Nie musisz znać się na smartfonach, by kupić porządny telefon. O tych dziesięciu rzeczach warto jednak pamiętać, by nie przepłacić i nie żałować swojego wyboru. Niektóre punkty mogą Was zaskoczyć.
Pominąłem w poniższym zestawieniu sprawy oczywiste. Każdy w końcu chce mieć zasięg, wysoką jakość rozmów czy design wpadający w oko. Podstawowe funkcje telefoniczne są z reguły dopieszczone – mamy XXI wiek i pewne standardy są już na tyle wysokie, by nie poświęcać im uwagi.
1. Bateria
A tak właściwie bardziej prawidłowo nie bateria lecz akumulator, to jeden z najważniejszych elementów smatfonu. Jego pojemność powinna być możliwie jak największa – najbardziej pożądane są wielkości rzędu 4000 mAh i więcej. Oczywiście nie należy iść tutaj w przesadę taką jak poniżej:
Energizer P18K z akumulatorem 18000 mAh – obiekt kpin na targach MWC2019, źr. notiulti.com
Warto też wiedzieć, że w przypadku iPhone’ów wymagania energetyczne są mniejsze niż w świecie Androida i Apple mimo wszystko całkiem dobrze wypada w tej kwestii. Zdarzają się też telefony, które dzięki nowoczesnym procesorom pracują długo, pomimo relatywnie małej pojemności akumulatora. To jednak wyjątki, które z reguły łączą swoje umiejętności z nieco mniejszym ekranem – np. Samsung Galaxy S10e, Apple iPhone SE czy cała seria Compact firmy Sony.
2. Szybkie ładowanie smartfonu
Nowe telefony mają większe ekrany, przez co ich akumulatory proporcjonalnie rozrosły się. By nie ładować współczesnego urządzenia przez 4 czy 5 godzin, powinno ono obsługiwać nowoczesny standard szybkiego ładowania.
W opisie urządzenia szukaj jednego ze standardów: Qualcomm Quick Charge 2.0 i wyższy (18 – 27W), Huawei SuperCharge (25-40 W), Motorola TurboPower (28,5 W), Apple Fast Charging (29 W), Oppo Vooc (25 W) i Super Vooc (50 W), OnePlus Dash (20 W) i Warp (30 W) Charge, MediaTek Pump Express 3.0 (30 W) i 4.0 (25 W). Do tego dołożyć należy USB Power Delivery, będący częścią standardu USB 3.1, którym naładować można zarówno laptopa, jak i telefon (do 100 W). Oprócz samej obsługi takiego standardu, sprawdź czy szybka ładowarka dołączana jest do zestawu (inaczej czeka Cię wydatek nawet ponad 100 zł).
Czytaj też: W sieci pojawiły się ceny serii Asus ZenFone 6
Producenci chętnie chwalą się, jeśli ich telefon obsługuje szybkie ładowanie i podają wartość szczytową mocy ładowania w Watach. Upraszczając – im ta jest większa, tym szybkość ładowania jest wyższa. Czasem też podawany jest czas ładowania, tutaj warto zwrócić uwagę na to, o jakim stopniu naładowania jest mowa – na początku ładowanie jest szybkie, ale ostatnie 30% potrafi ładować się dłużej niż pierwsze 70%. Niech więc nie zwiedzie Was deklaracja 40% w 30 minut, bo do pełna ładowanie może potrwać ponad 1,5 godziny.
0-100% w 90 minut to wynik średni, typowy dla flagowych Samsungów, natomiast ładowanie w czasie krótszym niż godzina to wynik wybitny, znany z topowych modeli Oppo czy Huaweia.
3. Procesor
W przypadku procesorów, a tak właściwie układów SoC zawierających procesor, chip graficzny czy modem, sprawa jest najbardziej pogmatwana. Przede wszystkim nie skupiajcie się na liczbie rdzeni procesora. Zdarza się, że 4 rdzenie są szybsze niż 8, no i jedne 8 rdzeni drugim nierówne. Z reguły kwiecisty opis to bardziej trick marketingowy niż istotna informacja.
