Reklama
aplikuj.pl

Ultrabook kompletny? Test Lenovo Yoga 910

Czy jest możliwość stworzenia ultrabooka dla wszystkich? Biznesmena, profesjonalisty i po prostu osoby lubiącej konsumować treści wszelakiego rodzaju? Zawsze wydawało się, że blisko tej koncepcji jest Microsoft ze swoją linią urządzeń Surface. Lenovo pokazało mi jednak, że byłem w błędzie. Ich Yoga 910 to ultrabook niemalże kompletny.

Piękno Premium

Pierwszy rzut okiem na Yoga 910 mówi nam tylko tyle, że mamy do czynienia z urządzeniem premium z najwyższej półki. Do testów otrzymałem srebrną edycję aluminiową tego urządzenia, choć Lenovo dodatkowo sprzedaje też wersję ze szklanymi pleckami. Myślę jednak, że standardowe, metalowe oblicze tego komputera prezentuje się najlepiej, choć nie wyróżnia się jakimś awangardowym designem. To ładny, biznesowy ultrabook, który świetnie wpasuje się w praktycznie każde otoczenie.

Hipnotyzujący ekran

Zresztą zaraz po jego rozłożeniu robi się jeszcze lepiej. Naszym oczom ukazuje się bowiem przepiękny wyświetlacz, otoczony niezwykle cieniutkimi ramkami. Jedynie dolna belka jest nieco większa, ale przy normalnym użytkowaniu można kompletnie o niej zapomnieć. Nie mniej jednak najbardziej kluczowym elementem jest tu sam ekran. Mój egzemplarz wyposażony został w matrycę, która obsługuje rozdzielczość 4K, czyli zawrotne 3840 na 2160 pikseli. Na 13-calowej powierzchni normalnie ikonki nawet nie byłyby widoczne, ale na całe szczęście wgrany Windows 10 obsługuje skalowanie obiektów, dzięki czemu z Yoga 910 da się normalnie korzystać. Jednak nie samymi pikselami człowiek żyje, bo chodzi też o kolory. Jak już mówiłem wyświetlacz jest cudowny i miałem to również na myśli pod kątem barw. Są one świetnie i bardzo wiernie oddane na czym z pewnością najbardziej skorzystają graficy. Na ekran tego ultrabooka patrzyło mi się z hipnotyzującą wręcz przyjemnością.

Trzeba jednak od razu zaznaczyć, że matryca nie jest matowa, a błyszcząca. Widać to najbardziej na zdjęciach znajdujących się w tym teście, bo w refleksie panelu widać osobę fotografującą tenże sprzęt (czyli mnie). Zabieranie 910 gdzieś w teren w słoneczny dzień może być zatem małym problemem, jeśli myślimy o pracowaniu w ten sposób. Nie mniej jednak cała reszta kwestii ergonomicznych została tu naprawdę świetnie wykonana. Cała konstrukcja waży zaledwie 1,38 kilograma, dlatego jej przenoszenie w plecaku jest praktycznie nieodczuwalne. Bardzo to sobie chwalę, bo ultrabooki zwykle noszę w plecaku, a każde kilkadziesiąt gramów jest dla moich pleców znacznie odczuwalne.

Pora na rozciąganie

Mamy też do czynienia z produktem z serii Yoga, co świadczy o tym, iż jest to laptop konwertowalny. Specjalny zawias na środku umożliwia zgięcie konstrukcji chociażby w formę namiotu, albo zamienia nasz komputer w tablet. W końcu wyświetlacz w Yoga 910 jest dotykowy. Ekran jest bardzo responsywny i opcja „mazania” po ekranie nie wydaje się tu być dorzucona na siłę. Z odpowiednim rysikiem nada się też do rysowania.

Przyznam szczerze, że ciężko mi spojrzeć teraz w korzystnym świetle na ultrabooki bez tej opcji, bo potrafi ona uzależnić. Sporo jeżdżę autobusami, więc odpowiednie wygięcie urządzenia podczas oglądania serialu pozwoliło mi cieszyć się seansem bez zbędnej gimnastyki. W łóżku mogłem postawić sobie mały namiot i oglądać jakieś streamy, albo po prostu przeglądałem sieć tak jak robiłbym to na tablecie. Tak, to prawdziwy komfort i będzie mi go brakować.

Klawiatura i touchpad? Wypadają naprawdę nieźle. Owszem, rozmieszczenie klawiszy jest lekko niestandardowe i trzeba do niego przywyknąć, ale to kwestia zaledwie kilku godzin wprawy. Przykładem niech będzie tu prawy shift, który ma niestandardowy kształt i jego rozłożenie jest mocno nietrafne, ale sam z tego klawisza korzystam sporadycznie, stąd też nie odczułem szczególnej niewygody związanej z tym aspektem. Ogólnie jednak na klawiaturze pisało mi się naprawdę dobrze. Ma ona przyjemny skok i tworzenie na niej tekstów było dla mnie czystą przyjemnością… no i w dodatku jest podświetlana. Również touchpad nie sprawiał mi jakichkolwiek problemów, a i software go obsługujący stoi na odpowiednim poziomie. „Gładzik” jest dość spory jak na laptopy z Windowsem, ma „miły klik” i podczas przewijania tysiąca stron oraz dokumentów, nie zawiódł mnie ani razu.

A co kryje się w środku?

