Xiaomi Mi 10 Ultra to chyba najlepszy smartfon, którego obecnie nie można kupić w Europie. A przynajmniej jeden z najlepszych, zaraz obok Vivo X50 Pro+. W oczekiwaniu na egzemplarz, który już jedzie do nas prosto z Chin, miałem okazję spędzić dwa dni z Mi 10 Ultra. Co tu dużo mówić – jaram się! Zobaczcie dlaczego.
Specyfikacja Xiaomi Mi 10 Ultra
- obudowa o wymiarach 162,4 x 75,1 x 9,5mm, masa 221,8 gramów,
- ekran OLED o przekątnej 6,67 cala, rozdzielczości 1080 x 2340 pikseli, Gorilla Glass 5, HDR10+, 120 Hz,
- układ Qualcomm Snapdragon 865, 8 GB pamięci RAM, 128 GB pamięci RAM wbudowanej (dostępne opcje 16/512 GB), brak gniazda kart pamięci,
- główny aparat 48 Mpix (F/1.9, 25mm, 1/1.32″, OIS), aparat szerokokątny 20 Mpix (12mm, 1/2.8″. F/2.2), peryskopowy zoom 48 Mpix (F/4.1, 120mm, 1/2″, OIS, 5-krotny zoom optyczny, 120-krotny zoom cyfrowy), teleobiektyw 12 Mpix (F/2.0, 50mm, 1/2.55″, 2-krotny zoom optyczny), przedni aparat 20 Mpix (F/2.3),
- łączność 5G, LTE, Wi-Fi 6, Bluetooth 5.1, USB-C, NFC, czytnik linii papilarnych w ekranie,
- akumulator 4500 mAH, szybkie ładowanie 120W, bezprzewodowe 50W, zwrotne bezprzewodowe 10W,
- Android 10, MIUI 12,
- cena: ok 800 euro.
W bardzo… bogato wyglądającym pudełku, w końcu to model jubileuszowy, znalazła się ładowarka sieciowa, kabel USB, klucz do otwarcia gniazda kart oraz przejściówka USB-C – Jack 3,5mm.
To nie jest recenzja Xiaomi 10 Ultra
Z Xiaomi Mi 10 Ultra spędziłem zdecydowanie za krótkie dwa dni i kawałek wieczora. Choć doskonale wiem, że dla niektórych byłby to wystarczający czas, aby zaprezentować pełną recenzję w 30 tys. znaków, ja nie mam zamiaru nikogo oszukiwać. Dwa dni to za mało na recenzję i wypracowanie sobie obiektywnego zdania na temat smartfonu, ale postaram się przekazać Wam jak najwięcej informacji na jego temat.
P.S. Tak, w linku jest recenzja, ale niestety, Internet jest brutalny, trzeba sobie jakoś radzić.
Xiaomi Mi 10 Ultra bez charakteryzacji może trafić do Cyberpunk 2077
W moje ręce trafił Mi 10 w najbardziej efektownej wersji – przezroczystej. To oczywiście naciągane określenie, bo pod przezroczystym tylnym panelem znajduje się specjalna naklejka imitująca wnętrze smartfonu. Nie mniej jednak wygląda to szalenie efektownie i mocno przyciąga wzrok.
Pozostając przy tyle obudowy trzeba powiedzieć o aparatach. To najbardziej efektowny moduł aparatu jaki widziałem i przebija pod tym względem ogromny teleobiektyw Huaweia P40 Pro+. Jednocześnie na pewno nie jest to najładniejszy moduł aparatu na rynku, ale trochę w analogii do kulturystyki – brutalna masa i rozmiar potrafią wygrać z najładniejszą sylwetką.
Mi 10 Ultra to konkretny klocek. Zdecydowanie to jeden z największych flagowców. Dosyć pękaty, bo gdzieś trzeba było wpakować te wszystkie aparaty, ale na pewno nie nazwałbym go niewygodnym. Na tle tegorocznych flagowców nie wyróżnia się pod tym względem na minus. Trzeba jednak mieć na uwadze, że ponad 220 gramów nie jest dla każdego.
Pod kątem wykonania nie można się do niczego przyczepić. To najwyższa półka pod każdym względem.