Czytaj też: Samsung opóźnia sprzedaż Galaxy Fold o bliżej nieokreślony czas
To, co powinno przykuć Waszą uwagę to:
- seria procesora, na przykładzie Snapdragonów – 200, 400, 600, 700 lub 800. Bezstresowe korzystanie z telefonu zaczyna się od serii 600 w górę. Serie 700 i 800 Snapdragona to już górna półka, Huawei ma topowe Kiriny 9xx i średnią półkę serii 700, a do tanich modeli instaluje Mediateki, które niestety znane są z problemów z kompatybilnością z grami i aplikacjami. W przypadku Samsunga rodziny procesorów mogą być bardziej mylące i warto posiłkować się testami wydajności, o których za chwilę.
- proces technologiczny produkcji procesora. Jednostką są tutaj nanometry (im ich mniej, tym lepiej), określające wielkość tranzystorów. W chwili pisania tego tekstu, topowym procesem było 7 nm. Dla średniej półki cenowej i 14 nm nie będzie złe, natomiast wystrzegajcie się starych „trupów” produkowanych w procesie technologicznym 28 nm. O co w tym chodzi? Mniej nanometrów to gęstsze upakowanie tranzystorów, które jest bardziej efektywne energetycznie (dłuższa praca na baterii), a do tego łatwiejsze odprowadzanie ciepła (telefon nie grzeje się). Z reguły im mniej nanometrów w opisie procesora, tym większa jest jego wydajność.
- benchmarki – w sieci nie brakuje wyników testów wydajności telefonów. Przeprowadza się je za pomocą benchmarków takich jak AnTuTu (test całego systemu) czy Geekbench (test procesora). Nie należy ślepo na nie patrzeć, szczególnie, że zdarzały się już nadużycia, ale dają one jasną informację typu który z procesorów Snapdragon 6xx jest szybszy. Obecne rekordy AnTuTu to wartości sięgające 400 tys. punktów, a w Geekbenchu uzyskujemy nawet ponad 10 tys. punków. Prawda jest przy tym taka, że coroczne zmiany wydajności wynikające z kolejnej generacji procesorów są coraz mniejsze i nie zawsze zauważalne dla użytkownika.
4. Wodoszczelność smartfonu
Odporność na wodę to papierek lakmusowy jakości obudowy i szalenie wygodna rzecz. O ile wciąż mimo wszystko nie zaleca się kąpieli z telefonem, a już zupełnie zakazane jest zanurzanie telefonu w wodzie morskiej, o tyle nie brakuje życiowych sytuacji, w których nie chcemy martwić się o kilka kropel płynu. Czy będzie to pot podczas biegania, czy piękne zdjęcie w deszczu, czy wreszcie możliwość złapania telefonu mokrą ręką, gdy ktoś ważny dzwoni, a my akurat zmywamy naczynia – bez sensu się stresować.
Wodoszczelność określana jest kodem IP, po którym mamy 2 cyfry. Najlepsze co teraz dostaniecie w klasycznych telefonach to IP68 np. Huawei P30 Pro czy Galaxy S10. Taka norma pozwala na 30-minutowe zanurzenie na głębokości 2 czy 1,5 metra (zależnie od opisu producenta). Pamiętajcie jednak, że to takie zanurzenie „bez ruchu” – używanie telefonu jako „płetwy” podczas pływania może za bardzo zwiększyć ciśnienie. Deklaracja, że obudowa spełnia normę IP68 to właściwie pewność, że mamy do czynienia z najwyższą jakością.
5. Biometria
W naszych telefonach jest często więcej prywatnych informacji niż w domowych komputerach. Naprawdę warto zadbać o odpowiednie zabezpieczenie. Możemy wprowadzać skomplikowane hasło, co jest męczące na dłuższą metę, a możemy też postawić na biometrię.
Mowa tutaj o rozpoznawaniu odcisków palców, twarzy lub coraz już rzadziej – tęczówki oka. Porządne (czytaj bezpieczne) rozpoznawanie twarzy mają obecnie tylko iPhone’y i garść telefonów z Androidem np. Huawei Mate 20 Pro, ale już nie P30 Pro czy Galaxy S10+. W przypadku prostych systemów opartych na aparacie do selfies sami musimy ocenić, czy perspektywa odblokowania naszego telefonu zdjęciem z Facebooka nas przeraża, czy nie. Sam do dostępu do konta bankowego czy menadżera haseł wykorzystuję czytnik linii papilarnych. Ten, pomimo lat na rynku, jest póki co najpewniejszym z zabezpieczeń.
