Europa miała swój Czarnobyl, ale wcześniej Stany Zjednoczone miały elektrownię jądrową Three Mile Island w Pensylwanii, która zmierza ku ostatecznemu zamknięciu przez obecnego właściciela już we wrześniu. Mowa jednak wyłącznie o jednym rdzeniu (TMI-1), który nadal produkuje energię dla kraju. Jednak na tyle mało, że problemy finansowe i prawne posunęły Exelon Generation do tej decyzji.
Czytaj też: Po raz pierwszy od 150 lat Wielka Brytania nie korzystała z węgla
Najpierw powinniśmy wrócić do przeszłości, a dokładnie do 28 marca 1979 roku, kiedy to jednostka TMI-2 w hrabstwie Dauphin w Pensylwanii doznała częściowego stopienia rdzenia reaktora z powodu szeregu wad konstrukcyjnych i złych decyzji dotyczących postępowania w przypadku utraty czynnika chłodzącego. Na szczęście obecny ma miejscu personel opanował sytuację, choć wcześniej operatorzy popełnili serię błędów, które spowodowały kaskadę awarii na drodze ku przegrzaniu rdzenia i uwolnieniu radioaktywnych cząsteczek do atmosfery,
Czytaj też: Dlaczego w Polsce nie ma jeszcze elektrowni jądrowej?
Chociaż nie doszło do wypadków śmiertelnych ani obrażeń w wyniku wypadku, a skutki zdrowotne uwolnienia promieniotwórczego uznano za statystycznie nieistotne, wypadek miał długofalowe skutki polityczne, ponieważ poparcie dla energetyki jądrowej załamało się w Stanach Zjednoczonych i wielu innych krajach zachodnich. Od tego czasu TMI-2 został zamknięty i wycofany z eksploatacji, ale TMI-1 działa do dziś. Jednak obecny właściciel TMI-1, Exelon Generation, napotkał trudności finansowe i dlatego postanowił przedwcześnie zamknąć reaktor i złożyć raport dotyczący likwidacji elektrowni.
Czytaj też: Radioaktywny węgiel z bomb atomowych trafia do rowów oceanicznych
Źródło: New Atlas