W okresie pierwszej wojny światowej samoloty i telefony stawały się coraz powszechniejsze, ale mało kto myślał o komunikacji bezprzewodowej. Takowa funkcjonowała jednak wśród brytyjskich pilotów.
W 1914 roku porucznicy Donald Lewis i Baron James przetestowali radiotelegrafię w konfiguracji powietrze-powietrze. Wtedy też lecieli w odległości 16 kilometrów od siebie, komunikując się w tym czasie przy pomocy alfabetu Morse’a.
Czytaj też: Co takiego miał w sobie najszybszy samolot SR-71 Blackbird?
Jako że w 1914 roku wybuchła wojna, wyposażenie Brytyjczyków było cennym elementem walki. Piloci byli w stanie z wprzedzeniem obserwować poczynania wroga, jednocześnie informując o nich sojuszników. Podawali również dane na temat rozmieszczenia przeciwników, które były przydatne w planowaniu ostrzału.
Potrzebne były jednak bardziej wydajne formy komunikacji. Problem sprawiał też niesamowity hałas w powietrzu – a piloci musieli przecież dobrze słyszeć polecenia. Wraz z rozwojem kolejnych projektów inżynierowie zaczęli wykorzystywać coraz lepsze mikrofony, a jednym z nich był Hunnings Cone.
Czytaj też: Bird of Prey, czyli najnowszy dziwaczny koncept samolotu Airbusa
Latem 1915 roku doszło do udanej komunikacji głosowej powietrze-ziemia za pomocą lotniczego nadajnika radiotelefonicznego. Wkrótce potem kapitan J.M. Furnival założył Wireless Training School. Co tydzień przez tę szkołę przechodziło 36 pilotów myśliwskich, którzy uczyli się obsługi bezprzewodowej aparatury i sztuki właściwej artykulacji w powietrzu.
W 1918 roku wyprodukowano hełmy z wmontowanymi odbiornikami i mikrofonem. Ten był zamontowany tak, aby jak najdokładniej rejestrować głos pilota i to bez wykorzystania rąk. Pod koniec wojny możliwa była komunikacja na wszystkich płaszczyznach: powietrze-ziemia, ziemia-powietrze i maszyna-maszyna. Brytyjskie lotnictwo miało wtedy 600 samolotów wyposażonych w radia.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News