Do wyboru macie czytniki z tyłu obudowy (niewygodne w aucie), z boku obudowy (Xperie, Galaxy S10e) – prywatnie lubię tę lokalizację, lub z przodu obudowy. Ten ostatni wariant oznacza albo przycisk pod ekranem (np. Huawei P20 Pro), albo nowość ostatnich miesięcy, czyli czytnik zintegrowany z ekranem. Jak przystało na nowość, co telefon czytnik w ekranie działa słabo albo bardzo słabo. Nieźle wypadają ostatnie modele Xiaomi – Mi8 Pro, Mi9, tragicznie Mate 20 Pro, niewiele lepiej czytnik ultradźwiękowy w serii Galaxy S10, zaskakująco dobrze w P30 Pro, średnio w Meizu 16th… no ruletka. Jeśli decydujesz się na telefon z czytnikiem w ekranie, koniecznie poszukaj jego recenzji w sieci, by nie było nieprzyjemnych niespodzianek.
6. Wielkość pamięci
Tutaj mamy 2 parametry, tj. pamięć wewnętrzną i pamięć RAM. Nie przedłużając – 4 GB RAM to obecnie absolutne minimum, a i 8 GB nie jest żadną fanaberią – odczuwamy je m.in. w postaci szybszego uruchamiania oraz przełączania się aplikacji. A do tego już nie 16 GB tylko minimum 32 GB pamięci wewnętrznej, a najlepiej choć 64 GB. Sam system operacyjny potrafi pochłonąć kilkanaście gigabajtów, do tego nasze ulubione aplikacje i na pliki nie mamy miejsca. Możemy posiłkować się kartą pamięci, ale często oznacza to rezygnację z drugiej karty SIM (niewiele jest telefonów potrafiących jednocześnie obsłużyć 2 karty SIM i kartę pamięci).
7. Przekątna ekranu
W ostatnim czasie producenci zmienili proporcje ekranów w telefonach. Niegdyś mieliśmy wszędzie kinowe 16:9, teraz nie ma już jednak „placków” nad i pod ekranem, przez co proporcje sięgają 19:9 czy 21:9, a tak wydłużony w pionie ekran, choć sprawia wrażenie poręcznego, ma zaskakująco dużą przekątną.
Czytaj też: Test Huawei P30 lite – Mistrz fotografii w wersji lite
Porównanie wielkości ekranu nie jest przez to takie łatwe jak kiedyś. Zamiast więc skupiać się na przekątnej, warto patrzeć na powierzchnię ekranu w centymetrach kwadratowych. To ten parametr jednoznacznie pokazuje, który ekran ma większą przestrzeń roboczą.
Gdy już przy ekranie jesteśmy, zwróć też uwagę, czy ma on zagięte brzegi. Jeśli zdarza Ci się uszkodzić wyświetlacz, szukaj jednak urządzeń bez zakrzywionego szkła. Łatwiej będzie zabezpieczyć je dodatkowym szkłem ochronnym. Ekrany z zakrzywieniami, popularne u Samsunga czy ostatnio u Huaweia zabezpieczymy w pełni jedynie mniej odpornymi na zużycie foliami ochronnymi.
8. Aparat fotograficzny
Na ten temat moglibyśmy napisać całą książkę, ale by nie przynudzać… Liczba megapikseli to tylko marketing, o wiele ważniejsza jest wielkość matrycy. Ta, by było trudniej, określana jest ułamkiem nie odzwierciedlającym nawet bezpośrednio przekątnej. Upraszczając, im mniej w mianowniku ułamka, tym dla nas lepiej.
Wielkość matycy
- 1/2.9”, 1/3” i mniejsze – nie oczekujcie cudów, a jeśli, to programowych. Tych aparatów unikamy.
- 1/2.3” – przy rozdzielczości 12 Mpix mają piksele 1,55 mikrometra, przez lata był to najwyższy standard, teraz coraz częściej średnia półka. Bardzo solidnie jak na telefoniczne standardy.
- 1/2” – nowa „rozmiarówka” w świecie mobilnym, obecna póki co w modułach 48 Mpix produkcji Sony i Samsunga, z których radośnie czepią takie firmy jak Huawei, Honor, Xiaomi czy właśnie Samsung. Wysoka szczegółowość i zadowalająca praca w trudnych warunkach oświetleniowych.
