Z miejsca trzeba przyznać, że marka Genesis nie kojarzy się raczej z topową jakością i produktami z naprawdę górnej półki. Wielu z nas uznaje ją za zwyczajny „fine-wine”, czyli po prostu oferujące dobry stosunek jakości do ceny. Nic więc dziwnego, że zaprezentowany niedawno mikrofon Radium 600 zbiera sporo rozgłosu, bo swoją ceną i tym, co ma oferować, wychodzi przed szereg w całej ofercie producenta, będąc reklamowanym, jako „profesjonalny studyjny mikrofon” (bądźmy szczerzy, to nadużycie). Sprawdźmy więc na co naprawdę go stać.
Najważniejsze cechy
- Mikrofon pojemnościowy
- Charakterystyka kardioidalna
- Pasmo przenoszenia od 30 Hz do 18 kHz
- Czułość: -36 dB
- Zakres dynamiczny: 93 dB
- Częstotliwość próbkowania: 16-bit/48kHz
- Długość przewodu: 180 centymetrów
- Interfejs USB
- Brak oprogramowania
- Gwarancja: 2 lata
Pierwsze wrażenia
Trzeba przyznać, że w tym przypadku Genesis postarał się o naprawdę dobre „pierwsze wrażenie”. Przynajmniej w kwestii tego, co tak naprawdę chroni mikrofon, bo czarno-czerwona obwoluta z „tanimi” dla zaawansowanych użytkowników informacjami raczej nie przyciągnie uwagi tych czujnych użytkowników, eksponując na półce sklepowej. Jednak po ściągnięciu zwyczajnego kartonu możemy położyć swoje łapki na solidnej srebrno-czarnej walizeczce z aluminium i tworzywa sztucznego, które zdobi jedynie logo i nazwa producenta. Jest solidna rączka, są i dobrze działające klipsy zamykające – jeśli nie macie zamiaru przenosić z miejsca na miejsce swojego mikrofonu, to możecie śmiało nosić w niej… mhm, przykładowo kanapki na drugie śniadanie.
Oczywiście najpierw warto wyciągnąć naszego głównego bohatera z przytulnej, okalającej każdy najmniejszy element mikrofonu Radium 600 pianki. Możecie więc być pewni, że w transporcie nic mu nie grozi. Samych części potrzebnych do złożenia całości do kupy jest stosunkowo sporo, ale zdecydowanie nie należy to do najbardziej czasochłonnych, czy trudnych czynności, a w razie potrzeby pomocną dłoń poda nam dołączona również instrukcja. Jednak o tym już niżej….
Design, materiały i wykonanie
Z miejsca trzeba przyznać, że już wykonanie wszystkich elementów zwiastuje produkt z wyższej półki, co tylko komponuje się z matową stylową wręcz czernią całości. Zacznijmy może od samego dołu, czyli podstawy. Ta jest solidnym aluminiowym krążkiem bez zbędnych udziwnień (ale oczywiście z piankową podkładką na spodzie), bo z jednym niewielkim gwintowanym otworem na jednym z końców. Do niego musimy wkręcić kilkucentymetrową przedłużkę, na którą następnie ląduje kolejna, nieco większa, ale również z mechanizmem pozwalającym unieruchomić całość, a nawet podwyższyć ją o dodatkowe 3, może cztery centymetry. Na niej ląduje też podwójny pop filtr na „garbowanym” giętkim wysięgniku oraz prosty plastikowy matowy uchwyt na mikrofon z śrubką unieuchamiającą go w jednej pozycji. Całość uzupełnia mięsista wręcz gąbka, która z solidnym pop filtrem powinna radzić sobie wyśmienicie m.in. z głoskami wybuchowymi, czy delikatnym wiatrem.
A więc czas na danie główne – sam mikrofon z pojedynczą kapsułą pojemnościową. Co tu dużo mówić, ten sprawia cholernie dobre wrażenie aluminiową obudową, prostym designem i brakiem udziwnień. Z przodu widzimy tylko nazwę modelu, logo i nazwę producenta oraz symbol kardioidalności, sugerującej nam stronę, do której powinniśmy mówić, ale to z boku znalazło się całe centrum dowodzenia. Na nie składają się przejrzyście opisane dwie metalowe gałki, przycisk mute z migającą w czasie nieaktywności czerwoną diodą (stałą przy aktualnie włączonym) i pojedynczy port jack 3,5 mm.
Same gałki służą nam do ustawienia czułości mikrofonu oraz głośności aktualnie podpiętych do Radium 600 słuchawek w celu odsłuchu na bieżąco. Innymi słowy, coś, co ustawiamy na danym stanowisku raz i o tym zapominamy. Całość uzupełnia dedykowany do tego mikrofonu przewód w gumowej osłonie zakończony jedną stroną złączem USB-B (albo jego wariacją), a z drugiej tradycyjnym USB-A, którego podpinamy do komputera.
Jakość nagrań Radium 600
Czy zachwyt nad jakością wykonania tego profesjonalnego mikrofonu Genesisa przekłada się też na to, co oferuje w przypadku nagrań? Nie da się tego sprawdzić inaczej, niż w praktyce. Skorzystałem więc ze scenariusza w starterze The Witcher RPG (edycja polska) i przy okazji ogarniania go przed amatorską sesją, w której miałem ostatnio ogromną przyjemność „mistrzować” stworzyłem dla uczestników krótkie nagranie wstępu:
Jak sami słyszycie, jakość nagrania zdecydowanie odbiega od standardów, do jakich przyzwyczaiły nas dołączone do zestawów słuchawkowych mikrofony. Kilka klików w oprogramowaniu pozwala z kolei na uzyskanie czegoś takiego:
Oczywiście nie mogę pominąć porównania do modelu w podobnym segmencie cenowym (propozycja Arozzi jest nawet o 150 złotych tańsza)… a przynajmniej o identycznym, bo profesjonalnym zastosowaniu:
Kompletnie odmienna barwa głosu może i nie ułatwia oceny, ale moim zdaniem w tym porównaniu zwyciężył Radium 600 i nie tylko dlatego, że posiada zarówno solidną gąbkę, jak i pop filtr, który usunął niektóre z defektów obecnych przy nagraniu modelem Colonna, ale też podkreślił w moim głosie tony niskie, co w takim natężeniu jest oczywiście pozytywne.
Słowa podsumowania
Mikrofon Radium 600 jest dostępny w sprzedaży w sieci za 449 złotych w dniu publikacji tego testu, ale ta cena jest delikatnie zawyżona przez to, że jest zwyczajną świeżynką na rynku. Prócz najważniejszego, czyli samego mikrofonu, otrzymujemy w zestawie nie tylko solidną podstawkę, ale też dobrej jakości pop filtr, grubą gąbkę i walizkę, którą nabywcy mają sobie pomagać przy transporcie. Dla jednych zaletą, a dla drugich wadą będzie obecność interfejsu USB, dzięki któremu Radium 600 sprawdza się identycznie na każdym komputerze i nie wymaga od użytkownika znajomości oprogramowania, czy posiadania dodatkowego sprzętu. Tutaj widać już jego przeznaczenie, jakie sprowadza go do propozycji dla średniozaawansowanych twórców (amatorów w kwestii sprzętowej) myślących głównie o nagraniach własnego głosu. Osobiście nie pozostaje mi nic innego, jak go polecić, ale jeśli zależy Wam wyłącznie na jakości, to może warto poszperać w sieci na używanego Blue Yeti?