Są gadżety, które kupujemy, choć zupełnie ich nie potrzebujemy, jak również odwrotnie – takie, które bardzo przydadzą się nam w codziennym życiu, ale dowiadujemy się o tym dopiero wtedy, kiedy wpadną nam w ręce. W moim przypadku tak właśnie było z poręcznym kompresorem Baseus Dynamic Dynamic Eye Inflator Pump.
Mobilny kompresor, czyli odpowiednie ciśnienie na wyciągnięcie ręki
Ten kompresor swoją wysoką mobilność akcentuje już poprzez mieszczące się w dłoni pudełko. Skrywa ono niewiele, bo oprócz naszego głównego bohatera, metrowy przewód USB-A do microUSB służący do ładowania, instrukcję obsługi, zestaw naklejek i kartę gwarancyjną. Wszystko to, co najważniejsze, sprowadza się do samej obłej bryły, która nie jest może najbardziej ergonomiczna, ale możemy je utrzymać z łatwością w jednej dłoni. Zarówno podczas transportu, jak i pompowania.
Czytaj też: Bezpowietrzne opony Michelin Uptis już w publicznych testach
Z wyglądu przypomina coś w rodzaju uproszczonego podwozia czołgu
Jest zamknięty w obłej, bo o zaokrąglonych rogach, bryle o wadze 573 gramów, wykonanej z twardego, matowego tworzywa sztucznego, która mierzy 130 x 80 x 46 mm. Solidna waga jest tutaj spowodowana obecnością zarówno (ponoć) wytrzymałego osprzętu (żaroodpornego tłoczyska i metalowego cylindra), jak i 4000 mAh akumulatora (zestaw dwóch po 2000 mAh), pozwalającego po 3,5-godzinnym ładowaniu napompować do pełna m.in. osiem opon rowerowych i około „półtorej” opon samochodowych. Na lewym boku Baseus Dynamic Dynamic Eye Inflator Pump znalazło się miejsce do przechowywania całego osprzętu kompresora.
Obejmuje to zarówno 26,5-centymetrowy wężyk, jak i łącznie trzy końcówki, umożliwiające pompowanie opon samochodowych, rowerowych (zarówno tych z wentylami schrader, jak i dunlop), motocyklowych czy piłek. To zresztą wskazuje prosty wyświetlacz na froncie, któremu towarzyszy pięć przycisków. Za ich pośrednictwem aktywujemy kompresor, wybieramy tryb, dostosowujemy ciśnienie (w barach lub PSI) czy aktywujemy latarkę. Tutaj warto wspomnieć, że Baseus postarał się o ustawienia predefiniowane, które zawsze witają nas po włączeniu urządzenia. Szkoda tylko, że firma nie przewidziała możliwości zapisywania wprowadzonych przez nas zmian do ustawionych z góry poziomów czy nawet jednostki.
Czytaj też: Ekologiczne opony Continental. Oto Conti GreenConcept
Na prawej krawędzi naszym oczom ukażą się tylko małe otwory (wloty powietrza) i napis „Designed By Baseus”, a na przodzie kolejno cztery diody informujące o poziomie naładowania, służący temu port microUSB, dosyć jasna latarka i otwór do wkręcenia wężyka. To tyle, jeśli idzie o fizyczność tego sprzętu. Przejdźmy więc do tego, co najważniejsze.
Test podręcznego kompresora Baseus w praktyce
Korzystanie z Baseus Dynamic Eye Inflator Pump jest tak proste, jak Wam się wydaje. Wkręcamy wężyk do obudowy, dobieramy odpowiednią końcówkę, łączymy z docelowym wentylem i włączamy ekran. Wtedy od razu dostaniemy informacje co do aktualnego ciśnienia w oponie, które na to urządzenie nie może przekroczyć 120 psi, czyli ~8,27 bara.
Czytaj też: Test Navitel R10. Wideorejestrator z Wi-Fi i GPS na pokładzie
W ramach testu udało mi się napompować oponę tradycyjnego roweru górskiego z 0 do 2,5 bara, co trwało jakieś trzy minuty. Zasada jest prosta – im bliżej górnej granicy ciśnienia, tym dłużej musi pracować kompresor. Sprawdziłem też sprzęt w połączeniu z oponami samochodowymi (155/70R13), najpierw spuszczając powietrze z jednego z nich, a następnie ponownie pompując do 2,2 bara. To trwało już znacznie dłużej, bo około 15 minut. Od dwóch do trzech minut zajmowała też rutynowa kontrola ciśnienia z dobiciem z poziomu ~2,2 do 2,4 barów, co pożerało około ¼ naładowania wbudowanego akumulatora, a na dodatek rozgrzewało go do niepokojącego poziomu. Producent jednak zaznacza, żeby z kompresora tego typu nie korzystać przez długi czas.
Test podręcznego kompresora Baseus Dynamic Eye Inflator Pump – podsumowanie
Za ten podręczny kompresor zapłacicie 229,9 zł w oficjalnym sklepie Baseus Polska, co wydaje się nieprzesadzoną kwotą, jak za coś, co może uratować Was od regularnej jazdy na stację benzynową w celu uzupełnienia braków ciśnienia w oponach samochodowych, choć będziecie zmuszeni poświęcić temu więcej czasu. Gadżet ten sprawdzi się jednak równie dobrze w przypadku rowerzystów, którzy uważnie pilnują poziomu ciśnienia w swoich oponach. Mogą oni nawet zastąpić prostą pompkę tą elektroniczną, z wbudowanym czujnikiem ciśnienia, aby w trasie móc szybko poradzić sobie z ewentualnym przebiciem.
Nie jest to więc gadżet dla wszystkich, ale każdy, kto widzi w nim potencjał na poprawienie swojego codziennego życia, powinien się nim zainteresować. Jako że w naszych testach spisał się poprawnie nawet pomimo długiej procedury pompowania, to polecamy go z czystym sercem, a nawet stosunkowo niska wytrzymałość na jednym ładowaniu nie jest przeszkodą do m.in. rutynowej poprawy stanu ciśnienia w Waszych oponach samochodowych: