Mi-12, którego organizacja NATO nazwała mianem Homer, był rekordową katastrofą, bo choć do tej pory ciągle pozostaje największym na świecie helikopterem, to po jego stworzeniu szybko okazało się, że był kompletnie bezużyteczny.
Dzierżący dumne miano największego na świecie, Mi-12 był kompletną porażką
Były Związek Radziecki tak jak III Rzesza, pozostawił po sobie szereg dziwnych sprzętów, w których pokładał nadzieję na odmianę sytuacji na polu bitwy. Ogromny helikopter, choć jest łatwym celem, jest też niezastąpionym cackiem w arsenale wojska do transportowania nie tylko całej masy ludzi, ale też ciężkiego sprzętu. ZSRR miało dla Mi-12 jednak inną rolę. Ten miał za zadanie, przede wszystkim transportować międzykontynentalne pociski balistyczne, unikając potrzeby wykorzystywania sieci kolejowej, którą monitorował wywiad USA.
Czytaj też: Policjant z plecakiem odrzutowym w akcji. Obejrzyjcie nagranie
Sam w sobie Mi-12 nie zapewnił ZSRR spektakularnej katastrofy w postaci wybuchu czy pozostawienia za sobą całej masy trupów, ale do udanych sprzętów zdecydowanie nie należał. Dręczyły go problemy stricte konstrukcyjne, na czele ze sposobem montażu silników oraz działaniem wirników nośnych na wysięgnikach, a stabilność podczas lotu kulała. Jednak nie to uśmierciło ten największy na świecie helikopter.
Mi-12 stał się bezużyteczny – przynajmniej jeśli idzie o jego pierwotny cel – przez rozwój satelitów szpiegowskich USA, które mogły zaglądać głębiej w ZSRR. Swoje trzy grosze dorzuciło do tego samo ulepszanie międzykontynentalnych rakiet balistycznych. Te stawały się coraz lżejsze i to do tego stopnia, że mogły je już przewozić ciężarówki. Powód? Przede wszystkim technologia MIRV, czyli upychanie kilku głowic do jednego pocisku, co znacznie zwiększyło ogólną siłę ognia.
Czytaj też: Przyszłość pionowzlotów Bella, czyli wojskowe koncepty HSVTOL
Historia Mi-12
Wszystko zaczęło się w radzieckim biurze Michaiła Mila w 1959 roku, kiedy to radzieccy projektanci wpadli na pomysł nowego helikoptera o bardzo dużej ładowności, który mógłby przewozić pociski nuklearne do odległych baz rakietowych. Wtedy to po raz pierwszy światło dzienne ujrzał projekt helikoptera wielkości samolotu odrzutowego, będący solucją na nowe wyzwania, przed jakimi stawał wtedy dawny już Związek Radziecki.
Ten nie mógł pochwalić się rozbudowaną siecią kolejową, co okazało się problemem w późnych latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy to rozpoczęto budowę sieci baz dla pocisków nuklearnych. Naprędce postawione linie kolejowe wskazałyby bezpośrednio Amerykanom, gdzie dokładnie ZSRR stworzył swoje nowe bazy, a związana z nimi tajemnica prysłaby w mgnieniu oka. Wysoko w górze latały bowiem nieustannie samoloty szpiegowskie U-2 Dragon Lady, pozostając poza zasięgiem jakichkolwiek pocisków.
Nic więc dziwnego, że skuszone rozwiązaniem “problemu” przywództwo radzieckie dało zielone światło pomysłowi stworzenia Mi-12 w 1962 roku. Trzy lata zajęło konstruowanie pierwszego egzemplarza, który mierzył 37 metrów długości i 12,5 metra wysokości, a jego dwa wirniki o układzie poprzecznym chwaliły się średnicą 35 metrów.
Czytaj też: Space Force stworzył STARCOM. To tam będą szkoleni Strażnicy Sił Kosmicznych USA
Nic dziwnego, że to 60000-kilogramowe cielsko musiały podrywać do lotu aż cztery silniki turbinowe Sołowiew D-25VF o mocy 6500 koni każdy. Oceniano, że Mi-12 będzie mógł przelecieć do 800 kilometrów z prędkością maksymalną 260 km/h, ale na takie wojaże pierwszy skonstruowany Mi-12 jednak sobie nie pozwolił, bo kiedy w 1968 roku odbył swój pierwszy lot, ten trwał zaledwie kilkanaście sekund i pozostawił wiele do życzenia. Nie było wprawdzie wybuchów, ale drgania zespołu napędowego tak przeniosły się na resztę konstrukcji, że doszło do „rozhuśtania” kadłuba w płaszczyźnie pionowej.
Nie zniechęciło to jednak inżynierów do ulepszeń i tak też rok później, ten największy na świecie helikopter, w ramach drugiego już egzemplarza prototypowego, ustalił rekord udźwigu, wznosząc na wysokość 2255 metrów ładunek o masie 44205 kilogramów w przestrzeni ładunkowej o długości 28,5-metrów i szerokości 4,39 metra. Potrzebujecie skali? W Mi-12 z łatwością zmieściłyby się pełnoprawne autobusy miejskie i to nawet dwa.
Czytaj też: Ważna symulacja tankowania myśliwca dronem MQ-25 Boeinga zakończona
Finalnie ZSRR pochwalił się swoim drugim już wyprodukowanym Mi-12 podczas międzynarodowego pokazu w Paryżu w 1971 roku. Wtedy NATO obawiało się, że tak wielki helikopter zostanie użyty jako taktyczny samolot powietrzny, który będzie mógł transportować pojazdy opancerzone na front, ale rzeczywistość była inna. Ten pokaz w Paryżu był bowiem ostatnią szansą, żeby oficjalnie i publicznie usłyszeć o Mi-12, jako że projekt po prostu powstawał zbyt długo i stał się zbyt przestarzały, aby dalszy rozwój miał jakikolwiek sens. Pogrzebał go po prostu postęp technologiczny, a obecnie ten drugi prototyp stacjonuje w rosyjskim muzeum.