Brutalnie piękny ekran
Mam wrażenie, że flagowce Xiaomi są nieco niedoceniane jeśli chodzi o ekrany. Faktycznie nie jest to poziom flagowych Samsungów, ale jednocześnie charakterystyka ekranu jest zupełnie inna. Samsungi stawiają na ciepłe kolory, może nawet nieco łagodne. W Xiaomi mamy brutalne nasycenie barw, nie mylić z przesyceniem, nieco zimniejszą charakterystykę i wysoką jasność. Posiłkują się zagranicznymi pomiarami, nawet pod 900 nitów. Jeśli to wszystko połączymy ze 120 Hz odświeżaniem obrazu – jest genialnie.
Na tym nie koniec zalet. Spodobało mi się zakrzywienie ekranu. Jest minimalne, to góra kilkanaście stopni i jest to ciekawa odmiana na tle coraz mocniej pokrzywionej konkurencji. Pomimo niewielkiego zakrzywienia, w Ustawieniach mamy opcję blokady przypadkowego dotyku krawędzi ekranu, wraz z możliwością wybrania blokowanego obszaru. Drugą niezaprzeczalną zaletą jest wręcz malutki otwór na przedni aparat. To podręcznikowy przykład wpasowania go w powierzchnię wyświetlacza.
Mi 10 Ultra z Chin czyli jak dogadać się z interfejsem
Szczegółami na temat tego, jaką wersję Mi 10 Ultra kupić, zajmiemy się w osobnym materiale. Najczęściej sklepy oferują wariant chiński z zablokowanym bootloaderem oraz opcję odblokowaną, zazwyczaj minimalnie droższą. W pierwszej znajdziemy typowo chiński interfejs z opcją ustawienia języka angielskiego. W drugiej zazwyczaj będziemy mieć język polski, wgrane usługi Google oraz możliwość samodzielnego wgrania innej wersji oprogramowania.
W opisywanym przypadku mamy wariant pierwszy. Muszę przyznać, że nie było to takie straszne jak może się wydawać. W zasadzie największy problem sprawiła mi… klawiatura. Troszkę na oślep musiałem doklikać się do opcji zmiany języka i bez problemu mogłem pobrać i ustawić wariant polski.
Chiński wariant smartfonu jest dosłownie zaśmiecony azjatyckim oprogramowaniem oraz nie ma usług Google. Nie jest to jednak problem znany z Huaweia. Nie ma ich, bo nie są zainstalowane, a nie dlatego, że są zablokowane. Konfigurację smartfonu warto więc zacząć od pozbycia się zbędnych aplikacji, no chyba że ktoś ich potrzebuje i co najważniejsze – rozumie. Odinstalować można bez problemu wszystko. Później pozostaje już tylko kwestia pobrania usług Google, co można zrobić z poziomu przeglądarki internetowej oraz instalacja Sklepu Play. Dalej jest już z górki. Pobieramy i instalujemy na co tylko mamy ochotę – Mapy, Gmaila itd. Polecam też zmianę klawiatury. Pomimo możliwości ustawienia języka polskiego jest pełna chińskich opcji i np. przedziwnych emotikonów złożonych ze znaków interpunkcyjnych.
Napotkałem jednak kilka problemów. Chrome uparcie nie chciał się instalować z Google Play, konieczna była instalacja z pliku .apk. Kolejna kwestia jest przedziwna. Polskie litery w niektórych rozmowach na Messengerze oraz na Twitterze są pogrubione. Nie do końca wiem z czego to może wynikać, być może pomogłoby dogranie innej czcionki. Trzeba jednak ciągle pamiętać, że jest to egzemplarz nieprzeznaczony na polski rynek.
Nie dostałem się do opcji ustawienia domyślnej przeglądarki internetowej i zmiana jej na Chrome’a, podobnie jak przydałaby się blokada fabrycznej wyszukiwarki, ale też nie ukrywam, nie chciałem tracić na to czasu. Na dokładniejsze sprawdzenie jeszcze przyjdzie czas.
