Wiele potężnych zjawisk naturalnych, które występują na Ziemi może przez długi czas pozostać nieuchwytnych. Za przykład niech posłuży erupcja wulkaniczna, do której doszło w listopadzie ubiegłego roku. Nie odnotowały go nawet najczulsze sejsmografy.
11 listopada 2018 roku, naukowcy zauważyli, że dzieje się coś ważnego. Początek zjawiska miał miejsce w pobliżu Madagaskaru i wyspy Majotta, kontrolowanej przez rząd francuski. „To, co jest niezwykłe, to fakt, że ten bardzo długi sygnał poruszał się po świecie i nie został wykryty przez działające systemy wykrywania trzęsień ziemi” – powiedział Stephen Hicks. Geolodzy zwracali uwagę na ten region od maja 2018 r. Został on wtedy dotknięty trzęsieniem ziemi o sile 5,8 stopni. Naukowcy nie byli tego pewni, ale po wydarzeniach z listopada podejrzewali, że są ze sobą powiązane.
Czytaj też: Erupcja wulkanu spowodowała powiększenie Hawajów
Wygląda na to, że ogromna ilość magmy przesunęła się po dnie oceanu. To przesunięcie spowodowało, że ziemia pod magmą, znana jako komora magmowa, w dużym stopni się opróżniła. To doprowadziło do bulgotania, które pozostało nieodnotowane. Wygląda na to, że zjawisko wciąż trwa i nadal oddziałuje na okolice Majotty, którą zamieszkuje niemal 250 000 ludzi. Odczyty wskazują, że dno morskie we wschodniej linii brzegowej francuskiej wyspy opada w tempie około 1 centymetra na miesiąc.
[Źródło: popularmechanics.com]
Czytaj też: Ta zautomatyzowana prognoza przewiduje erupcje wulkanu Etna