Sam w sobie wojskowy sprzęt jest takim kawałem dopracowanej technologii, że jego niezawodność i wytrzymałość jest na zupełnie innym poziomie od konsumenckich produktów. Jednak ząb czasu nie omija nawet jego.
Siły Powietrzne USA będą prawdopodobnie wkrótce zmuszone do wykreślenia jednego ze swoich bombowców z kluczowego momentu podczas misji, a mianowicie – lotu na niskim pułapie. Mowa o niczym innym, jak flocie bombowców B-1B Lancer.
Te bombowce zostały skonstruowane w latach 80. jako ciężkie bombowce strategiczne do walki z wojną nuklearną. B-1B został zaprojektowany tak, aby wykorzystywał antyradarową konstrukcję skradania się w celu penetracji terytorium Związku Radzieckiego, wystrzeliwania pocisków manewrujących z głowicami jądrowymi i zrzucaniu bomb, aby po całej akcji wrócić bezpiecznie do bazy.
Dlatego właśnie został również zaprojektowany do szybkiego latania na małej wysokości – dosłownie poniżej radarów wroga – w celu uniknięcia wykrycia.
Wiele się zmieniło od zakończenia zimnej wojny. B-1B zostały pozbawione zdolności do wystrzeliwania broni jądrowej, więc dziś są przede wszystkim konwencjonalnym samolotem uderzeniowym dalekiego zasięgu. Był to nieoczekiwanie popularny samolot wsparcia powietrznego na bliskim powietrzu podczas wojny w Afganistanie.
Jednak teraz, według Military.com, Siły Powietrzne liczą się tym, że aby utrzymać samoloty w locie do połowy lat 30. XX wieku, będą zmuszone uniemożliwić im długi lot na niskich pułapach. Nic dziwnego, ponieważ zapewne chcą utrzymać B-1B w swoim arsenale do momentu, w którym bombowiec B-21 Raider nie zacznie schodzić z linii montażowej pod koniec 2020 roku.
Amerykańskie Siły Powietrzne latają obecnie 60 bombowcami B-1B Lancer, z których ostatni został dostarczony w 1988 roku. Bombowiec ma czteroosobową załogę i maksymalną prędkość Mach 1,2. Może przenosić do 110000 kilogramów broni albo (alternatywnie) 24 pocisków JASSM.
