Naukowcy z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii prowadzili badania na terenie Antarktydy. Dzięki nim odkryli m.in. że w okresie tzw. integrlacjału eemskiego doszło do wzrostu średnich temperatur, który przełożył się na poważne topnienie lodowców.
W efekcie, jak twierdzą wspomniani badacze, wody podniosły się o nawet trzy metry. Prawdopodobnie ich średnia temperatura była o mniej niż 2 stopnie Celsjusza wyższa niż ma to miejsce obecnie. Jest to jeden z powodów, dla których eksperci od klimatu ustalili, że zapisy porozumienia paryskiego powinny określić maksymalny wzrost właśnie na poziomie 2 stopni.
Przypominamy, że integrlacjał eemski był ostatnim poprzedzającym epokę lodowcową, która dotknęła również obszarów naszego kraju. Owy integrlacjał miał miejsce od ok. 132 tysięcy do 115 tysięcy lat temu. Próbki z tego okresu powinny więc być idealnymi prognostykami w kontekście zmian klimatu z jakimi w XXI wieku zmaga się ludzkość.
W celu dokonania pomiarów, autorzy badania przeprowadzili analizy izotopowe próbek. W ten sposób doszli do wniosku, że na skutek wzrostu temperatur stopiła się ogromna część lodu Zachodniej Antarktydy. To z kolei wywołało wzrost średniego poziomu mórz i oceanów o 3 metry. Istnieją jednak przesłanki sugerujące, że wzrosty te były znacznie większe, w granicach 6-9 metrów. W krytycznym momencie mogły wynieść nawet 11 metrów.