Podoba mi się nowy MIUI 12
MIUI 12 spodobał mi się już podczas prezentacji i to właśnie na Mi 10 Ultra używałem go po raz pierwszy. Jest naprawdę przyjemny. Ma sporo opcji konfiguracji, łatwo jest się w nim odnaleźć i znaleźć interesujące nas ustawienia. Jako, że lubię wszelkie formy personalizacji, od razu doceniam szeroki wybór tapet i motywów, jak również bardzo podoba mi się możliwość zmiany rozmiaru ikon.
Trochę problemów sprawił mi pasek powiadomień, którego… nie ma? Nic bardziej mylnego. Okazuje się, że jeśli ściągniemy górną belkę z prawej strony, otworzy nam się Centrum Sterowania ze skrótami do różnych opcji. Na pierwszy rzut oka wyglądające trochę jak to znane z iOS. Jak przeciągniemy ją z lewej strony, wtedy dostaniemy się do listy powiadomień.
Pomimo tego, że to wariant 8/128 GB, w benchmarkach wykręca bardzo wysokie wyniki.
Xiaomi Mi 10 Ultra to dobre narzędzie komunikacji. I ma fajne stereo
W Mi 10 Ultra znajdziemy klasyczny głośnik umieszczony w malutkiej dyskretnej szczelinie nad ekranem. Jakość rozmów stoi na wysokim poziomie. Są perfekcyjnie czyste i odpowiednio głośne. Bardzo dobrze wypada też zasięg. Bez żadnych problemów mogłem prowadzić rozmowy w mieszkaniu, gdzie poległo większość tegorocznych smartfonów, co już dużo znaczy. Z powodzeniem łączyłem się z sieciami Wi-Fi oraz innymi urządzeniami przez Bluetooth, pod tym względem wszystko działało bez zarzutów. Czy Mi 10 Ultra będzie działać w polskich sieciach 5G? Według specyfikacji – powinien. Ale tą kwestię sprawdzimy przy najbliższej okazji.
Mi 10 Ultra został wyposażony w głośniki stereo. Jakość brzmienia nie jest najwyższa, dźwięk jest nieco zbyt płaski, ale mocno nadrabia efekt samego stereo. Dźwięk przyjemnie rozchodzi się na boki. Do tego mamy bardzo wysoką głośność.
Smartfony Xiaomi często są chwalone za wibracje i coś w tym jest. Momentami pisząc na klawiaturze miałem wrażenie, że przyciski faktycznie fizycznie się wciskają.
Aparaty w Mi 10 Ultra. W końcu na to wszyscy czekamy
Nie ukrywam, że to właśnie aparaty najbardziej mnie w Mi 10 Ultra interesowały. Szczególnie, że jest to najlepszy na rynku układ obiektywów, znany z Huaweia P40 Pro+ – aparat główny, szerokokątny oraz dwa teleobiektywy.
Aplikacja aparatu jest w zasadzie taka sama jak w innych smartfonach Xiaomi. Intuicyjna i czytelna. Oczywiście z domyślnie włączonym znakiem wodnym, za to z wyłączonym formatem RAW w trybie Pro. Zdecydowanie nie obrażę się, jeśli w końcu ktoś to zmieni.
Mi 10 Ultra przyjechał do mnie wieczorem, wiec zabawę aparatem zacząłem od zdjęć nocnych. Przyzwyczajony do smartfonów Huaweia zdziwiłem się krótkim czasem naświetlania, który trwa nie więcej niż 2 sekundy. Przez co miałem obawy co do jakości zdjęć. No i dosyć mocno się pomyliłem. Fotografie są naprawdę dobre. Obraz nie jest prześwietlony, punktowe światła nie mają brzydkiego rozbłysku, a kolory nie mają żółto-zielonych przebarwień. Mocno ponadprzeciętnie wypadają zdjęcia nocne z aparatu szerokokątnego.
Całkowitym zaskoczeniem jest tryb długiego naświetlania, nazywany często malowaniem światłem. Pod tym względem Mi 10 Ultra, co piszę z pełną świadomością, wygrywa z Huaweiem. Flagowce Huawei wraz z dłuższym czasem naświetlania rozjaśniają cały kadr, co jest logiczne. Mi 10 Ultra skutecznie utrzymuje niemal stałą jasność i trzyma ją w ryzach, a na obraz nakłada (tak, upraszczam) poruszające się kolory, np. przejeżdżających samochodów. Efekty zdecydowanie przerosły moje oczekiwania.
