MateBook X był pierwszym laptopem firmy Huawei jaki miałem okazję używać. Choć każdy kolejny MateBook był bardzo udanym sprzętem, to mimo wszystko tym naj-modelem był dla mnie zawsze pierwszy X. Dwa i pół roku po premierze pierwszej generacji przyszła pora na odświeżenie ultrabooka kompaktowego do granic możliwości. Jak udała się ta sztuka? Sprawdźmy.
Specyfikacja Huawei MateBook X (2020)
- aluminiowa obudowa o wymiarach 284,4 x 206,7 x 13,6mm, masa 1 kg,
- 13-calowy ekran LPTS, rozdzielczość 3000 x 2000 pikseli, dotykowy,
- procesor Intel Core i5 – 10210U,
- grafika Intel UHD Graphics,
- 16 GB pamięci RAM, LPDDR3, 2133 MHz, Dual-Channel,
- dysk SSD 512 GB, PCIe,
- dwa porty USB-C Thunderbolt 3, Jack 3,5mm, czytnik linii papilarnych wbudowany we włącznik,
- łączność Wi-Fi 6 (1024 QAM, 2×2 MiMO, Bluetooth 5.0, NFC,
- podświetlana klawiatura z wbudowaną kamerą między klawiszami F6 i F7, touchpad rozpoznający siłę nacisku,
- cztery głośniki – 2x niskotonowe, 2x wysokotonowe,
- litowo-jonowy akumulator o pojemności 42 Wh, ładowanie 65W,
- cena: 6 499 zł.
W zestawie znajdziemy ładowarkę sieciową z odpinanym kablem USB-C oraz hub z dodatkowymi portami.
MateBook X (2020) – ultrabook mniejszy od kartki A4
Huawei szczycił się tym, że pierwsze generacja MateBooka X jest mniejsza od kartki A4. W przypadku drugiej generacji… nic się nie zmieniło. To sprzęt kompaktowy do granic możliwości. Nie bez powodu po otwarciu pudełka i wzięciu laptopa do ręki wyrwało mi się Jaaaakie to malutkie! Nowy MateBook X bez problemu zmieści się do średniej wielkości damskiej torebki, czy dowolnego plecaka. Przy jego masie można nawet zapomnieć, że go tam włożyliśmy.
Laptop, wzorem całej serii, jest perfekcyjnie wykonany. Wszystko jest tutaj metalowe, perfekcyjnie spasowane, a ekran pokrywa tafla szkła. Choć sprawia ona wrażenie grubej, cała klapa po zamknięciu nieznacznie ugina się pod naciskiem.
Od spodu znajdziemy niewielkie gumowe nóżki. Sprawiają wrażenie nieco zbyt twardych, ale pomimo tego są w stanie bardzo stabilnie utrzymać laptop na blacie.
Obok nich znajdują się otwory głośników. Jak na tak małą obudowę, zdecydowanie wyróżniają się głośnością i jakością brzmienia.
Portów jak na lekarstwo
Idąc z duchem czasu, a także ze względu na kosmicznie cienką obudowę, do dyspozycji mamy tylko dwa porty. USB-C na boku prawym i… USB-C na boku lewym. Dodatkowo w gratisie dostajemy gniazdo Jack 3,5mm. Niestety – jest źle.
Plusem natomiast jest fakt, że oba porty są zgodne z Thundebolt 3, a także za pomocą dowolnego z nich można ładować akumulator. Tradycyjnie w zestawie znajdziemy hub z dodatkowymi portami – USB-C, USB-A, HDMI oraz VGA.
Póki w naszym otoczeniu nie zagości więcej urządzeń z USB-C i na dobre wyprze on duże gniazda USB, zapewne długo jeszcze będziemy narzekać na laptopy z tak skromnym zestawem portów.
Klawiatura i touchpad. Wolna przestrzeń wykorzystana do granic
Tym co wyróżniało pierwszego MateBooka X była klawiatura wykorzystująca do granic dostępną przestrzeń w obudowie. W drugiej generacji laptopa jest identycznie. Przyciski sięgają idealnie od lewego, do prawego boku obudowy. Ale są przy tym duże i zachowany pomiędzy nimi spory odstęp. Dzięki czemu w zasadzie nie trzeba się do nich specjalnie przyzwyczajać. Przynajmniej jeśli chodzi o układ.