Yoga 910 jest dostępna w kilku wersjach. Zaczynają się one od 4999 złotych w większości sklepów i wyposażone są w ekrany Full HD oraz procesory Intel Core i5-7200U z taktowaniem 2,5 GHz, zmieniającym się w 3,1 przy aktywacji trybu Turbo. Jest też 8 GB pamięci RAM oraz 256 GB powierzchni na dysku SSD. Najbogatsza opcja charakteryzuje się jedynie innym procesorem, bo wtedy mamy do czynienia z Intel Core i7 i7-7500U z taktowaniem 2,7 GHz i 3,5 GHz w Turbo. Niestety Lenovo nie sprzedaje wersji z większą pojemnością na pliki czy bardziej imponującym zasobem RAM-u. Szkoda, bo wtedy sprzęt miałby większy potencjał przy bardziej profesjonalnych zadaniach, gdzie większa ilość pamięci tymczasowej byłaby szczególnie przydatna. Ach, no i nie ma też opcji na dodatkową kartę graficzną, dlatego musimy się nacieszyć zintegrowaną jednostką Intel HD Graphics 620. Z racji iż nie ma tu złącza Thunerbolt możemy też zapomnieć o podłączeniu zewnętrznej, pełnowymiarowej karty graficznej przy pomocy specjalnej przystawki.

Jest już rok 2017 i mamy do czynienia z ultrabookiem, także ilość dostępnych złącz nie powala. Są 2 porty USB typu C (z czego jeden służy do ładowania), jedno zwykłe USB typu A oraz wejście mini jack. Można byłoby tu jeszcze upchnąć czytnik kart pamięci, ale na to widocznie się nie zdecydowano. Boli też wspomniany już wcześniej brak Thunderbolt. Cieszy mnie jednak niezmiernie obecność USB typu A, bo moje peryferia nie są jeszcze gotowe na przejście w standard C i zapewne w wielu domach jest zresztą podobnie. Mniej przejściówek i brak potrzeby ich zakupu jest zatem ogromnym plusem.

Na ultrabooku nie przeprowadziłem niestety benchmarków czy innych testów syntetycznych, ale myślę, że wyniki niewiele różniłyby się od tego, co uzyskuje tenże układ Intela w konkurencyjnych produktach. Nie znaczy to jednak, że nie przebadałem tego komputera odpowiednio pod kątem wydajności. i7-7500U to układ, który sprawdzi się w ogromnej części współczesnych zastosowań. Moja biurowa praca z masą otwieranych kart w przeglądarce była czystą przyjemnością. Z ciekawości zmontowałem też na tym komputerze niedługi filmik w 1080p i pracę w Sony Vegas również mogę ocenić bardzo pozytywnie. Intel HD Graphics daje też radę, jeśli chodzi o granie w proste gry takie jak Hearthstone czy oglądanie materiałów w 4K. Zatem w większości zadań Yoga 910 spisze się znakomicie, choć trzeba mieć na uwadze, iż nie jest to sprzęt dla profesjonalistów, stąd składanie godzinnego filmu w 4K na tym urządzeniu raczej nie jest dobrym pomysłem.

Zauważyłem jednak, że Yoga 910 ma ogromny problem z odprowadzaniem ciepła, dlatego też przy bardziej wymagających scenariuszach pojawia się throttling. Chociaż czasem nawet nie trzeba wiele, żeby poczuć wydobywającą się z procesora wysoką temperatury i usłyszeć przy tym dość głośne wycie wentylatorów. Potrafiłem wymusić to na ultrabooku czasem wyłącznie prostym przeglądaniem internetu z 2-3 kartami przeglądarki lub podczas oglądania serialu w 720p bądź 1080p. Nagrzanie jest odczuwalne, bo sam układ przez to całkiem nieźle potrafi zwolnić, a i użytkowanie robi się mniej komfortowe. Lenovo ma tu zatem sporą rzecz do poprawy.

Głośniki i bateria

Yoga 910 wyposażony został w układ głośników Dolby Atmos, które jak na urządzenia mobilne spisują się naprawdę nieźle. Nie mają może one szczególnie odczuwalnego basu, a przy wyższym stopniu głośności potrafią być lekkie zniekształcenia. Nie mniej jednak dźwięk jest bardzo miły dla ucha i dynamiczny. Do oglądania filmików na YouTube oraz słuchania muzyki (choć mało wymagającego) nada się idealnie.

Oprócz problemów z temperaturami mogę też wskazać większy mankament tego ultrabooka. Wyświetlacz 4K mógł to w sumie od razu sygnalizować – niepowalający czas pracy na baterii. Ultrabooki przyzwyczaiły nas do tego, że na jednym ładowaniu powinny wytrzymać jedną sesję w pracy, czyli około tych 8 godzin. Owszem, taki wynik udaje się wyciągnąć w przypadku Yoga 910, ale zwykle akumulator żądał „jedzenia” znacznie wcześniej, bo gdzieś przy progu 6-7 godzin przy przeglądaniu internetu i np. korzystaniu z pakietu Office od Microsoftu. Nic zatem bardziej wymagającego, ale jednak coś musi utrzymać ten świetny wyświetlacz i tu akurat musi ucierpieć bateria.

Czyli jednak ultrabook kompletny?

Yoga 910 to nie jest tani sprzęt, powiedzmy to sobie szczerze. Egzemplarz, który mi dostarczono kosztuje w sklepach około 6000 złotych, ale dostajemy przy tym wyświetlacz 4K podtrzymywany przez procesor Intel Core i7. To nie są małe pieniądze, ale podobne konfiguracje u konkurencji potrafią być jeszcze droższe, stąd pod względem ceny nie jest jakoś specjalnie tragicznie.

Pozostało zatem jedno najważniejsze pytanie – czy warto zainteresować się zakupem Yoga 910 od Lenovo? Moim zdaniem tak. To lekki, świetnie wykonany ultrabook, który sprosta niemalże wszystkim zadaniom. W biznesowym scenariuszu spisze się świetnie. Nada się też do zastosowań półprofesjonalnych. Konsumpcja treści multimedialnych na tym sprzęcie jest wręcz bosko przyjemna. Sprzęt kompletny? Na to wygląda.