Ktoś, kto decyduje się na Passata w kombi doskonale wie, czego chce. Auto ma być wygodne, komfortowe, a przy okazji ma cechować się dużą ilością miejsca na bagaże. Dość głupi stereotyp krąży w naszym kraju, jakoby ten niemiecki samochód miał jeździć tylko w dieslu. Zaskoczę Was, ale w tym przypadku mówimy o odmianie benzynowej, która może być ciekawą alternatywą dla kultowego już w Polsce modelu. Sprawdźmy, czy rzeczywiście Volkswagen Passat Variant 2.0 TSI 190 KM jest samochodem aż tak bardzo poprawnym do bólu, czy może jednak dawać nam sporo frajdy z jazdy.
Volkswagen Passat ósmej generacji jest już z nami kilka długich lat. Po raz pierwszy mogliśmy go ujrzeć w lipcu 2014 roku. Po pięciu latach producent zdecydował się na odświeżenie tego modelu, co nie jest niczym dziwnym, gdyż postęp technologiczny sprawił, że Passat był po prostu… przestarzały. Dlatego też testowany w tym przypadku model należy uznać za pewną ewolucję, a nie rewolucję. To raczej nikogo nie dziwi, ponieważ właśnie na tym polega lifting poszczególnych modeli.
Volkswagen Passat Variant po liftingu z zewnątrz – zmiany zdecydowanie na plus
Passat ósmej generacji po liftingu posiada kilka zmienionych “gadżetów”, które sprawiają, że samochód znacznie odmłodniał. Mam na myśli tutaj między innymi przemodelowany zderzak, odświeżone reflektory przednie i tylne, które cechują się przepięknym wzorem (przypomina mi te, rodem z filmów o Predatorze). Na tylnej klapie wylądował ogromny napis Passat, aby każdy uczestnik ruchu wiedział za jakim autem jedzie. Wracając jeszcze do reflektorów. Możemy kupić matrycowe światła LED, które według mnie powinny być obowiązkiem, gdyż komfort podróżowania po zmroku zmienia się dzięki nim znacznie. Krótko mówiąc – oczy kierowcy nie będą się męczyć, ponieważ nawet w najciemniejszą noc reflektory sprawiają, że nagle staje się… dzień. Może przesadzam, ale uwierzcie mi na słowo – dają sobie one radę. Oprócz tego tak naprawdę zmian wielkich w nadwoziu nie ma. Ot, normalne, eleganckie kombi, które będzie cieszyć swoją praktycznością rodzinę lub przedstawiciela handlowego. Ewentualnie kogoś, kto po prostu chce mieć kombi bo taki już. Chociaż ja tego nigdy nie zrozumiem. Kwestia gustu, wiem.
Wnętrze Passata po liftingu pokazuje nam, że auto lubi nowoczesne rozwiązania technologiczne
Volkswagen tworząc Passata ósmej generacji po liftingu nadal głównie kierował się ergonomią pod względem kabiny. Aczkolwiek w tym przypadku już po szybkim przeglądzie wnętrza widzimy jak dużo wprowadzono tutaj technologicznych zmian. Przede wszystkim, zamiast “klasycznego” USB typu A mamy USB typu C. Według mnie to dobre podejście – trzeba iść z duchem czasu. Ładowarka indukcyjna jest szersza niż w przypadku modelu przedliftowego. Producent wie, że smartfony rosną. W sumie, samochody tak naprawdę też. Zmieniona została również kierownica oraz ekran z cyfrowymi zegarami. Co ciekawe, w centralnym miejscu kokpitu zawsze swoje miejsce posiadał klasyczny zegarek. Po liftingu zastąpiono go zwykłym napisem Passat. Czemu? Nie wiem. Trochę słabo, że producent nie zastosował head-up display na szybie. W przypadku “B8-ki” mamy do czynienia z szybką wyjeżdżającą z deski rozdzielczej. Mi to rozwiązanie się na tyle nie podoba, że było wyłączone praktycznie cały czas.