Klawiatura MateBooka X jest jednak trochę specyficzna, bo do pisania wymaga nieco… siły. Przyciski mają niski skok (katalogowo 1,3 mm), ale mocno sprężynują, dzięki czemu pisanie jest bardzo przyjemne. POtrzebują jednak nieco mocniejszego nacisku niż większość klawiatur w laptopach, co wymaga nieco przyzwyczajenia. Ale dzięki temu wielogodzinne pisanie jest mniej męczące, bo palce muszą wykonać nieco większą pracę.
Wzorem MateBooków X Pro, w klawiaturze zaszyta została kamera, pomiędzy przyciskami F6 oraz F7. Rozwiązanie bardzo praktyczne… o ile rzadko korzystamy z kamery. Obraz wygląda niekorzystnie, z racji perspektywy i jeśli rozmawiamy z jedną osobą, to niemal zawsze będziemy patrzeć wysoko ponad kamerę, co może nieco rozpraszać.
Touchpad jest nie tylko duży i bardzo wygodny, ale również efektowny. Został idealnie wkomponowany w obudowę, przez co sięga aż do samych krawędzi spodu obudowy. Jego powierzchnia jest odpowiednio śliska oraz nie zabrakło obsługi gestów.
Co kryje touchpad MateBooka X (2020)?
W touchpadzie znajdziemy nieco więcej niż tylko płytkę dotykową. Zastosowana powierzchnia reaguje nie tylko na dotyk, ale również na nacisk. A do tego wibruje. Funkcja została nazwana Free Touch i w teorii ma przypominać możliwości gładzika z laptopów Apple’a. Przynajmniej… powinna. Nie znalazłem jednak żadnych zastosowań dla tej funkcji poza tym, że można ją włączyć i zmienić poziom nacisku touchpada oraz wibracji. Ale na razie to tyle. Warto jednak pamiętać, że laptopa używam przedpremierowo i na takie elementy można przymknąć oko. Z niecierpliwością czekam, aż na temat Free Touch pojawi się więcej informacji.
Zabrakło mi też jakiejkolwiek instrukcji obsługiwanych gestów touchpada. Zdążyłem zauważyć np. że przesunięcie trzech palców z góry na dół minimalizuje wszystkie okna, a w dołu w górę je przywraca. Z kolei ruch trzema palcami w bok wywołuje okno otwartych aplikacji.
A gdzie jest Huawei Share One Hop zapytacie? Również w touchpadzie. Tym razem nie ma tutaj żadnej dodatkowej naklejki i smartfon możemy sparować z laptopem wykorzystując moduł NFC schowany pod touchpadem. W ten sposób możemy na ekranie mieć dostęp do zawartości smartfonu i korzystać ze wszystkich jego funkcji w ramach Multiscreen Colaboration. Poprzez proste przeciągnięcie plików możemy je kopiować, albo też z poziomu komputera wysyłać SMS-y, dzwonić, czy pisać na komunikatorach. Brzmi banalnie, ale taki mały ekosystem potrafi mocno uzależnić.
Ekran w pożądanych proporcjach 3:2
Kiedy pierwszy raz korzysta się z ekranu o proporcjach 3:2, jest nieco dziwnie. Ale wystarczy kilka dni i dziwnie to dopiero wygląda tradycyjny wyświetlacz 16:9. Wszelkie slogany reklamowe mówiące, że dzięki ekranowi 3:2 pracuje się lepiej nie są wyssane z palca. Faktycznie dzięki temu widzimy więcej. Dokumenty są dłuższe, podobnie jak tabele, czy strony internetowe. Ciężko jest to wyrazić słowami, ale po kilku dniach zwyczajnie nie będziecie chcieć innego ekranu.
W przypadku MateBooka X (2020) nawet niekoniecznie dowolnego innego, a będziecie chcieć zwyczajnie TEGO ekranu. To bardzo mocny punkt laptopa. Bardzo jasny, kontrastowy, bardzo dobrze odwzorowujący kolory i z dobrą bielą. Można go bez problemu używać do obróbki zdjęć po prostej kalibracji. Przyczepić się można jedynie do nieco nierównomiernego podświetlenia. Szczególnie po ciemku krawędzie są minimalnie ciemniejsze. Ale to szczegół, który można szybko przestać zauważać.