- 1/1.78” czy nawet 1/1.7” – obecnie tak duże matryce stosuje wyłącznie Huawei, we swoich flagowcach od modelu P20 Pro. Bardzo dobra praca w trudnych warunkach oświetleniowych.
Przysłona
Drugi parametr to liczba przysłony, przysłona, światłosiła – czy jak tam sobie to nazwiemy. Kolejny raz do czynienia mamy z ułamkiem, gdzie w liczniku jest F, a w mianowniku wartości zwykle z przedziału od 1.5 do 5.6 (w świecie mobilnym). Dla F/1 do matrycy dociera całe światło, jakie zastaje obiektyw aparatu, a im więcej niż 1 mamy w mianowniku, tym strata jest większa. W przypadku głównych aparatów rekordowo jasne obiektywy telefoniczne mają przysłony rzędu F/1.5, F/1.8 jest jeszcze całkiem akceptowalne, F/2.8 to już „ciemnica” i jeśli za nią nie ma potężnej matrycy przeniesionej z lustrzanki, raczej zapomnijmy o fajnych zdjęciach. Ostatnio w telefonach mamy też dodatkowe aparaty – zoomy czy aparaty szerokokątne są trudniejsze do miniaturyzacji z zachowaniem rekordowo wysokiej jasności i w ich przypadku wszystko co poniżej F/2.8 jest już wynikiem imponującym.
Dodatkowe aparaty
Dodatkowe aparaty nie są kaprysem czy chwytem marketingowym, lecz rzeczywiście mogą się przydać. Zoomy 2x nie robią już takiego wrażenia jak ostatnie 5x i 10x. A ultraszerokokątne aparaty pozwalają zmieścić na zdjęciu zarówno spektakularny krajobraz, jak i zrobić z małej kuchni fotograficzny wybieg. Bardzo dobrze też zerknąć, czy dostajemy szeroki kąt w aparacie do selfies. Ma go od długiego czasu LG, a od tego sezonu też Samsung – zmieścimy dzięki niemu dużo osób w kadrze bez konieczności użycia selfiesticka, a sposób działania optyki można łatwo wykorzystać do cyfrowego poprawiania niedoskonałości sylwetki.
Nowością ostatnich miesięcy są czujniki TOF, będące następcami aparatów do pomiaru głębi ostrości. Służą one do precyzyjnej oceny odległości pomiędzy obiektywem a poszczególnymi elementami kadru, na podstawie pomiaru czasu powrotu światła do obiektywu. Za pomocą takiego czujnika możemy skanować obiekty 3D, a w praktyce służą one do lepszego naśladowania lustrzankowego rozmycia tła (tzw. efekt bokeh). Fajny bajer, ale pomijalny.
9. Cena smartfonu
Nie da się ukryć, że jest to kolejny temat rzeka. Przede wszystkim nie traktuj zakupu telefonu jako inwestycję, bo zawsze na tej operacji tracisz w perspektywie czasu. Najwolniej tracą na wartości iPhone’y, dużo gorzej, ale całkiem nieźle wypada Samsung i powoli dogania go Huawei. Historia LG G6 pokazała natomiast, że telefon może stracić ponad połowę swojej wartości w ciągu pół roku i tu mowa jest o nowych, salonowych egzemplarzach a nie o rynku wtórnym.
Czytaj też: Test Huawei P30 Pro – Mistrz fotografii nadchodzi
Jeśli tylko jest taka szansa, kup telefon za gotówkę lub na raty zero procent. Świadomość pełnej ceny urządzenia, zamiast nęcącej złotówki z reklamy operatora, ułatwia uświadomienie sobie, że chcemy kupić coś bardzo drogiego, wymagającego głębszego przemyślenia. Poza tym telefony u operatorów są zwyczajnie drogie. Były w historii takie przypadki, że u operatora dało się kupić coś nieco poniżej ceny rynkowej, ale o wiele więcej jest historii na temat łącznej wartości kontraktu (aktywacja, cena telefonu, abonament przez 2 lata), która była kilka razy większa niż cena telefonu w wolnej sprzedaży.
