Same władze Korei Północnej pochwaliły się kilkoma fotkami, na których to Kim Jong-un, a więc tamtejszy przywódca, obejrzał sobie zabójczy okręt podwodny. Prawdopodobnie miało to miejsce na jednym z suchych doków, w których to trwa nadal jego budowa. Eksperci z kolei uważają, że ten okręt podwodny będzie mógł wystrzeliwać rakiety balistyczne z głowicami nuklearnymi, które mogłyby zostać wykorzystane do natychmiastowego zniszczenia amerykańskich baz wojskowych w Japonii i całym regionie Azji i Pacyfiku.
Czytaj też: Hakerzy włamali się do SyTech, głównego wykonawcy rosyjskiego FSB
Sam okręt sprawia wrażenie podobnego do istniejących już okrętów podwodnych Korei Północnej, ale wyróżnia go od nich jeden szczegół. Ten sprowadza się właśnie do rozszerzonej „płetwie” na górze z charakterystycznymi „rurami”, które służą do wystrzeliwania rakiet balistycznych. Koreańska Centralna Agencja Prasowa podaje, że Kim po ocenieniu taktycznej wartości „wyraził wielką satysfakcję z projektu i konstrukcji łodzi podwodnej, która będzie w stanie płynnie realizować wojskowe strategiczne życzenia naszej partii nawet w kontekście każdej sytuacji.” Ten akurat okręt ograniczy się do działania na Morzu Japońskim.
Jak jednak wskazują specjaliści, to północno-koreańskie dzieło bazuje na technologii ze starych radzieckich okrętów podwodnych. Tajemnicą nie jest, że ZSRR dostarczył siedem kompletnych okrętów Korei Północnej w latach 70. XX wieku, a następnie zapas części do skonstruowania 13 kolejnych. Chociaż są w zastałych czasach już przestarzałe, to okręty Project 633 (Romeo) nadal stanowią znaczną część dużej floty podwodnej Korei Północnej.
Spekuluje się więc, że ten zapowiadany na nowy „okręt podwodny” jest tak naprawdę zmodernizowanym wariantem jednego z obecnych już okrętów, który ma już na karku przynajmniej 20 lat. Ma być podobno następcą Gorae, a więc demonstratora technologii, który ukrywał jeden pocisk na górze. Są na to dowody, o których informuje Popular Mechanics. Na poniższej grafice możecie zobaczyć standardowy wirnik w okrętach Romeo (dolna strzałka) i jedynie podwyższoną nieco górną krawędzią (górna) w celu wspierania szerszej płetwy z większą liczbą rakiet.
Według specjalisty „nowy” okręt podwodny Korei jest w stanie przyjąć na pokład dwa albo nawet trzy pociski Pukgeukseong. To te, o których słyszeliśmy już przed trzema latami pod nazwą KN-11. Według amerykańskiego wywiadu mają one zasięg 1200 kilometrów i posiadają na sobie głowicę nuklearną. Jednak nowy rodzaj okrętu może tak naprawdę otrzymać ulepszony wariant tych pocisków, które mogłyby posłużyć np. do zrównania z ziemią wrogich placówek nabrzeżnych.
Taki okręt podwodny wyposażony w pociski z głowicami nuklearnymi może być niespodziewaną pierwszą bronią uderzeniową. Najpierw zbliżyłby się w ukryciu na odpowiednią odległość, a następnie wystrzelił rakietę, która dotarłaby do celu w kilkaset sekund, nie pozostawiając obrońcy wystarczająco czasu na reakcję. Jednak większość okrętów podwodnych z taką bronią jest tak naprawdę wyposażeniem obronnym, które ma przeciwdziałać podobnym atakom. Te mogłyby najpierw zestrzelić chronione okręty z tymi pociskami, a następnie wystrzelić swoje własne pociski nuklearne w ramach odwetu.
Ekspert w dziedzinie wojen podwodnych, H.I. Sutton twierdzi przy tym, że tego typu wyrzutnie rakiet w okrętach podwodnych mają swoje wady. Tego typu rozwiązanie sprawia, że okręt nie tylko może przewozić niewiele pocisków, ale też nie może się zanurzać na zbyt długo. Uważa również, że chociaż ten okręt podwodny z Korei Północnej jest stosunkowo prymitywny według współczesnych standardów, to jego „uzbrojenie jest bardzo silne i będzie traktowane przez inne marynarki bardzo poważnie”.
Czytaj też: Z tą bronią wojsko USA z łatwością odparłoby najazd na Strefę 51