Obecne modele klimatyczne wskazują, że jesteśmy na drodze do znaczących zmian, jeśli nie zmniejszymy emisji dwutlenku węgla. Jednak nowe badania odkryły ogromne potencjalne źródło emisji, które jak dotąd nie było uwzględniane w modelach klimatycznych. Chodzi o złoża gazów uwięzione w dnie morskim, które mogą zostać uwolnione podczas wzrostu temperatury oceanów. Miało to miejsce już wcześniej, a naukowcy sugerują, że te gazy ulotniły się tysiące lat temu i zakończyły ostatnią epokę lodowcową.
Pod koniec okresu plejstocenu atmosferyczne poziomy gazów cieplarnianych były bardzo wysokie, kończąc ostatnią epokę lodowcową. Ale skąd się wzięły te wszystkie gazy? Od dawna uważano, że mogło się to wiązać z regularnym cyklem węglowym oceanu, ale według najnowszych obliczeń proces ten jest zbyt wolny, aby zapewnić nagły wzrost.
Czytaj też: Kolonizacja Ameryki doprowadziła do ochłodzenia klimatu
Inna teoria zakładała, że winowajcą mogły być złoża dwutlenku węgla na dnach oceanów. Mają one tendencję do powstawania wokół kominów hydrotermalnych, w których dwutlenek węgla i metan są uwalniane na skutek działalności wulkanicznej. Gazy te mieszają się z wodą i innymi materiałami, tworząc zawiesinę, która następnie twardnieje. W takiej formie materiał może pozostawać przez tysiące lat.
Jednym z czynników wyzwalających emisję gazu wydaje się być rosnąca temperatura wody. Gdy ocean wychwytuje więcej ciepła z atmosfery, rośnie też emisja dwutlenku węgla. Paradoksalnie uwolniony gaz powoduje dalsze postępowanie efektu cieplarnianego. Zdaniem badaczy do takiego zjawiska doszło pod koniec ostatniej epoki lodowcowej. Problem w tym, że nie braliśmy pod uwagę podobnego scenariusza w obecnych czasach. Złoża węgla pod oceanami są więc kolejnym potencjalnym zagrożeniem.
[Źródło: newatlas.com]
Czytaj też: 2018 rok kontynuował niepokojący trend dotyczący ocieplenia klimatu