Samochód stał się jeszcze bardziej bezpieczny
Volkswagen Passat po liftingu, niezależnie czy mówimy o wersji Variant czy sedan stał się jeszcze bardziej bezpieczny. I nie tylko matrycowe reflektory LED mam na myśli, które powodują, że snop światła niczym Morze Czerwone rozstępuje się gdy dostrzeże innych uczestników ruchu. Ciekawie działa aktywny tempomat, który nie tylko bardzo precyzyjnie ustala tor jazdy utrzymując się pomiędzy pasami ruchu, ale także potrafi zmienić limit prędkości według ograniczenia, które na danym odcinku obowiązuje. Oczywiście nie martwcie się, możecie o tym decydować sami. Cyfrowe zegary dają spore możliwości personalizacji, aczkolwiek początkowo ich obsługa może przytłaczać. Przyznam szczerze, że widziałem nieco bardziej intuicyjne rozwiązania… u konkurencji. Oczywiście temat takich systemów jak alarmowanie po kolizji, automatyczne hamowanie w przypadku, gdy kierowca nie zareaguje to rzeczy w sumie w nowoczesnych autach już normalne. Lubię jedną z funkcji, a mianowicie – w przypadku, gdy włączycie tempomat i przestaniecie trzymać ręce na kierownicy samochód w pewnym momencie zacznie wydawać komunikaty, następnie zacznie “szarpać” autem, by w ostateczności uruchomić światła awaryjne i zatrzymać samochód. Tak powinno być, a nie zawsze tak jest. Niektóre modele, szczególnie starsze, zaczynały komunikować, by przejąć sterowanie, a następnie rozłącza wszystko i… lądujecie (w najlepszym przypadku) w rowie. Całe szczęście (mam nadzieję) te czasy już mijają i samochody będą bezpiecznie hamować w przypadku zasłabnięcia kierowcy.
Volkswagen Passat Variant 2.0 TSI 190 KM – czy diesel jest nam potrzebny?
Testowany Passat Variant wyposażony był w dwulitrowy silnik benzynowy o mocy 190 KM i 320 Nm momentu obrotowego. Motor sprzężono z siedmio-biegowym automatem DSG. Połączenie tych dwóch podzespołów sprawia, że auto rozpędza się do setki w 7,7 sekundy. Spalanie – dla jednym akceptowalne, inni będą narzekać. Jadąc w trasie spokojnie, ale podkreślam spokojnie możecie osiągnąć spalanie na poziomie 6,5 – 7 litrów. Wystarczy jednak nieco mocniej naciskać na pedał gazu, by uzyskać wynik rzędu 10 litrów. W mieście minimum 12. Serio, mniej się nie da. Średnie spalanie z całego testu wyniosło 9 litrów. Niby normalne, bo przecież to spore kombi, ale dla porównania (zostając w grupie VAG) Volkswagen Arteon z dwulitrowym dieslem o mocy 190 KM, który wyposażony był w napęd na cztery koła (tutaj tylko na przód) i takie samo DSG spalał… 5 litrów.
Jak jeździ się Passatem po liftingu?
Jak zawsze Passatem czyli… dobrze. Komfort podróżowania nie zmienił się od kilku generacji. W tym przypadku także otrzymujecie bardzo wygodne fotele, świetne zawieszenie, bardzo dobry układ kierowniczy, odpowiednie wyciszenie kabiny, która jest bardzo przestronna. Miejsca na nogi, jak i nad głową jest bardzo dużo – zarówno z przodu, jak i z tyłu. Nie przeszkadza w tym nawet ogromne, panoramiczne okno dachowe. Płynna, wręcz niezauważalna zmiana biegów, dobra dynamika, przeważająca ilość miękkich materiałów i ogólnie bardzo dobra jakość spasowania. Czego chcieć więcej? Aha, bagażnik nadal jest ogromny. 650 litrów sprawia, że przewieziecie pół osiedla. Jeśli złożycie fotele osiągniecie wynik na poziomie 1780 litrów. W takim przypadku zmieści się już… całe osiedle.
Podsumowanie
Volkswagen Passat Variant jaki jest… każdy widzi. To solidne auto, któremu ciężko coś zarzucić. Testowany model wyposażony w benzynowy, bardzo dynamiczny silnik sprawia, że nawet fani szybkiej jazdy nie zawiodą się. Pomoże w tym również dobrze zestrojone zawieszenie i precyzyjny układ kierowniczy. Producent tak naprawdę zaktualizował ten model, aby nie odstawał od konkurencji. Dodał więc szereg rozwiązań technologicznych, które pomagają nam w bezpiecznej i komfortowej jeździe. Tak wizualnie tylko znawcy modelu dostrzegą to, że jedziesz poliftem. Bohater tego testu został wyceniony na około 200 tysięcy złotych. Dużo jak na samochód dla ludu, jednak warto zauważyć, że mówimy o cenie bardzo mocno doposażonego modelu. Tak czy inaczej, ja osobiście wybrałbym model z dieslem pod maską i napędem 4Motion (4×4). Najgorsze w Passacie (według mnie) jest jednak to, że jest to poprawne do bólu auto. O ile nie masz wersji R-Line, która wygląda świetnie obawiam się, że ani Ty, ani nikt z Twoich znajomych nie odwróci się za tym autem. Dlatego też Passata, Superba i inne, podobne wynalazki kupujesz kierując się rozsądkiem, a nie sercem.