Taki iPhone X po stłuczeniu tylnej szybki wymaga naprawy za 2950 zł (w praktyce wymiana telefonu) – serio chcesz spłacać ten „cud techniki” przez 3 lata, uiszczając co miesiąc abonament za 250 zł… i stłuc plecki po tygodniu? Kto bogatemu zabroni? – powiecie, no i pewnie trochę racji macie. Kto jednak czegoś w życiu się dorobił ten wie, że zaczyna się nie od iPhone’ów, tylko od oszczędności.
Nie patrz w kierunku aktualnych flagowych modeli, lecz zerkaj na urządzenia sprzed roku. Są wciąż ekstremalnie wydajne, nadal robią genialne zdjęcia, a kosztują często zaledwie połowę czy na aukcjach nawet 1/3 pierwotnej ceny. Nie bój się też urządzeń ze średniej półki. Jeśli wybierzesz właściwy procesor i zadbasz o inne parametry opisane w tym zestawieniu, prawdopodobnie znajdziesz telefon za 1500 zł, który w codziennym użytkowaniu nie będzie się różnił absolutnie niczym od flagowca za 5000 zł.
No i wreszcie – nie szukaj skrajnie korzystnych okazji z niepewnych źródeł, bo trafisz na sprzęt bez gwarancji lub kupiony na raty u operatora niczym zaciągnięta chwilówka (np. w Plusie). W umowach coraz częściej pojawiają się zapisy zabezpieczające operatora przed nadużyciami. W Plusie czy T-Mobile sprzęt pozostaje własnością operatora do czasu spłacenia całości zobowiązań przez właściciela. Jeśli pierwszy właściciel przestanie spłacać raty, na naszym nowo zakupionym telefonie może nagle pojawić się blokada… i stajemy się bezradni, bo telefon w świetle prawa nabyliśmy od kogoś innego niż właściciel.
10. Postaw na znaną markę
Nie, nie namawiam Ciebie do zakupu telefonu Apple’a za 5000 zł zamiast #XiaomiLepsze za 2000 zł. Xiaomi to już jedna z tych znanych marek. Natomiast w sieci nie brakuje ofert mikro-marek, które są dopiero na początku swojej kariery w Europie, czy też w ogóle nie zamierzają do nas wchodzić, ale ktoś ściągnął sobie kilka sztuk telefonów i wystawił na Allegro.
Pomijając nawet kwestie gwarancyjne, przeważnie każda awaria telefonu oznacza konieczność zakupu nowego urządzenia. Nie dostaniemy w lokalnych serwisach nowego szkła, nie dostaniemy akumulatora, ewentualnie na części z Chin poczekamy długie tygodnie.
Ponadto koszmarem będzie znalezienie atrakcyjnego etui i innych akcesoriów. Wejdziesz do hipermarketu i zobaczysz całą ścianę bajeranckich dodatków do iPhone’ów, prawie tyle samo do Samsungów czy Huaweiów, a potem, wraz ze spadkiem popularności danej marki, akcesoriów jest coraz mniej i mniej. Choćbyś kupił najpiękniejszy telefon marki o egzotycznej nazwie, jeśli założysz mu uniwersalne etui-paździerz, będziesz miał w kieszeni paździerz, a nie cacko i tyle.
Czytaj też: Test Sony Xperia 10 Plus – kinowy format w smartfonie!
A do tego wszystkiego dodajmy małe prawdopodobieństwo aktualizacji, zwiększone ryzyko niedopracowanego interfejsu, a także brak wsparcia ze strony polskich operatorów dla takich funkcji jak VoLTE i VoWiFi – standardów istotnie poprawiających jakość rozmów.
Jeśli jednak już rzeczywiście nie chcesz patrzeć na najpopularniejsze firmy, mamy w Polsce coraz więcej nowych, ciekawych marek działających „na legalu”, które stopniowo rozwijają swoją dystrybucję. Powiewu świeżości śmiało możesz szukać u Meizu, który z przytupem wrócił do Polski w 2018 roku, dystrybuowany przez Maxcom. Bezpiecznym kierunkiem jest także Oppo, producent z pierwszej piątki największych dostawców smartfonów na świecie, choć ten potrzebuje jeszcze trochę czasu, by ceny zeszły do akceptowalnych w Polsce.
Czy zgadzacie się z naszą listą? A może macie zgoła inne priorytety podczas wyboru telefonu? Koniecznie podzielcie się nimi w komentarzu.