James Lovell, Fred Haise i John Swigert, uczestnicy misji Apollo 13, posiadają miano osób, które znalazły się w największej odległości od Ziemi. W tej rekordowej chwili przebywali bowiem 400 171 kilometrów od powierzchni naszej planety.
Co ciekawe, dystans był na tyle duży, że światło – aby go pokonać – potrzebowałoby ponad sekundy. Jednocześnie daje to pojęcie o słabości naszego gatunku, wszak promieniowanie emitowane przez Słońce potrzebuje ok. 8 minut, aby dotrzeć do Błękitnej Planety. Takie porównanie może pełnić rolę kubła zimnej wody, który ostudzi zapał wszystkich entuzjastów załogowych podróży poza Układ Słoneczny.
Czytaj też: Pobliska egzoplaneta zawiera w atmosferze cząsteczkę powszechną na Ziemi
Oczywiście nie ma się co załamywać i porzucać jakichkolwiek planów eksploracji kosmosu. Nasza najbliższa okolica, tj. Księżyc czy Mars, wydaje się jak najbardziej realnym polem do działania dla astronautów. Trzeba jednak pamiętać o tym, że im bardziej oddalamy się od Ziemi, tym większą dawkę promieniowania kosmicznego przyjmujemy. Silne pole magnetyczne naszej planety chroni przed sporą częścią tego promieniowania. W przypadku długich lotów nie ma takiego komfortu, dlatego potrzeba rozwiązań zapewniających bezpieczeństwo.
Jak na razie nie znaleźliśmy też miejsca, które nadawałoby się do życia w większym stopniu niż Ziemia. Np. Mars jest niezwykle chłodny, ma ograniczone zasoby wody i jest wystawiony na działanie promieniowania kosmicznego. Księżyc jest w tej kwestii podobny, choć ma pewną zaletę – znajduje się blisko Ziemi i bez wątpienia można z niego wrócić. W przypadku Czerwonej Planety coraz częściej mówi się o bilecie w jedną stronę. Przy bardziej odległych obiektach problemem jest też ich oddalenie.
Załogowe podróże kosmiczne wydają się ograniczone z co najmniej kilku względów
Proxima Centauri, najbliższa Słońcu gwiazda, wcale nie jest tak nieodległa, jak mogłoby się wydawać. Przy prędkości światła dotarcie tam zajęłoby ludziom nieco ponad cztery lata. Tyle że nie jesteśmy nawet bliscy tej wartości, a gdyby nieustannie poruszać się z rekordową prędkością rozwiniętą przez ziemski statek kosmiczny, czyli sondę Parker Solar Probe, przelot w okolice Proxima Centauri wymagałby czekania ok. 8400 lat. Alternatywą mogłyby być roboty bądź miniaturowe sondy, zdolne do szybszego poruszania się. Trudno jednak mówić wtedy o załogowej ekspansji.
Czytaj też: W ten sposób można sprawdzić, czy egzoplaneta nadaje się do zamieszkania
Wydaje się, iż jedynym realnym scenariuszem – biorąc pod uwagę obecne możliwości naszego gatunku – jest wysłanie w podróż statku zdolnego do utrzymania przy życiu setek lub tysięcy ludzi, którzy mieliby żyć i rozmnażać się na jego pokładzie. W efekcie taka wielopokoleniowa kapsuła pełniłaby rolę kosmicznego, ruchomego miasta. Być może któreś pokolenie wychowane na statku dotarłoby wreszcie np. na jedną z planet krążących wokół Proxima Centauri. Pozostaje oczywiście pytanie: czy chcemy skazać dzieci z takich związków na życie na pokładzie statku kosmicznego?