Często mówi się, że dezinformacja o sieci 5G pochodzi z Rosji. Łatwo to wskazać choćby przez to, że wiele teorii zapoczątkowuje telewizja Russia Today. Ale jeśli bliżej przyjrzymy się sprawie, okazuje się, że antykomórkowa narracja idealnie wpisuje się w to, jak wyglądają plany Rosji wobec sieci 5G.
Historia sieci komórkowych w Rosji
Rosja, podobnie jak wiele innych krajów świata, przygodę z sieciami komórkowymi zaczęła w latach 90-tych XX wieku. Początkowo w Moskwie i Sankt Petersburgu, następnie zasięg poszedł w stronę europejskiej części kraju, a później na Wschód. Na początku Rosja korzystała ze sprzętu Cisco, Ericssona i Nokii. W 2007 roku do gry wszedł Huawei, wygrywając jeden z pierwszych przetargów na zakup sprzętu do budowy sieci 3G. Firma raz, że była blisko (Chiny), a dwa, że oferowała sprzęt tej samej jakości, ale tańszy o 20-30%. Wybór był więc oczywisty.
Huawei początkowo nie podbił kraju. Był obecny tylko na ograniczonym obszarze, głównie na wschodzie. Wynikało to z tego, że konkurencyjni dostawcy uzależniali od siebie operatorów. Tworzyli sprzęt tak, aby nie można go było łączyć z rozwiązaniami konkurencji. Wtedy o Open Ran raczej nikt jeszcze nie słyszał. Huawei, a wraz z nim ZTE, czekały więc, aż dotychczas używany sprzęt będzie wymagał wymiany i atakowały rynek oferując nie gorsze rozwiązania, ale za lepsze pieniądze. Aktualnie nie ma oficjalnych danych dotyczących wykorzystania sprzętu poszczególnych dostawców, ale rosyjski rynek jest nadal pod tym względem mocno podzielony. Operatorzy nie chcą uzależniać się od jednego dostawcy, więc nadal panuje spora dywersyfikacja.
Czytaj też: Huawei pomaga utrzymać sieć w Ukrainie. Dlaczego ta informacja nie przebiła się w mediach?
Sieć 5G w Rosji to nie taka prosta sprawa
W czerwcu 2019 roku, podczas wielkiej oficjalnej ceremonii z udziałem Władimira Putina i Xi Jingpinga zawarto umowę pomiędzy operatorem MTS, a Huawei. Efektem tego była pierwsza pilotażowa sieć 5G. Uruchomiona w Moskwie na nietypowej częstotliwości 4,9 GHz. I tutaj zaczynają się schody.
W Rosji nie udało się dojść do porozumienia w sprawie wykorzystania częstotliwości sieci 5G. Cały świat stawia na pasmo C, czyli zakres 3,4-3,8 GHz. Ale z niego korzysta Ministerstwo Obrony (w tym radary średniego zasięgu, łączność satelitarna i systemy przekaźników radiowych), służby wywiadowcze oraz Roskosmos. O ile początkowo Putin zgodził się na udostępnienie pasma dla sieci 5G, tak po negatywnej opinii Ministerstwa Obrony szybko zmienił zdanie. Dla Rosji wojsko jest ważniejsze od sieci komórkowej. Ostatecznie operatorzy dostali propozycję budowy sieci 5G w paśmie 4,7 – 4,99 GHz. Tutaj mamy kolejne schody, ale tym razem co drugi stopień jest w nich usunięty.
Budowa sieci 5G na częstotliwości używanej przez cały świat jest łatwiejsza. Choćby ze względu na dostępność sprzętu i jego ceny. W tym przypadku kompatybilny sprzęt ma tylko Huawei, a z takiego pasma korzysta tylko chiński China Mobile (ale też korzysta z pasma C). Budowa sieci na wyższej częstotliwości oznacza, że zasięg pojedynczego nadajnika będzie słabszy. Więc potrzebna jest gęstsza siatka stacji bazowych. Według wyliczeń GSMA potrzeba cztery razy więcej nadajników, a koszt budowy sieci wzrośnie o 84%.
Tutaj dodatkowo na przeszkodzie stoją normy emisji pól elektromagnetycznych. Rosja korzysta z norm, które w Polsce obowiązywały do początku 2020 roku. Czyli, delikatnie mówiąc, bardzo restrykcyjnych (0,1 W/m2 dla częstotliwości powyżej 2 GHz) . Praktycznie uniemożliwiają one pokrycia kraju zasięgiem sieci 5G w paśmie 4,7-4,99 GHz.
