimo że rozegrany bardzo zręcznie, zrodził wiele kontrowersji i skrajnych reakcji. Prawowity właściciel ciała Spider-Mana ostatecznie wraca w tomie „Superior Venom”. Niemniej konflikt Superiora i Amazing Spider’a będzie powracać wielokrotnie. Po drodze do ramówki Egmontu wskoczył jeszcze Spider-Man 2099, a więc futurystyczna wersja dobrze znanego nam bohatera.
Na łamach wydarzenia Orginal Sin Peter Parker dowiaduj się, że on i Ezekiel nie są jedynymi posiadaczami pajęczej mocy. W ten sposób wpada na trop Cindy Moon, która większość życia spędziła w bunkrze mającym chronić przed wytropieniem przez Morluna. Jej uwolnienie rozpocznie łowy na pajęcze totemy, we wszystkich światach równoległych. Przeciwnikiem nie będzie tylko śmiertelny wróg z przeszłości, a cała jego rodzina nazywająca siebie Dziedziczącymi, chcąca wymazać pajęczy ród. Do walki staną Silk (Cindy Moon), Miguel O’Hara (Spider z roku 2099), Miles Morales i wielu innych.
Zakręcone Spiderversum
Aby poznać historię walki pajęczych totemów, nie trzeba specjalnie się rozdrabniać. Wystarczą już trzy wydane tomy „Amazing” i dwa „2099”. Choć dla lepszej fabularnej podbudowy warto chwycić za wcześniejsze komiksy. Ogólnie Dan Slott puścił pełnię wodzy fantazji w swojej serii, a rysownicy Ramos, Coipel i Camuncoli musieli dotrzymać mu kroku, co pewnie łatwym nie było. Ilość nowych sylwetek Spider-Manów potrafi przyprawić o prawdziwy zawrót głowy, a akcja w tomie „Spiderversum” goni niczym na złamanie karku.
Zanim jednak dojdzie do ostatecznej bitwy walka ma charakter jednostronny, dlatego szeregi pajęczych totemów zostaną mocno uszczuplone. Niemniej, miłym akcentem będzie zobaczenie znajomych twarzy, jak choćby Bena Reilly’ego – klona Petera, którego starsi czytelnicy skojarzą jeszcze z czasów wydawnictwa TM-Semic. Co muszę przyznać, to faktycznie mimo sporej dawki postaci, faktów i galopującej akcji Slottowi udało się jakoś nad tym zapanować. Idealnie jednak nie jest, bo odnoszę wrażenie, iż wszystko toczy się zbyt szybko i całość dałoby się spokojnie rozpisać na nieco dłuższy epizod. Większość sylwetek Spider-Man’ów służy za wypełniacze kadrów, dlatego przy pierwszej lepszej potyczce padają jak muchy. Ponadto otoczka wokół genezy mocy, jaką rozpoczął Starczynski nie została w pełni wykorzystana, a tylko liźnięta powierzchownie.
Spider-Man 2099 z drugiej strony, pisany ręką Petera Davida, pełni rolę uzupełniacza głównego wątku Spiderversum, co nawet nie zajmuje całego tomu. Drugą część komiksu stanowią już własne perypetie Miguela O’Hary podróżującego w czasie. W skrócie, po zakończeniu wielkiej bitwy wraca do swojej teraźniejszości tylko po to, aby zobaczyć zrujnowany świat. Żeby zapobiec katastrofie musi ponownie cofnąć się do „naszych czasów”, przy okazji mierząc się z wrogiem wykraczającym poza jego ligę. Ilustracje Irlandczyka Willa Sliney’a mocno odstają od tego, co pokazali rysownicy współpracujący ze Slottem. Ogólnie cały tom prezentuje się, jako nierówna lektura, ponieważ pędząca akcja cechuje się szarpanym tempem i skakaniem po różnych wątkach. Tym samym, aby choć trochę połapać się w tym młynie akcji należy koniecznie dokładnie przewertować wcześniejsze tomy z ramówki Marvel Now!
Słowem podsumowania
Marvel Now! to ogrom różnych historii, zazębiających się na wielu płaszczyznach, co pokazuje jak duży wkład wnoszą scenarzyści. Zdarzają się jednak wpadki, ale ogólny poziom należy zaliczyć na plus. Spiderversum wykonuje swoje zadanie dobrze, choć pewien niedosyt jest odczuwalny. Miałem nadzieję na dłuższe rozwinięcie wątku Dziedziczących i genezy pajęczych totemów, ale jak znać życie zabieg ten miał pewnie na celu niezamykanie wszystkich furtek na przyszłe epizody. Ponoć zapowiedziano kolejne wielkie wydarzenie o nazwie Spidergedon, co tak na marginesie wydaje się już lekką przesadą.
Przez futurystycznego Spider-Man przebrnąłem i lektura nie zostawiła po sobie znaczącego śladu w pamięci. Ot kolejne czytadło, niemające szans powalczyć o palmę pierwszeństwa z innymi pozycjami tego wydawnictwa. Co jednak ciekawe, powrót bohatera z 2099 roku zafundował właśnie Dan Slott, a osoby tęskniące za serialem Batman Beyond powinny z zaciekawieniem przyjąć cyberpankową wizję przyszłości Miguela O’Hary. Z drugiej strony Amazing Spider-Man: Spiderversum pozwolił dokończyć pewien etap w życiu Spydey’a i zrobił to w sposób konkretny, acz nieidealny. Niemniej komiks po części przypomniał stare epizody czytane w młodości, dlatego pewien nostalgiczny akcent również wypada docenić.
Za udostępnienie komiksów dziękujemy wydawnictwu Egmont