Pamiętacie, jak świat okrążyła wiadomość o tym, że hipersamochód SSC Tuatara stał się nowym rekordzistą maksymalnej prędkości? Niestety nie wszystko jest takie kolorowe.
Rekord maksymalnej prędkości w ogniu wątpliwości
Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda prosto. Firma informuje o maksymalnym rekordzie prędkości – my temu wierzymy, bo dlaczego mielibyśmy nie? Żyjemy przecież w XXI wieku, gdzie podobne fortele szybko można wykryć i… niestety było tak i tym razem.
Czytaj też: Najszybszy samochód produkcyjny to nieoficjalnie SSC Tuatara
Czytaj też: Jeden z najrzadszych samochodów do kupienia. To hipersamochód Rimac Concept One
Czytaj też: Pierwszy teaser hipersamochodu Peugeota na drogi publiczne
Oficjalne nagranie z rekordowego przejazdu po analizie na bazie mijanych zjazdów z odcinka drogi oraz samej prędkości, pokazało, że prędkość hipersamochodu Tuatara nie pokrywa się z wartościami na komputerowo dodanym liczniku. Ten w samochodzie został z kolei zamazany.
Powód? Ponoć tylko i wyłącznie błąd w edycji wideo oraz braku materiałów na potwierdzenie rekordowej próby. Dlatego firma SSC zaprosiła kręcących nosem na rekord (m.in. blogera Shmee) do kolejnej próby pobicia rekordu maksymalnej prędkości.
Czytaj też: Bój hipersamochodów, czyli SSC Tuatara kontra Bugatti Veyron
Czytaj też: Musicie obejrzeć ten pokaz hipersamochodu Koenigsegg Regera
Czytaj też: Hyperod, czyli szalony hipersamochód z dwoma silnikami LS7 V8 Chevroleta
Kiedy? Tego niestety nie wiemy, ale sprawie dozę wątpliwości dodają dziwne informacje o aparaturze pomiarowej, twierdzenia od samego właściciela firmy w kwestii skrzyni biegów Tuatara, a nawet domniemanym braku przedstawiciela Księgi Rekordów Guinessa na miejscu podczas bicia rekordu.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News