Na deser mamy dotykowy panel. Element, którego bardzo brakuje kiedy przesiądziemy się z dotykowego laptopa na klasyczny. Obsługa komputera bez myszki jest dzięki temu znacznie wygodniejsza, a dotyku bardzo często używam do przewijania dokumentów lub stron internetowych.
Wydajność bez zarzutów. MateBook X (2020) działa bardzo kulturalnie
Już pierwszego MateBooka X cechowała bardzo wysoka kultura pracy i tym razem jest równie dobrze. Nawet w trakcie benchmarków laptop nie wydaje kompletnie żadnych dźwięków. Pracuje idealnie bezgłośno. A co ciekawe, obudowa nie grzeje się przy tym przesadnie. Oczywiście to metal i wzrost temperatury pod obciążeniem jest odczuwalny, ale obudowa w żadnym miejscu nie będzie nas parzyć.
Laptop w trakcie codziennej pracy sprawuje się bardzo dobrze. Ani razu nie zaskoczył mnie spowolnieniami, czy zawieszaniem się. Sprawdzi się w typowo biurowo-internetowej pracy, nawet jeśli zasypiemy go otwartymi dokumentami i wieloma oknami przeglądarki z kilkunastoma kartami. Bez zarzutów spisuje się również przy obróbce zdjęć, nawet jak wczytujemy do Lightrooma sporą porcję plików. 16 GB pamięci RAM robi swoje.
Bezgłośna praca i wysoka kultura pracy muszą mieć odbicie na pracy procesora. Pod dużym obciążeniem spadek częstotliwości taktowania jest wyraźny. Throttling jest duży, ale co ciekawe, jak już taktowanie spadnie, to utrzymuje się na stałym poziomie.
Mimo wszystko, pomimo wysokiej wydajności chwilowej, MateBook X (2020) nie jest sprzętem do bardzo obciążającej pracy, np. z obróbką grafiki. O grach, poza starymi i bardzo prostymi produkcjami, też możemy zapomnieć.
Przyzwoity czas pracy
Zanim przejdziemy do czasu pracy, warto pochwalić ładowarki dodawane do MateBooków. Są niewiele większe od tych smartfonowych i oferują moc 65W. Oprócz ładowania laptopa spokojnie można ich użyć do ładowania flagowych smartfonów Huaweia.
MateBook X (2020) oferuje przyzwoity czas pracy na pojedynczym ładowaniu. Przy jasności ustawionej na 70% możemy przez ok 7 godzin oglądać film w rozdzielczości FullHD. W przypadku pracy z maksymalnym podświetleniem ekranu i aktywnym Wi-Fi, akumulator wystarcza na niecałe 5 godzin. Nieco przyciemniając ekran można ten czas wydłużyć do 7-8 godzin.
MateBook X (2020) to laptop, za którego można dać się pokroić
MateBook X (2020) wraca na rynek i robi to naprawdę dobrze. Niby niczym nie zaskakuje, bo oferuje niemal to samo co dotychczasowe MateBooki X Pro.
Zmiany szybko jednak można zauważyć. Przede wszystkim w kwestii pięknej i kompaktowej do granic obudowy. Ekran niezmiennie jest jednym z lepszych na rynku, podobnie jak bardzo dobrze działającą klawiatura. Do tego bardzo duży i świetnie wkomponowany w obudowę touchpad oraz wyróżniające się, w sprzęcie tej klasy, głośniki. Nie można też zapominać o całkowicie bezgłośnej pracy oraz wysokiej wydajności w codziennej pracy.
MateBook X (2020) to laptop dla ludzi potrzebujących maksymalnej mobilności i zwyczajnie ładnego sprzętu. Pasywne chłodzenie podzespołów skutecznie uniemożliwi wykorzystanie go do bardziej zaawansowanych czynności niż obróbka zdjęć. Dla bardziej zaawansowanych użytkowników będzie przeszkadzać też bardzo skromny (delikatnie mówiąc) zestaw portów.
Nowy MateBook X to na tyle czarujący sprzęt, że jestem w stanie wybaczyć mu nawet ten niewielki wybór portów. To zdecydowanie jeden z wygodniejszym i ładniejszych laptopów jakie używałem i nie tylko polecam, co sam chętnie bym się na niego przesiadł w codziennej pracy.