Zdjęcia dziennie, jak na smartfonwe warunki, są bez zastrzeżeń. Z naturalnymi, nieprzesadzonymi kolorami, bardzo duża ilością szczegółów. Ciężko jest na siłę szukać jakichkolwiek wad. Poza jedną. Aparat kapryśnie radzi sobie ze zdjęciami z bliskiej odległości. Wszelkiego rodzaju kwiatki, listki itd. często sprawiają problemy przy ustawianiu ostrości.
Bardzo dobrze wypada też aparat szerokokątny. Standardowo na zdjęciach widzimy utratę jakości na brzegach kadru, ale całościowe wrażenie skutecznie to maskuje. Zdjęcia z szerokim kadrem mają podbite kolory w stosunku do standardowego, co jest nietypowe, bo zazwyczaj jest odwrotnie. Kadry są bardzo szerokie, więc widzimy lekkie zniekształcenie obrazu.
Zoom jest świetny. W dobrych warunkach ciężko jest dostrzec utratę jakości przy przybliżeniu do wartości 5x. Dalej do 10-krotnego przybliżenia nadal jest bardzo dobrze, choć powoli widać utratę jakości. Dalej jest już tylko sztuka dla sztuki, ale maksymalnie mamy dostęp do 120-krotnego przybliżenia.
Ile maksymalnie można wyciągnąć z aparatu Mi 10 Ultra? Duuuużo… Oto kilka zdjęć, które zostały dodatkowo obrobione po ich wykonaniu.
Na koniec dwa przykładowe nagrania wideo.
Mi 10 Ultra ciężko jest rozładować. Ale ładowanie to już inna bajka
Rozładowanie MI 10 Ultra okazało się trudniejsze niż myślałem. Pierwszego wieczora doładowałem go do 100% pierwszą z brzegu ładowarką. Po wykonaniu ok setki zdjęć nocnych stan naładowania akumulatora spadł do 89%. Pisząc te słowa od godziny i 15 minut leci na nim film z dźwiękiem puszczonym przez słuchawki Bluetooth i poziom energii spadł z 75 do 62%. Pojemność akumulatora nie jest duża, to dosyć standardowe 4500 mAh, ale zarządzanie energią robi wrażenie. W codziennym użytkowaniu wyniki powinny być bardzo dobre.
Mi 10 Ultra to pierwszy smartfon ładowany potężną ładowarką o mocy 120W. Nie jest ona przesadnie duża, można ją spokojnie porównać z ładowarką do MateBooków Huaweia. Ale waży całkiem sporo. Za jej pomocą naładujemy Mi 10 Ultra do pełna w ciągu 25 minut z małym hakiem. Bez komentarza.
W pełni rozumiem prośby o wprowadzenie Mi 10 Ultra do Europy. Sam się do nich dołączam
Otwarcie przyznam, że nie jestem fanem smartfonów Xiaomi. Niemal zawsze używając ich flagowca miałem wrażenie, że pomimo teoretycznie zbliżonych podzespołów jest on minimalnie gorszej jakości niż urządzenia Huaweia czy Samsunga. Z Mi 10 Ultra już tak nie ma. To prawdziwy pokaz siły i możliwości Xiaomi. Uber-flagowiec, w którym nie ma kompromisów. Topowa wydajność, topowy ekran, kosmicznie szybkie ładowanie i zdecydowanie topowy aparat. Nie bez powodu DxO Mark ocenił go wyżej niż Huaweia P40 Pro. Na bezpośrednie porównanie miałem za mało czasu, ale już niedługo takie zrobimy, dodając do tego Mate’a 40 Pro. Póki co w przypadku zdjęć nocnych postawiłbym zdecydowanie punkt po stronie Xiaomi.
Jako, że są to pierwsze wrażenia z użytkowania Mi 10 Ultra, mogę śmiało powiedzieć, że pierwsze wrażenie robi ogromne i bardzo pozytywne. Czy warto go sprowadzić z Chin? Zdecydowanie tak. Jak to zrobić i jaką wersję wybrać? O tym dowiecie się już niedługo.