Czy wydalibyście 300 złotych za coś, co w teorii “już macie”? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam Wam, choć pomogę Wam w jej udzieleniu, jak tylko będę mógł w tym teście tabletu Navitel T505 Pro.
Pierwsze wrażenia T505 Pro
Rozpoczynając zabawę z T505 Pro powita nas tak naprawdę tradycyjne dla Navitela białe pudełko, w którym to znajdziemy zabezpieczony tablet, kartę gwarancyjną, instrukcję obsługi, uchwyt samochodowy z przyssawką, ładowarkę samochodową “do zapalniczki” i tę zwyczajną z przewodem micro-USB.
Tablet, jak to tablet – to po prostu “większy telefon” i nie inaczej jest z T505 Pro, bo choć ten jest sprzedawany przez firmę Navitel w formie platformy dla nawigacji, oferuje to samo, co każdy inny tablet na Androidzie. Nie brakuje w nim miejsca na kartę pamięci, czy dwie karty SIM, jak również całego zestawu potrzebnych modułów z szeregiem tradycyjnych aplikacji, ustawień, czy nawet dostępu do Sklepu Play.
T505 Pro działa na systemie Android 9 Go Edition, dzierżąc skromną specyfikację, choć na pierwszy rzut oka ten model nie wygląda źle. Sprawia nawet wrażenie czegoś z wyższej półki za sprawą dosyć eleganckiej obudowy na tyle, która swoją błyszczącą fakturą przypomina wręcz splot formalnej marynarki. Za to zdecydowanie leci plus.
Niestety nie możecie oczekiwać, że T505 Pro będzie działać płynnie. Ma bowiem do zaoferowania komponenty, które nie pozwoliłyby na komfortową pracę nawet w codziennym telefonie. Mowa bowiem o 16 GB pamięci masowej, 1 GB pamięci operacyjnej i układzie ARM-A7 MT8321.
Jeśli nie mówi Wam to wiele, to po prostu ten tablet nie jest królem płynności i łapie delikatne zawieszenia regularnie. Na pokładzie nie zabrakło modułu Wi-Fi, osprzętu do łączności komórkowej 2G/3G, Bluetooth, słabych aparatów na tyle i przodzie, głośnika na froncie i portu jack 3,5 mm.
Na szczęście słabe komponenty, to również mniejszy pobór energii. Dzięki temu to połączenie razem z niskiej jakości ekranem IPS o wielkości 7-cali, który pracuje na rozdzielczości 1024×600 pikseli sprawia, że 2800 mAh bateria wystarcza samej nawigacji na działanie po jednym ładowaniu (to trwa około 3 godzin) do jakichś ośmiu godzin przy jasności ekranu ustawionej na 50%. Swoją drogą, powłoka ekranu jest podatna na zarysowania… i to bardzo.
Samo podładowanie tabletu jest jednak pestką za sprawą ładowarki samochodowej, która zresztą może zajmować się jego ładowaniem cały czas. Nie jest to głupie, bo pozostawienie włączonej nawigacji nawet po wyłączeniu ekranu, szybko wyczerpie pokład energii. W razie problemu zawsze można zabrać T505 Pro do domu i tam go podładować.
Nawigacja Navitel
Zapoznając się z nawigacją Navitela po raz pierwszy, zadałem sobie pytanie „w czym jest ona lepsza od darmowych Map Google”? Na szczęście dla producenta odpowiedź przyszła szybko, bo już podczas pierwszej podróży poczułem, za co właśnie płacimy w T505 Pro, a płacimy za mapy aż 47 krajów z rozbudowaną bazą danych punktów pokroju restauracji, bankomatów, hoteli czy stacji paliw oraz fotoradarów. Producent gwarantuje też nam darmowe, dożywotnie aktualizacje map.
Po pierwszym włączeniu nawigacji zaskakuje przede wszystkim z jednej strony prostota graficzna, a z drugiej natłok informacji co do ulic, pasów ruchów, punktów zainteresowania, numerów domów, czy nawet pogody oraz korków. Te informacje są pobierane zarówno z satelitów GPS, jak i z serwerów Navitela, do których dostęp uzyskujemy albo korzystając z Wi-Fi, albo decydując się na zamontowanie karty SIM w tablecie. Osobiście postawiłem jednak na udostępnianie dostępu do Internetu z telefonu, aby ułatwić sobie życie.
Nie zabrakło też systemu stricte społecznościowego w myśl specjalnego konta, w którym możemy śledzić znajomych oraz możliwości zgłaszania innym wypadków, problemów na drodze, czy nagle postawionych fotoradarów. Sam zakochałem się z kolei w sprawdzających się w 100% w moim rejonie informacji co do ograniczeń prędkości na drogach.
Nawigacja odczytuje bowiem naszą prędkość i gdy pozwalamy sobie na za dużo, informuje nas o tym ostrzeżeniem. Na szczęście zwykłym pikaniem, a nie karcącym głosem jednego z dwóch lektorów – Kuby Bielaka lub Anny Cieślak. Nie zabrakło oczywiście opcji wskazywania obecnego celu podróży, zaznaczania ulubionych lokacji, czy tras, a przede wszystkim zdefiniowania adresu domu i pracy. Jednak gdybym miał powiedzieć, czy nawigacja Navitela uratowała mnie przed czymś, przed czym nie uratowałyby mnie Mapy Google, to skłamałbym.
Wydaje mi się, że do codziennej jazdy w trochę znanej okolicy Mapy Google będą wystarczające, ale gdy często udajecie się “dalej”, to nawigacja Navitela sprawdzi się ewidentnie lepiej. W tym tablecie jest zresztą zainstalowane rozwiązanie Google, więc możecie żonglować z T505 Pro między swoją ulubioną nawigacją.
T505 Pro, a więc czy w ogóle warto?
Chociaż początkowo nie widziałem szczególnie większego sensu, aby podróżować z takim tabletem, wyzwanie przetestowania modelu Navitel T505 Pro zmusił mnie do główkowania. W samej nawigacji Navitel, nie powiem, zakochałem się i dosyć trudno będę miał z powrotem na Mapy Google, ale to pewnie kwestia przyzwyczajenia. Sam w sobie taki gadżet będzie przydatny tylko tym, którzy czegoś takiego poszukują.
Nie sposób bowiem nie odnieść wrażenia, że Navitel T505 Pro jest takim tanim sposobem producenta na zapewnienie klientom przystępnego sprzętu z wbudowaną nawigacją. To ciągle w pełni funkcjonalny, choć zwyczajnie słaby tablet, który może w razie potrzeby pełnić też funkcję telefonu, czy “centrum rozrywki”, kiedy jeden z pasażerów marudzi, bo zapomniał swojego smartfona.
Jeśli więc myślicie, że Navitel T505 Pro zwyczajnie wpisze się w Wasze wymagania i oczekiwania, to nie widzę przeciwwskazań, żeby po niego sięgnąć, jako po kolejny gadżet do samochodu. Nie liczcie jednak, że może to być zwyczajny tablet, który dorówna podobnym modelom w cenie około 300 złotych. Tutaj płacimy głównie za system nawigacji i trzeba mieć to z tyłu głowy.