Myślicie, że to koniec problemów? W paśmie 4,7-4,99 GHz działają systemy identyfikacji samolotów NATO. Jeśli 5G miałoby działać na tych częstotliwościach w promieniu 300 km od granicy, wymagałoby to zgody państwo sąsiadujących. Co byłoby niemożliwe nawet przed atakiem Rosji na Ukrainę.
Jedynym, w miarę bezbolesnym ruchem, było przekazanie pod budowę sieci 5G pasma 24,25 – 24,65 GHz. Co miało miejsce w marcu 2020 roku. To jednak, przy rosyjskich normach, pozwala co najwyżej na budowę prywatnych sieci na bardzo małych obszarach, z których mogą skorzystać m.in. fabryki i przedsiębiorstwa.
Czytaj też: Android wprowadzi funkcję archiwum. Zwolni miejsce bez odinstalowywania aplikacji
To my to 5G zbudujemy sami! Albo… nie?
W 2019 roku z Władimirem Putinem spotkał się Maxim Akimov, wicepremier ds. komunikacji. Zaproponował budowę rodzimej sieci 5G. Miałoby to kosztować 650 mld rubli (wtedy jeszcze było to coś warte, prawie 9 mld dolarów), a środki miałyby trafić do rodzimych firm, zamiast zagranicznych. Tak powstał program budowy rosyjskiego sprzętu i oprogramowania dla sieci 5G i Internetu rzeczy. Do 2024 roku radzieckie 5G miało stanowić minimum 18% używanej technologii. Pierwsza sieć 5G z rosyjskim sprzętem miała ruszyć w latach 2022-2023. Z kolei do 2024 roku 40% używanych stacji bazowych ma być wyprodukowanych w Rosji, a w każdej miejscowości powyżej 1 000 mieszkańców ma być zasięg 5G, albo przynajmniej LTE.
I tu, znowu, mamy problem. Bo Rosja nie ma nawet w pełni działającej sieci LTE. Dopiero na 2023 roku planowane było osiągnięcie liczby 2/3 połączeń realizowanych w sieci 4G. W 2021 roku powstała firma Spectrum dostarczająca stacje bazowe LTE. Ale dla częstotliwości 450 MHz, z której rodzimi operatorzy rzadko korzystają i urządzenia nie spełniają ich oczekiwań. Więc sprzęt okazał się bezużyteczny.
Na koniec 2021 roku przyszłość sieci 5G w Rosji nadal nie była znana. Rząd nie mógł się zdecydować, czy budować ją samodzielnie, czy jednak z zagranicznymi firmami. Te z kolei nie bardzo chcą do Rosji przyjść ze względu na niepewność inwestycyjną. Rosja wymagała bowiem, aby współpracowali oni z rodzimymi producentami, albo żeby produkowali sprzęt w kraju. W listopadzie 2021 roku Nokia jako pierwsza spróbowała wejść we współpracę z rosyjską firmą. Umowa Nokii z producentem systemów komputerowych Yadro zakładała, że fiński gigant będzie miał 49% udziałów w spółce, a do firmy rosyjskiej przeniesione zostaną zakłady produkcyjne oraz licencje na oprogramowanie.
Nie wspominając już o tym, że do końca 2021 roku nie rozdysponowano, choć to zapowiadano, częstotliwości sieci 5G. Co rodzi kolejne problemy, bo dostępnego pasma nie wystarczy wszystkim operatorom. Więc pojawiły się pomysły wspólnego wykorzystania, przynajmniej części, widma.
Jak to ma się do dezinformacji na temat sieci 5G?
Zasada działania jest prosta. Skoro Rosja nie może/nie chce/nie potrafi (niepotrzebne skreślić) zbudować sieci 5G, to robi wszystko, aby nie było jej na świecie.
Rosja nie może mieć 5G w paśmie C? No to wmawiamy ludziom, że 5G to eksperyment na ludzkości. Rosja nie może zbudować gęstej siatki nadajników ze względu na restrykcyjne normy emisji pól elektromagnetycznych? To mówimy ludziom, że nadajniki usmażą im mózg i trzeba je usunąć z otoczenia. Do każdego problemu Rosji z budową sieci 5G powstają teorie, które są rozpowszechniane na całym świecie, a następnie kolportowane przez lokalne środowiska antykomórkowe. Idealnie naoliwiona maszyna pracuje w zasadzie już od kilku lat.
Najciekawsze jest w tym wszystkim to, że Rosja padła ofiarą własnej propagandy. W 2020 roku w Rosji, podobnie jak w wielu europejskich krajach, zapłonęły nadajniki sieci komórkowych. Z kolei w maju 2021 roku odbył się w kraju pierwszy masowy protest przeciwko budowie sieci 5G. Mieszkańcy Jekaterynburga twierdzili, że budowana stacja bazowa jest niebezpieczna dla środowiska, a sama budowa nielegalna. Skąd my to znamy…